Twórczość własna >> Opowiadania >> Drugi Mesjasz

| | A A


Autor: Nivo
Data dodania: 2007-07-25 17:11:32
Wyświetlenia: 6837

Drugi Mesjasz

Skater drgnął, a wskazówka miernika na krótką chwilę odchyliła się gwałtownie z położenia równowagi. To nie był dobry znak. Mężczyzna wytężył wzrok w poszukiwaniu choćby najmniejszego ruchu. Lustrował wnikliwie otoczenie, bez skutku.
Wtem na powłoce pojawiły się niewyraźne zarysy pokracznych sylwetek maszyn typu CJ-17. Skater zarejestrował tylko ich wejście pod powłokę, aktywowane później systemy minimalizujące aurę ukryły maszyny dla mierników. On jednak widział je wyraźnie – były tuż nad blokiem który zajmował.

Światło powłoki zgasło, zalane granatowym refleksem chromowanej nawierzchni wielkich, powietrznych statków. Mimo swojej wagi i niezgrabnych kształtów, były bardzo zwrotne, potrafiły wykonywać manewry gaszące wszystkie aury w promieniu kilkuset wszechmiar.

Mężczyzna marzył by zobaczyć CJ-17 w prawdziwej akcji. Wiedział jednak, że pod powłoką w miastach typu D3, Tzaratch nie wykorzystuje nawet ułamka ich możliwości. Nie mógł więc liczyć na nic, czego wcześniej nie widział na materiałach wlewczych, które pozwolono mu zaaplikować niecałą dekadę temu.

Maszyny ruszyły wolno przed siebie, dryfując w powietrzu jak dostojna kometa w nieskończoności wszechświata. Rozległ się przenikliwy warkot systemów przygotowujących Snarki do pracy.

Po chwili pojawiły się, wylane w ogromnej ilości z kadłubów CJ-17. Niczym fala strumieni świetlnych, rozpierzchły się po powierzchniach budynków, na które spadły, sunąc we wszystkie możliwe kierunki. Powietrzne matki Snarków jeszcze przez chwilę trwały w bezruchu, zapewne koordynując trajektoria kolejnej podróży, po czym wzbiły się ponad powłokę. Ich wielkie mózgi pracowały z prędkością większą niż nano-procesory Tzaratchu.

Miał jeszcze kilkanaście godzin, zanim Snarki znajdą transłącza aktywacyjne paneli Kombinatu, przytwierdzonych niemal na każdej ulicy do elewacji budynków. Przynajmniej tak mu się wydawało – w rzeczywistości nie miał nawet minuty.

Kątem oka dostrzegł na ulicy ruch. Wychylił się mocniej zza wyłomu w ścianie budynku i oparł o rdzawe żelazo wystające wprost z żelbetowych konstruktów nośnych. Mały, niewidoczny gołym okiem, ale wyczuwalny Skaterem Snark, znalazł wyjątkowo szybko dostęp do panelu. Pobiegł ulicą, przebiegł przez trakcję tramwajową i zanurkował pod wrakiem samochodu osobowego.

Mężczyzna stał na piątym piętrze, miał więc widok na panoramę miasta. Betonowe budynki eksponowały swe metalowe wzmocnienia, teraz rozbrojone i połamane. Okna ziały nieżywą czernią – pustą i niezmierzoną. Ulice zaludnione były resztkami nadkruszonych elewacji, wraków i rozbitym szkłem. Powłoka w wielu miejscach miała przepięcia, rozkwitała dziwną barwą, to znów gasła zupełnie. Widok ten przypominał las, tyle że ciągnących się po horyzont wieżowców w stanie agonalnym, obarczonych dodatkowo ciężarem martwych paneli Tzaracthu.

Już niebawem pierwszy z nich miał ożyć. Udało mu się to, ale nie w pełni. Snark, pomimo swego wielkiego szczęścia, nie zrekonstruował transmiterów wizji. Przebierał swymi odnóżami najszybciej jak potrafił, ale i to nie pomogło.

Ciężki, metaliczny głos rozległ się gdzieś w oddali, niesiony echem odbijanym od szarych ruin, dotarł do mężczyzny. Znał ten głos, znał go doskonale.

„Wybrałeś, lub zostałeś wybrany, by żyć w mieście kategorii D3. Jeśli jesteś z Jednostki D, wypatruj emblematów jednostki C. Jeśli jesteś z Jednostki C, unikaj emblematów Jednostki D. Jeśli nie należysz do tych jednostek, niezwłocznie zgłoś się Siłom Tzaratchu – pomożemy ci!”

Ten sam głos, głos jego ojca, towarzyszył mu przy każdej wlewczej sesji. Wtedy to otwarta świadomość hurtem przyjmowała wiadomości z materiałów wyselekcjonowanych specjalnie dla jego kategorii.

A była to nie byle jaka kategoria.

Mężczyzna miał na imię Itsirch, urodził się w piątej erze Tzaratchu. Jego ojciec był jednym z nielicznych, którzy dostąpili zaszczytu ugody z międzygwiezdnym kombinatem, którym w istocie był Tzaratch. Pierwsi wysłannicy przybyli na Ziemię w 5696 r. starej naszej ery i postanowili włączyć Układ Słoneczny w poczet własnej strefy wpływów. Krótka, rozpaczliwa wojna Ziemian przyniosła tylko doszczętne zniszczenie ówczesnej cywilizacji. Okazało się, że stopień rozwoju gatunku homo sapiens był wysoki tylko w mniemaniu osobników tegoż gatunku. Prawdę o jego prawdziwej sile zweryfikowała Wojna o Ziemię, która trwała sześć dni. Tzaratch nie spotkał nigdy oporu w swych planach – zaskoczony skalą buntu, przez pierwsze dni odnosił porażki na arenie walki orbitalnej.

Po prostu wcześniej żadne istoty nie były na tyle głupie, by sprzeciwiać się woli Kombinatu.

Piątego dnia Wojny o Ziemię, Tzaratch przywołał maszyny typu CJ. Wprowadziły one całkowicie inny aspekt w działaniach wojennych – aspekt astralny.

Maszyny tego typu potrafiły płynnie przechodzić między płaszczyznami znanego Wszechświata. W jednej z nich, zwanej płaszczyzną Obszaru II, ich mózgi potrafiły odnajdywać świadectwa metafizycznego życia odbitego z Obszaru I, czyli właściwej rzeczywistości. Owe czyste siły żywotności nazwano aurą - jej zgaszenie równało się odebraniu siły do egzystowania wybranemu stworzeniu z Obszaru I.

Maszyny te potrafiły nie tylko odnajdywać, ale i gasić aury. Jeden astrostatyczny strzał wiązki z ich dział potrafił unicestwić kilkaset sił życiowych.

Ziemia w ciągu piątego dnia straciła 95% populacji. Dzień szósty minął na nieustannym bombardowaniu pociskami z ciemnej materii wszystkich siedzib ludzkich. W wyniku tych działań Ziemian pozostała garstka.

Jednak polityka Tzaratchu była zgoła inna. Nie dążyli oni do zniszczenia i dewastacji osiągnięć innych cywilizacji. Prawdopodobnie gdyby nie duma i pycha Ziemian, ich cywilizacja i jej pozycja w Układzie Słonecznym przetrwałaby nienaruszona. Kombinat żądał tylko jednego – nieustannego rozwoju nauki i techniki. Zabraniał zbrojenia się (lecz nie rozwoju technologii wojskowej), oferując własną protekcję. Wierzył w siłę umysłów wszystkich inteligentnych istot Wszechświata, dlatego chciał je wszystkie posiąść i połączyć; razem mogły przenieść poziom pojmowania rzeczywistości na całkiem inny, odmienny stopień.
Tak więc Tzaratch stał na straży rozwoju wszystkich układów kosmicznych, które były w jego zasięgu. Nie dopuszczał do wewnętrznych konfliktów i zbrojeń, przejmował wszystkie zdobycze technologiczne i całe dorobki umysłowe cywilizacji którym „patronował”. Dążył to własnych, niepojętych celów, pokładając wiarę, że tylko wspólny wysiłek istot myślących tej rzeczywistości może je zrealizować.

Przegrana Wojna o Ziemię zmieniła na zawszę mieszkańców tej planety. Ci, którzy ocaleli, zrozumieli że kluczem do przetrwania gatunku homo sapiens sapiens jest pakt z Kombinatem. Miał on miejsce w I nowej erze i zapoczątkował najstraszniejszy okres w dziejach Ziemi.

Mocą traktatu Porozumienia wszyscy mieszkańcy planety mieli żyć w jednym miejscu, zwanym Zgromadzeniem Paktu. Elitarna grupa Ziemian, którym udało się przeżyć, i którzy będą korzystać z dobrodziejstw ugody z Tzaratchem – tak miało to wyglądać. Faktycznie, Kombinat stopniowo wyjawiał niektóre swe technologiczne zdobycze ziemskim naukowcom, pobudzając odbudowę i rozwój systemu nauk. Jednak idealne, wyizolowane od reszty zrujnowanego świata społeczeństwo pożerał od wewnątrz insekt ludzkich namiętności, tak bardzo obcych wysłannikom i emisariuszom najeźdźcy. Szala przebrała się, gdy wybuchła pierwsza Wojna Paktowa, toczona między dwoma ludzkimi stronnictwami. Kombinat nie mógł tolerować żadnych czynników wpływających negatywnie na rozwój technologii, więc rozsądził spór. W najgorszy możliwy dla ziemian sposób.

Wysłannicy Tzaratchu przybywali ze wszystkich zakątków strefy wpływów Kombinatu, zaprowadzając własną wizję ładu i porządku. Dokonano brutalnej segregacji ludzi pod względem możliwościowi umysłowych i podatności na człowiecze emocje. Tych najlepszych przyporządkowano jednej kategorii i umieszczono w odosobnieniu, by pod czujnym okiem Tzaratchu mogli pracować nad technologią. Liczniejszą resztę podzielono na kilka kategorii i wysłano do zniszczonych ruin dawnych miast. Następnie obszary te przykryto pokrywą, która imitowała nieboskłon, a która była niemożliwa do sforsowania. Dano im jednak szansę – wielkie panele transmitowały raz po raz resocjalizujące materiały Kombinatu. Każdy, kto poczuł, że jest w stanie podjąć się intelektualnej pracy na rzecz Tzaratchu, miał oddać się w ręce patroli Sił Tzaratchu.

Pozostawieni sami sobie ludzie, szybko zaadoptowali się do warunków, w jakim przyszło im żyć. Egzystując na krawędzi, nauczyli się również nienawiści do oprawcy – najeźdźcy, który zmienił losy Ziemi. W rezultacie Kombinat, zamiast (jak mu się wydawało) hodować przyszłych naukowców i intelektualistów, którzy mieli zbyt mało czasu by zrozumieć wagę sytuacji, hodował przyszły ruch oporu, buntowników, którzy chcieli go obalić.

Panele niszczono z największą zaciekłością, gorzej było z Siłami Tzaratchu, których było coraz więcej, w każdej ze stref. Wielu bojownikom udało się przechwycić broń i urządzenia wysłanników Kombinatu. Ponadto ruch oporu dysponował własnymi laboratoriami i centrami badawczymi, ukrytymi głęboko pod ruinami miast, w których pracowano nad rozgryzieniem międzygwiezdnej technologii najeźdźcy. Częste łapanki utrudniały pracę, jednak istniały racjonalne przesłanki, że jednemu zespołowi, zespołowi z miasta kategorii D3, udało się zrozumieć mechanizmy rządzące technokracją Tzaratchu.

Legendarnym już tego świadectwem był tramwaj Byłamy. Ów przedwojnoziemski (?) pojazd poruszał się po trakcjach miasta kategorii D3 i nie był wykrywalny przez skatery, urządzenia które odbierały sygnały intensywności aur z płaszczyzny Obszaru II. Nikomu nie udało się go dotąd zatrzymać – był żywym symbolem ruchu oporu przeciwko sługom Kombinatu.

Tzaratch, tak długo obcując już z rasą ludzką, musiał się od niej czegoś nauczyć. Wydaje się, że pierwszą rzeczą, którą od Ziemian przejęli, była nieposkromiona ambicja. Emisariusze za punkt honoru postanowili sobie zniszczyć tramwaj Byłamy. Miało to zgasić zarzewia buntu, podciąć skrzydła zdeprawowanym jednostkom ze wszystkich niższych kategorii i ułatwić wyłonienie tych istotniejszych.

Najeźdźca nie mógł sobie pozwolić na zgaszenie aur wszystkich tych, których umieścił w miastach niskich kategorii. Wśród nich mógł bowiem kiedyś urodzić się człowiek, który zmieniłby bieg historii technologii. Kombinat znał takie przypadki i z tego względu zdawał się patrzeć przez palce na działania społeczeństw ukrytych pod pokrywami odizolowanych miast.

Jednak tramwaj Byłamy to co innego. Dopóki ruchy oporu wśród ludzi nie centralizowały się, Kombinat mógł nie zwracać na to uwagi. Tramwaj stał się jednak spoiwem, który łączył wszystkich bojowników niskich kategorii, zespalając ich w wierze o słuszność swych racji. To było realne zagrożenie dla rozwoju kategorii najwyższych, których praca mogła zostać przez ruchy opozycyjne zniweczona.


Itsirch, syn rządcy miasta kategorii D3, miasta, w którym trakcje przemierzał ów legendarny pojazd, stał, wpatrując się w przystanek najczęściej przezeń odwiedzany. Przybył tutaj bez zgody ojca, ukradł jego glejt aktywacyjny przejście w pokrywie i skrył się w zrujnowanym wieżowcu, oczekując na tramwaj Byłamy.

Oparł się o ścianę i westchnął. W głowie kłębiły mu się setki myśli – bał się spotkania z partyzantami ruchu oporu, a jeszcze bardziej z Siłami Tzaratchu. Wszystkie relacje świadków ich działań były zgodnie, kierowali się wielką brutalnością i bezkompromisowością. Przydzielani są do jednostek losowo, jest więc nikła szansa że którykolwiek z nich rozpozna w Itsirchu syna zarządcy.

Co innego mieszkańcy. Zapewne słyszeli o młodym synu znienawidzonego zdrajcy, który zaprzedał się wrogowi i karmi ich propagandowymi gadkami rodem z materiałów Kombinatu.

Mężczyzna miał jednak swój osobisty skater; założony na głowę przesłaniał małym ekranem jedno oko, wyświetlając informacje o aktywnościach aur w regionie lustrowanym przez właściciela. U pasa wisiał mu podręczny miotacz wiązek astrostatycznych, który potrafił miejscowo zachwiać równowagę w przepływie życiodajnych sił między płaszczyzną Obszaru II i I.

Ciszę przerwały delikatne, elektroniczne dźwięki skatera. Itsirch spojrzał na miernik – wskazania mówiły, że w dole, na ulicy jest ktoś obdarzony dużą aurą. Mężczyzna wyjrzał po raz kolejny z wielką ostrożnością i dostrzegł niewyraźną sylwetkę sunącą jak cień między wrakami samochodów i kamiennymi płytami ze zniszczonych elewacji. To był Zesłaniec, nikt inny nie mógł mieć tak wielkiej aury.

Zesłańcami zostawali ludzie degradowani. W pewnym momencie przestawali spełniać coraz bardziej rygorystyczne warunki Kombinatu do egzystowania w wysokiej kategorii i lądowali tutaj. Tzaratch nagradzał hojnie tych, którzy awansowali, a srogo karał zdegradowanych. Samo zesłanie nie było aż tak straszne, straszne było to co działo się ze Zesłanym w jego nowym miejscu zamieszkania. Jego aura zawsze była, dla obywateli innej kategorii, nieporównywalnie wysoka i zwracała uwagę. Ponadto ktoś, kto raz został omamiony przez Kombinat, nie mógł zrozumieć idei bojowników, mógł tylko dążyć do awansu i powrotu do swej pierwotnej kategorii – przynajmniej w rozumieniu buntowników.

Takich jednostek partyzanci nie mogli tolerować.

I nie tolerowali. Ciszę rozdarł ogromny huk, który odbił się echem od betonowych elewacji i wlewał w każde zakamarki zrujnowanych pomieszczeń przez ziejące zewsząd wyłomy w ścianach nośnych. Skater piszczał jak oszalały, rejestrując co raz to nowe aury w okolicy. Miały różne natężenie, ale było ich mnóstwo. Przerażony Itsirch zrozumiał, że ci ludzie posiedli umiejętność wyciszania swej życiowej manifestacji w płaszczyźnie Obszaru II, stając się w ten sposób niewidzialnymi dla mierników aury.

Teraz postanowili się ujawnić.

Jeszcze nie tak dawno jedyna aura Zesłańca, teraz została poważnie nadwątlona. Najwidoczniej bojownicy dysponowali również miotaczami wiązek astrostatycznych, być może nawet lepiej skonstruowanymi niż bronie nadane przez Kombinat, czy stworzone przez najwyższą kategorię. To było nie do pomyślenia; ludzie określani przez Tzaratch jako niezdolni do pracy w ramach rozwoju technologicznego, pozostawieni tutaj sami sobie byli zdolni do tak ogromnego skoku własnej technokracji. Czyżby ktoś popełnił wielką pomyłkę?

Gdy aura Zesłańca zgasła jak zdmuchnięty płomień świecy, Itsirch zrozumiał, że to wszystko zostało wyreżyserowane. Dreszcz przeszedł jego ciało; starał się rozpaczliwie uciszyć własną, rozbudzoną aurę i zacisnął dłoń na rękojeści miotacza. Znalazł się w centrum wydarzeń, o których nigdy nie było mowy w materiałach wlewczych.

Mógł to przewidzieć, zwykłe Snarki nie znajdują tak szybko transłącz paneli.

To nie był Zesłaniec, a grupa Snarków nowej generacji, która potrafiła imitować wysokie poziomy aury. Najwidoczniej wywiodła w pole nie tylko Itsircha, ale i bojowników, którzy pewni swej siły ujawnili swe pozycje.

Na to tylko czekali oni.

Skater piszczał z takim natężeniem, że Itsirch zastanawiał się, czy nie dopadła go jakaś awaria. Jednocześnie czuł całym sobą, że ogromne aury Sił Tzaratchu otaczają całą część miasta. To ogromne natężenie życiowych sił z płaszczyzny Obszaru II wypełniało każdy zakamarek jego wyczulonej świadomości astralnej. Zacisnął zęby z bólu i zachwiał się.

Wtem Powłoka znów została przerwana przez kilkanaście niezgrabnych kształtów maszyn typu CJ-17. Wdarły się w nią bez najmniejszych kłopotów, nie próbując nawet minimalizować własnej aury. To był frontalny atak sług Tzaratchu, a nie skrytobójcza misja małego oddziału astralnego.

Lewitujące machiny wydały z siebie bardzo niski dźwięk, który swoją przenikliwością wprawiał wszystko w drgania. Itsirch skrył się za załomem i modlił się, by jego aura pozostała niezauważona w tym natłoku astrotatycznych aktywności.

W chwili, gdy z korpusów maszyn typu CJ-17 zaczęły wysuwać się długie, poskręcane liny z anty-materii, nadzieje mężczyzny legły w gruzach. Matka Snarków musiała je wypuszczać wcześniej, wtedy gdy znajdowała się tuż nad tym blokiem. Czekały w ukryciu na znak, na duże natężenie aur – dlatego Itsirch wcześniej ich nie wykrył. Teraz zlatywały z góry z niesamowitą prędkością i właśnie dotarły na piąte piętro.

Zwarły się, tworząc plątaninę dziko ruchawych przewodów i nano-procesorów. Wyglądały jak wielka, bezkształtna fala cybernetycznego żywiołu, awatary technologii, emisariusze siły umysłów Wszechświata. Ich ogromna aura była niemal namacalna, skater dawno stracił już skalę.

Nie pozostało nic innego.

Itsirch krzyknął, a moc jego aury zwielokrotniła się. Wykorzystał wszystkie materiały wlewcze, które mu nadano, lub które samo sobie zaaplikował, by otworzyć swą świadomość na unifikację ze strefą astralną płaszczyzny Obszaru II. Zatarł na chwilę różnicę między rzeczywistościami i obszarami – stał się jedyną siłą życiową, która łączyła je wszystkie w sobie. To była bardzo rzadka umiejętność i on był tego świadomy – krył się ze swoim darem od czasu gdy nauczył się korzystać z wrodzonych, metafizycznych związków z tą inną rzeczywistością.

Teraz mógł ją wykorzystać.

Strzelił wiązką astrostatyczną w stronę manifestacji cybernetyczno-technologicznego żywiołu, jednak był zbyt wolny; Snarki z łatwością ominęły pocisk i sformowały własny. Itsirch wiedział, że nie dorówna im szybkością; zaryzykował jednak unik do strefy astralnej. Zamigotało mu przed oczyma, a ból wlał się w każdy zakamarek fizyczności mózgu – trwało to jednak tak krótko, że nie zdążyło omamić jego percepcji.

W ciemnej szarości jaśniały setki świateł.

Przed jego percepcją astralną jawił się nieregularny kształt aury Snarków, musiał działać szybko. Skumulował wiązkę i przygotowując się do kolejnego przejścia, zaatakował.

Rozległ się huk, gdy kolejne nano-procesory bezwładnie uderzały o betonową posadzkę, pokrytą rdzą i pyłem. Itsirch był wyczerpany, jednak zmysły miał wyostrzone. Brnąc po kolana w resztkach Snarków, doszedł do wyłomu w ścianie i wyjrzał na ulicę. Ten widok wstrząsnął nim do głębi.

Na głowach mieli coś, co wyglądało jak maski. Były wydłużone na dole, zakończone owalną wypustką, rozsianą nieregularnymi wypukłościami. Nad tym widniały dwa, jasno błyszczące, owalne kształty, wtopione w organiczne ciało, które mocno nabrzmiewało w tych miejscach. Wydawali dziwne szeleszczące dźwięki, zmieniając tylko ich barwę i natężenie. Mieli ludzkie sylwetki, a korpus i reszta ciała były jednak powleczone jakąś czarną, bio-mechaniczną powłoką, która jaśniała w świetle Pokrywy; potrafiła też maskować aurę i niwelować efekty pocisków z miotaczy astrostatycznych. Było ich już ponad dwa tuziny, wszyscy jednakowi – spuszczali się po śliskich linach wyplutych przez maszyny typu CJ-17, wprost na ulicę.

Odział Sił Tzaratchu rozpoczął ofensywę. Zabrzmiały pierwsze huki, zawyły pierwsze dogasające aury.

Bojownicy rozpaczliwie starali się maskować. Pobudzona percepcja Itsircha wyczuwała ich nieznacznie, jednak słudzy Kombinatu musieli czuć je doskonale, bowiem każdy ich strzał był dokładnie wymierzony. Niektórzy partyzanci przeszli do otwartej walki, powychodzili na ulicę i miotali ładunkami zza wraków leżących na ulicy, czy zza betonowych załomów. Krzyki wydzieranych aur wędrowały ku górze, odbijały się od Powłoki i wracały na pole walki, wypełniając każdy jego zakamarek.

Maszyny typu CJ-17 leniwie wisiały nad ulicą, raz po raz wypluwając z siebie kolejne liny. Wtem jedna z nich zachwiała się, zakołysała niezgrabnie w powietrzu i uderzyła z impetem w budynek naprzeciwko wieżowca Itsircha. Mężczyzna cofnął się, zasłonił twarz przed gradem mieszaniny żelaznych elementów konstrukcji i betonowych odłamków. Huk zagłuszył wszystko, nawet zgromadzone aury – konsternacja oddziałów Tzaratchu była widoczna gołym okiem, ich możliwości bojowe po straceni jednego CJ-17 uszczuplały o kilka tuzinów.

Skater Itsircha drgnął.

Mężczyzna przeniósł się szybko w astral, tak jak zrobił to podczas walki ze Snarkami. Nie było już widać życiowych manifestacji sług Kombinatu. Tylko bojownicy. Zrozumiał, kto wygra tę potyczkę i kto tu kogo zapędził w zasadzkę.

Nagle jakieś mocne zaburzenia aury wyrwały go z płaszczyzny Obszaru II i sprowadziły do fizycznego ciała. Kolejne maszyny typu CJ-17 roztrzaskiwały się o podłoże, eksplodując potężną mocą nieskrępowanej już energii życiowej, która rozpraszała się tak szybko, że skater zarejestrował tylko jeden jej przejaw.

Wszystko uspokoiło się po kilku minutach, kiedy to ostatnia maszyna pogrzebała w swym wnętrzu kolejne oddziały desantowe Sił Trzaratchu. Pył jeszcze nie opadł, gdy dały się słyszeć okrzyki zwycięstwa i serie wiązek puszczanych na wiwat w Powłokę. Oszołomiony całym tym zdarzeniem Itsirch, nic już nie rozumiał, wszystko działo się zbyt szybko.

Gdy do jego świadomości dotarł głuchy warkot z ulicy, ożywił się – nie czuł jednak żadnej dużej aury. Nie miał już siły, coś przesłoniło mu wzrok. Zwalił się na podłogę, w pył, kurz i resztki cybernetycznych wiązań nano-procesorów.


Otworzył oczy. Łzawiły bardzo mocno, oczyszczając gałki oczne z pyłu i brudu.

Wszystko się ruszało, obrazy zniszczonego miasta, gruzów cywilizacji, przesuwały się przed jego oczyma. Pokrywa przybrała kolor ciemno-pomarańczowy, a na jej obrzeżach królowała krwista czerwień. Czuł na sobie oddech tego wymarłego świata. Czuł się mentalnie wyeksploatowany.

Siedział oparty o szybę, a tramwaj warkotał i raz po raz podskakiwał na nierównościach trakcji.

Nie miał przy sobie nic, prócz ubrania.

Wpatrywał się, mrugając intensywnie, we wnętrze pojazdu. Stare, poszarpane obicia siedzeń odsłaniały miękki szary puch, okna w wielu miejscach były porozbijane, a krzesła powyrywane. Drzwi były tylko jedne, na początku wagonu. W miejsce innych ktoś niezgrabnie przymocował ścianę zespawanych krzeseł.

Itsirch wstał i chwiejnym krokiem ruszył przed siebie. Ktoś tym pojazdem musiał przecież kierować, pomimo że nie czuł żadnej aury.

Tramwaj skręcił, mężczyzna nie był na to przygotowany. Wyciągnął ręce, by pochwycić się czegoś; runął jednak na posadzkę.

Leżał i wpatrywał się w migotliwe światło lamp, kołyszących się przy suficie. Rzucały mdłe, rwane światło, które przyciągało jego wzrok. Nie chciał wstawać, ale czuł że musi.

Wstał po raz kolejny z trudem i wyjrzał przez okno, w którym nie było szyby. Rozpoznał wieżowiec, w którym jeszcze nie tak dawno się znajdował.

Trzymając się kurczowo metalowych barierek, dotarł na przód wagonu.

Łoskot i warkot tramwaju był nieznośny, przeszywający.

Drzwi otworzyły się same. Stał w nich młody mężczyzna, z bujną, ciemnobrązową brodą, o łagodnym obliczu. Ubrany był w powłóczystą, białą szatę. Włosy opadały mu na ramiona.

- A więc udało Ci się – jego głos był ciepły i łagodny. – Udało Ci się Itsirchu. Jestem z Ciebie dumny, choć kiedyś skazałem Cię na potępienie.
Itsirch nic nie rozumiał. Słowa tego człowieka nie przechodziły przez filtr oszołomienia i dezorientacji, jaki zbudowała świadomość mężczyzny w geście obronnym przed czającym się w zakamarkach umysłu szaleństwem.
- Itsirch. Piękne imię, prawda? Ja przybyłem nie w porę, mój przyjacielu. Ty zjawiłeś się w odpowiednim czasie.
Itsirch z przerażeniem wyjrzał przez okno. Tramwaj oderwał się od trakcji, przerwał linie energetyczne i wznosił się ponad zrujnowane miasto, coraz to wyżej i wyżej, w stronę Powłoki, która powoli zaczęła nabierać ciemnego koloru.
- Przyjdzie jeszcze na mnie czas, mój drogi. Teraz oni bardziej potrzebują takich jak ty. Gdy nadejdzie Dzień Sądu, wezmę to pod uwagę.
Nagle astralna jaźń Istricha rozszerzyła się do niewiarygodnych rozmiarów, przyjmując do świadomości ogromny materiał wlewczy z nieznanego źródła. Mężczyzna odkrył płaszczyzny niezliczonych Obszarów, wydarł tajemnicę stworzenia, znalazł Arche. Przez jedną, krótką chwilę, był środkiem Wszechżycia i wszystkich Wszechrzeczywistości.

Był bogiem.

Maszynista uśmiechnął się smutno. To był koniec jego czasu, czasu który dostał już drugi raz w historii. Teraz przyszło mu dać szansę innym.

- Drugi mesjaszu, imię twe od dziś sześćset sześćdziesiąt sześć! – wykrzyknął, a jego głos zniknął gdzieś w niezliczonych płaszczyznach nieskończonej liczby Obszarów.

Wszystko miało się zmienić. Po raz kolejny…

styczeń-luty 2007

Lubię to
 Lubi to 0 osób
 Kliknij, by dołączyć
Zobacz też
Słowa kluczowe: opowiadanie, science fiction, drugi, mesjasz

Podobne newsy:

» Grzegorz Gajek w Esensji
25%
 
Podobne artykuły:

» Śmierć Gwiazdy - opowiadanie!
50%
» Aktualizacja sekcji Twórczości
40%
» To już koniec - króka forma
29%
» Osnowa - opowiadanie
29%
» Angelwing - opowiadanie
25%

Mamy 8 zapisanych komentarzy

Xien
0000-00-00 00:00:00
| Odpowiedz
Jeżeli chodzi o warsztat, to nie mam zastrzeżeń. Tylko jedno "ale" do strony merytorycznej. Zakończenie. Jest w nim coś, co nie pasuje mi do reszty tekstu. I nie chodzi bynajmniej o sam fakt pojawienia się tej "osoby" na końcu. Po prostu ostatnie jej zdanie jest takie... wciśnięte na siłę? Pewnie nie, ale jak dla mnie robi takie wrażenie.


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
Nivo
2007-08-29 20:02:16
| Odpowiedz
Dlaczego uważasz że jest wciśnięte na siłę?


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
Xien
0000-00-00 00:00:00
| Odpowiedz
Hm. Ciężko i opisać, czemu odnoszę takie wrażenie, ale spróbuję. Cały tekst jest pisany w konwencji sf, opisujesz wydarzenia, bez specjalnej symboliki i podtekstów. No, chyba, że ja coś przeoczyłem. A na koniec pojawia się Jezus (a przynajmniej wszystko wskazuje na to, że to on) i rzuca trzema cyferkami z apokalipsy św. Jana. Rozumiem - Twój tekst, możesz umieścić kogo chcesz, ale to ostatnie zdanie mi zwyczajnie nie pasuje. Jest to oczywiście moje, subiektywne, odczucie.


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
Nivo
2007-08-29 20:03:05
| Odpowiedz
Stare porzekadło mówi, że tekst winien bronić się sam; ja jednak szepnę słówko-wskazówkę. Otóż mylisz się twierdząc, że symbolika pojawia się dopiero na końcu - pojawia się od samego początku, ten świat jest nią przepełniony. Zwróć uwagę na nazwy, realia i sytuacje, imiona (imię). Wczytaj się w słowa domniemanego Jezusa.


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
Xien
0000-00-00 00:00:00
| Odpowiedz
Cóż, w takim razie zwracam honor :-) Nie wiem tylko, czemu niektóre przecinki i dwa razy litera "c" w słowie Tzaratch są wytłuszczone.


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
Nivo
2007-08-29 20:03:59
| Odpowiedz
Aj, to pozostałości po korekcie, wybacz za niedopatrzenie. Niebawem pogrubienia wyparują.


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
Borsuk
0000-00-00 00:00:00
| Odpowiedz
Ode mnie:
Na początku miałem duże kłopoty z orientacją co i jak. We wstępie padło mnóstwo nieznanych mi terminów takich jak Skater (z początku myślałem, że to imię), maszyny CJ-17 (do końca nie wiem jak wyglądają), snarki (patrz nawias CJ-17), powłoka, Tzaratch... było tego tyle na raz, że się pogubiłem i przestałem czytać. Dopiero jakiś czas potem wróciłem do opowiadanka.

Podobała mi się koncepcja świata. Zwłaszcza międzygwiezdny kombinat i jego motywacja. Fajnie jest też budowany nastrój, ach te przewijające się słowa beton i stal.

Niestety chyba nie udało mi się dojść do tego "co poeta miał na myśli". Rozkminiłem całe jedno imię z resztą nazw i symboli mam kłopoty. Może dlatego, że nie jestem zbyt dobrze obeznany z teologia. No chyba, ze chodzi o najprostsze skojarzenie (Could it be it's the end of the world ;)?).

Czytając dostałem ataku refleksji: mianowicie zastanawiam się, czy warto publikować w internecie opowiadania, które wymagają od czytelnika erudycji / poświęcenia cennego czasu na zastanowienie się by móc dany tekst w pełni zrozumieć.


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
Nivo
2007-08-29 20:05:04
| Odpowiedz
Z racji tego, że tak wiele życzliwości sypie się pod adresem mego tworu, czuje się niejako w obowiązku rzucić nieco światła na sposób jego rozumienia (gdyż nieodłączną częścią wspomnianych entuzjastycznych recenzji jest lekkie poczucie dezorientacji, które zdaje się przesłaniać pełne rozumienie tekstu).

Metaforyka (śmiem użyć tak mądrego słowa w odniesieniu do opowiadania) tego tekstu może być (pozornie) zawiła i przyznam się, że sam mam wrażenie że zbyt wiele niejasności i niedopowiedzeń może w sposób znaczny upośledzić odbiór tego materiału. Było to jednak moim zamiarem - sprytnie zamaskować pewne treści. Część z nich pragnę Wam wyjawić.

Otóż złowieszczy Tzaratch to fonetyczna wariacja słowa "carat" - jego znaczenie i wydźwięk (szczególnie dla Polaków) dla wszystkich tych, którzy mają nieco pojęcia o historii jest jasny. Tak jak i jego faktyczny odpowienik, międzygwiezdny Kombinat rzuca jarzmo na ludzką rasę; jest jednak ruch oporu - i w opowiadaniu, i w realnej historii Polski. I po praz kolejny zabawa słowna : tam tramwaj Bymały, tu (w naszym świecie, historii) wóz Drzymały. Symbolika jest wymowna, ja jednak postanowiłem pójść nieco dalej w swym knuciu i snuciu opowieści. Przywódcą tego ruchu staje się, jak słusznie zauważył kolega Xien, Zbawiciel, Mesjasz - Jezus (przybył po raz kolejny, pierwszy raz na styku starej i nowej ery). Jego mowa końcowa jest kluczowa do zrozumienia utworu, szczególnie jego podkreślenie imienia głównego bohatera ( Itsirch to anagram słowa Christi). Anagram - przeciwieństwo, coś skrajnie odmiennego, czyli - drugi mesjasz, ale ten po drugiej (niejako) stronie barykady (ostatie słowa Jezusa). Prawdziwy Jezus, wraz ze swoim miłosierdziem, dobrocią nie jest w tym świecie potrzebny; tutaj potrzebna jest szatańska pycha, chęć zemsty i walki. Manifestacja szatańskiej woli przejawiła się w Itsirch'u - to on okazał się być drugim Mesjaszem, tym na którego czeka ludzkość tamtego świata, tym który poprowadzi ją ku zbawieniu (wyzwoleniu). Trzeba było mu to tylko uświadomić, stąd użycie boskiej mocy przez Jezusa, rozszerzenie jego astralnej jaźni i przedstawienie mu wszystkiego - dlatego wszystko miało się zmienić. Kto jest więc dobry, a kto zły?

Co do pytania Borsuka - nie umiem na nie odpowiedzieć.

Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie opinie.


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.


Dodaj komentarz, użytkowniku niezarejestrowany

Imię:
Mail:

Stolica Polski:



Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.




Artykuły

Literatura
Główne Menu


Polecamy

Patronujemy
Aktywność użytkowników
madda99 zarejestrował się! Witamy!
_bosy skomentował Blood 2: The Chosen - recenzja
_vbn skomentował Mapy Starego Świata
wokthu zarejestrował się! Witamy!
_Azazello Jr skomentował Gdzie diabeł nie mówi dobranoc. "Mistrz i Małgorzata”, Michaił Bułhakow - recenzja
Gabbiszon zarejestrował się! Witamy!
Liskowic zarejestrował się! Witamy!
_Kamila skomentował "Brudnopis", Siergiej Łukjanienko - recenzja

Więcej





0.102 sek