Andrzej Pilipiuk postawił przed sobą zadanie napisania przygodowej powieści dla młodzieży, z elementami fantastyki. Cel ten udało mu się wypełnić.
Po książki p. Andrzeja sięgałem jak dotąd z przyjemnością, zwłaszcza zbiory opowiadań wywarły na mnie pozytywne wrażenie. Zachęcony nazwiskiem Wędrowycz, skwapliwie wymienionym na okładce, sięgnąłem po "Norweski Dziennik", wydany niedawno przez Fabrykę Słów. Niestety, zawartość pilipiukowej książki zawiodła mnie - mam nadzieję, że po raz pierwszy i ostatni.
Myliłby się ten, kto wydmie pogardliwie wargi i powie "phi, spodziewałeś się kolejnego tekstu o znanym bimbrowniku-egzorcyście, i masz za złe że autor nie produkuje kolejnego". Nie nie o to chodzi.
Akcja na pierwszych stronach rozpędza się po to, by wkrótce oklapnąć i do końca książki już nie ruszyć z miejsca. Tom kończy się bardzo nagle, bez żadnego wydarzenia kulminacyjnego. Bohater nie wzbudza specjalnej sympatii czytelników, zwłaszcza że nie posuwa akcji do przodu, nie realizuje jakichś wyrazistych dążeń, w których mielibyśmy mu kibicować.
Właściwie cała treść tomu mogłaby się zawrzeć w pierwszych kilku rozdziałach. Następne to tylko przedłużanie książki, bez istotnych zwrotów akcji i wydarzeń. Jak rozumiem, autor musiał oszczędzać fabułę, przed nim jeszcze co najmniej kilka tomów. Dziwne, nie spodziewałbym się takiego oszczędzania po Pilipiuku, którego nazwisko kojarzy mi się z fontannami pomysłów. Ze względu - jak podejrzewam - na owe oszczędzanie czytelnik odczuwa tzw. syndrom lizania cukierka przez szybkę: autor sygnalizuje nam np. pewne ciekawe możliwości bohaterów, jednak postać zupełnie z nich nie korzysta.
Większą część książki zabierają przekomarzania głównych bohaterów, początkowo fajne, jednak powtarzalne i pon-tym razie nużące. Czytelnik wkrótce zaczyna się krzywić, myśląc "może by tak wreszcie coś zrobili zamiast ględzić"?
Ekspozycja także zostawia to i owo do życzenia. Dopiero po kilkunastu stronach i już w toku wydarzeń dowiadujemy się, że bohater jest znajdą i ma zanik pamięci. Na słowo musimy przyjąć jego rozmaite niemiłe opinie o nauczycielach, bo tekst ich nie uzasadnia. Trochę szkoda, bo trochę antyharrypoterowskiej partyzantki szkolnej na pewno ubarwiłoby powieść dla młodzieży.
Na pewno udała się Pilipiukowi jedna rzecz: mimo że narracja jest rwana (co i rusz kolejne fragmenty to zmiana miejsca, bohaterów i czasu) to jednak utrzymałem swoje zainteresowanie powieścią. Znany jestem z tego, iż powieści "rwane" przeważnie odkładam po 3-ciej zmianie bohaterów. Tymczasem "Norweski Dziennik" przeczytałem w dwa dni, nie odczuwając znużenia mimo przeskoków akcji. Może dlatego, że ich układ jest regularny i wtręty w główny wątek nie bywają dłuższe niż jedna strona. Dobrze wiem, jak dużą pokusą dla autora jest rozbijanie akcji na niezależne wątki - i pokłony dla p. Andrzeja za chwalebną powściągliwość.
Pozostaje czekać na ciąg dalszy, w nadziei że akcja znowu ruszy z kopyta... i tak już jej zostanie.
Andrzej Pilipiuk
Norweski dziennik - tom 1: Ucieczka
data wydania: sierpień 2005
miejsce wydania: Lublin
ISBN: 83-89011-47-6
cena: 25,00 PLN
wydawca: Fabryka Słów
wymiary: 125 x 195 mm
liczba stron: 352
oprawa: miękka