Wydawnictwo Solaris postanowiło zafundować nam podwójną przyjemność w postaci wydanych razem powieści Roberta Silverberga: „Człowiek w labiryncie” i „Stacja Hawksbilla”. Ukazały się one pod szyldem „KLASYKA SCIENCE FICTION” i powstały na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.
Pierwsze wrażenie: twarda oprawa ułatwia czytanie ponad czterystustronicowej książki, jasna i przejrzysta kolorystyka okładki zachęca do zagłębienia się w treść. Tytuł pierwszej powieści: „Człowiek w labiryncie”, dominuje na okładce wielkością liter, co skłaniałoby do uznania, że „Stacja Hawksbilla” to tylko niewielki dodatek. Podobnie objętościowo: „Stacja…” jest krótsza, przez co może sprawiać wrażenie jedynie dopełnienia tomu.
Wydawca na tylnej okładce umieścił opisy obu powieści. Skojarzenia wywołane tymi streszczeniami każą dojść do wniosku, że mamy do czynienia z zupełnie odmiennymi tekstami. Ale czy jest tak na pewno?
Człowiek w labiryncie
Richard Muller poluje na niewielkie, roślinożerne stworzenia, które nieświadome jego obecności wędrują po opuszczonych korytarzach labiryntu na Lemnos. Mieszkają tam tylko oni: cały dziwny zwierzyniec oraz jeden obcy – człowiek. Coś jednak zakłóciło jego spokojne łowy: odgłos statku.
Tak zaczyna się wspaniała krucjata, której celem jest wyciągnięcie Mullera z labiryntu. Wyprawa, której podejmują się dwaj bohaterowie: Charles Boardman i Ned Rawlins. Pierwszy z nich to podstarzały już mężczyzna, ważna osobowość rządowa kryjąca się jednak w cieniu. Drugi – nieco naiwny, wierzący w ideały młody chłopak, który staje się narzędziem w rękach starszego kolegi. Wokół tej trójki i owej misji ratunkowej zawiązuje się fabuła powieści.
Akcję śledzimy na trzech płaszczyznach: obozowiska załogi statku i ich próby dotarcia do serca labiryntu, siedziby Mullera śledzącego poczynania swoich znajomych oraz wspomnień, które przeplatają się z teraźniejszymi wydarzeniami. Podzielność tę podkreśla interesująca budowa powieści: składa się ona z trzynastu rozdziałów, które dodatkowo podzielono na podrozdziały – niektóre z nich to zaledwie pojedyncze zdania, a jeden to zupełnie pusta strona.
Stacja Hawksbilla
Jim Barrett, niczym nie okryty przed siąpiącym deszczem, wraca kuśtykając po nagiej skale do swojego baraku. Jest królem tego osobliwego więzienia, do którego go zesłano – więzienia jakim jest stacja zbudowana w oddalonej o miliard lat przeszłości, gdzie jedynym pożywieniem i towarzystwem dla zesłanych mężczyzn są trylobity – bezkręgowce żyjące w epoce późnego kambru.
Tę odizolowaną stację, zamieszkują jedynie mężczyźni zesłani przez rząd Stanów Zjednoczonych z tzw. Górnoczasu. Ważnym wydarzeniem w życiu więźniów staje się pojawienie nowego gościa – młodego Lew Hahna przysłanego z roku 2029. Od tego momentu fabuła zaczyna biec dwoma torami: pierwszym są wydarzenia, które mają miejsce w stacji, drugim – to, co wydarzyło się zanim trafił do niej Jim. Dzięki retrospekcjom poznajemy kolejnego ważnego bohatera powieści – Jacka Bernsteina, przyjaciela Jima z lat młodzieńczych, który wciągnął go do działalności polityczno – rewolucyjnej. Na tej znajomości Silverberg zbudował fabułę swojej powieści.
Podobieństwa, różnice, podsumowanie
Trudno nie zauważyć pewnego podobieństwa między tekstami. Chociażby w układzie rozdziałów, gdzie naprzemiennie pojawiają się te, które mówią o teraźniejszości bohaterów, z tymi, które opowiadają ich przeszłość. To te retrospektywne fragmenty są mocnymi stronami obu powieści. Poznajemy w nich złożoność relacji miedzy bohaterami, odpowiednio Muller – Boardman oraz Barrett – Bernstein, które dodają emocji, dodatkowo budują napięcie i oddają wielobarwność losów bohaterów.
Co do samych postaci, to nie pojawia się ich wiele, ani w „Człowieku…”, ani w „Stacji…”. Może dlatego zostały one opisane z odpowiednią starannością, przez co nie mogę uznać żadnej z nich za nieciekawa, czy płaską. Jednakże brakowało mi u Silverberga postaci kobiecych - pojawiło się aż po jednej kobiecie w każdej powieści. W „Człowieku…” pojawia się Marta – kobieta Mullera sprzed opuszczenia Ziemi. W „Stacji…” jest to Janet – długoletnia życiowa partnerka Jima. Żadnej z nich autor nie poświecił tyle uwagi, co bohaterom męskim, choć niewątpliwie odgrywają one istotną rolę w życiu głównych bohaterów.
Opisy uznaję za akuratne – szczegółowe tam gdzie są one potrzebne, a ogólnikowe tam gdzie ich obecność mogłaby zamęczyć czytelnika. Nie pojawił się również nowotechniczny język, który w moim odczuciu jest zazwyczaj niezrozumiałym bełkotem psującym odbiór książki - za to daję wielki plus.
Mimo, że znajduję w utworach Silverberga wiele zalet, żadna z nich nie skłania mnie do stwierdzenia, że była to pasjonująca lektura. Nie zachwyca, nie zaskakuje, nie odrzuca, ani nie wieje totalna nudą – czyta się przyjemnie, jednak jeśli się szuka wielkich emocji, to na pewno nie w „Człowieku z labiryntu” czy „Stacji Hawksbilla”.
Obie powieści oceniam na mocne 7. Przede wszystkim za przyzwoitość, ale również za refleksję, która jest odpowiedzią na zadane wcześniej, nie wprost, pytanie: dlaczego wydane razem? Odpowiedź brzmi następująco: gdyż obie opowieści mówią o byciu władcą własnego życia i świadomym kierowaniu tym życiem.
Ocena: 7/10
autor: Robert Silverberg
tytuł oryginalny: The Man in the Maze / Hawksbill Station
wydawnictwo: solaris
rok wydania: 2008
liczba stron: 414
ISBN: 978-83-7590-016-3
Strona wydawnictwa: tutaj
Książkę do recenzji dostarczyło Wydawnictwo Solaris