Autor: Arieen Data dodania: 2009-01-10 01:13:19 Wyświetlenia: 7056
Scarlett
Poprawiła tasiemki gorsetu, mocniej dociskając sztywny materiał do nagiego ciała. Wsunęła drobne stópki w czarne pantofelki, przygładziła materiał ciemnej, atłasowej spódnicy i spojrzała w lustro. Jej pełne, kształtne wargi rozchyliły się ukazując rządek mlecznobiałych ząbków i ułożyły się w pełen aprobaty delikatny uśmiech. Pochyliła się sięgając do leżącej na niskim stoliku drewnianej, wyłożonej wewnątrz czerwonym materiałem, szkatułki. Wyjęła zawieszony na czarnej tasiemce rubinowy wisiorek, pasujący kolorystycznie do bordowego gorsetu. Po chwili zastanowienia zdecydowała się także na skromną, srebrną bransoletkę. Sięgnęła po leżący obok szkatułki grzebyk, drugą dłonią oswobadzając włosy uwięzione dotychczas w ciasnym koku. Miedziane loki spłynęły na jej ramiona otaczając jasną, wręcz alabastrową twarz. Rozczesała je, po czym odrzuciła na plecy. Zatrzasnęła wieko szkatułki, zebrała leżące wokół toaletki części garderoby i wrzuciła je do skrzyni leżącej przy ścianie. Podeszła do łoża, podniosła leżącą na nim czarną pelerynę i zarzuciła ją na siebie. Poprawiła włosy, po czym rzucając ostatnie spojrzenie na swoją lustrzaną podobiznę, ruszyła do drzwi.
***
W holu stała niewysoka, jasnowłosa dziewczyna. Ubrana w prostą, białą sukienkę przepasaną szkarłatną szarfą, włosy zaplotła w grzeczny warkocz. Była młoda, miała delikatne rysy twarzy i niewinne spojrzenie ciemnoniebieskich oczu. Scarlett widziała ją po raz pierwszy, widocznie mieszkała w domu madame Amber od niedawna, dopiero przyuczając się do zawodu kurtyzany.
Dziewczyna podniosła wzrok i spojrzała na nią, lekko kiwając głową. Scarlett podeszła bliżej.
- Masz wiadomość od madame?
Dziewczyna przytaknęła i wyciągnęła rękę. Zaskoczona Scarlett uniosła brwi patrząc na przedmiot leżący w jej dłoni.
- Jak masz na imię? - spytała przenosząc wzrok na nieruchomą, nie zdradzającą najmniejszych emocji twarz dziewczyny.
- Juliet.
- Juliet - powtórzyła miękko. - Wiesz Juliet, zawsze myślałam, że tu jest burdel. I że my mamy dostarczać rozkoszy ciała. Umilać naszym klientom życie. A nie to życie odbierać.
Juliet wzruszyła ramionami, wciąż trzymając w wyciągniętej dłoni śmiercionośny przedmiot. Niewielki sztylet, z misternie rzeźbioną drewnianą rękojeścią. Scarlett westchnęła i przyjęła broń, chowając ją pod peleryną.
- Przekaż madame, że za tę usługę policzę sobie ekstra. I że to już naprawdę ostatni raz.
Poprawiła pelerynę, otulając się cieplej i wymijając milczącą dziewczynę, podeszła do drzwi. Wyszła na zewnątrz rozglądając się, poszukując wzrokiem znajomego pojazdu. Zadrżała, gdy zimno jesiennego wieczoru zaczęło przenikać przez cienkie okrycie i wpełzać na nagie ramiona. Wreszcie oczekiwany powóz podjechał i Scarlett usadowiła się naprzeciwko siedzącego w środku mężczyzny.
Znała go od dawna, korzystał z jej usług systematycznie, od ponad roku. Starzejący się, lecz wciąż jeszcze przystojny, ujmująco uprzejmy, nie miewał dziwacznych zachcianek. Mimo długiej znajomości zachował anonimowość, nie znała jego prawdziwego imienia ani pochodzenia, chociaż tego ostatniego nie trudno się było domyśleć. Wysoce urodzony, szlachcic, gustujący w panienkach lekkich obyczajów… Z nieznanego jej powodu miał dziś umrzeć, ugodzony przez sztylet. Sztylet prowadzony jej ręką.
„Właściwie to szkoda" - pomyślała Scarlett. - "Lubię go nawet…”
Podniosła wzrok i spojrzała na swoją przyszłą ofiarę, po czym zmrużyła oczy, zaskoczona. Jak zwykle wyglądał elegancko, ale był spięty i zdenerwowany. Co kilka chwil przysuwał się do drzwiczek pojazdu i ostrożnie uchylając zawieszoną w nich zasłonkę, spoglądał na zewnątrz. Potem odchylał się i patrzył na nią, to jawnie, to ukradkiem. Zagryzał wargi - Scarlett po raz pierwszy widziała coś takiego w wykonaniu mężczyzny - zastanawiając się nad czymś, kalkulując, usiłując podjąć decyzje. Wreszcie westchnął i powiedział:
- Moja ... pani, moja żona … dowiedziała się o tobie.
Spojrzała na niego zaskoczona. Wyjście na jaw związku tajemniczego klienta z prostytutką graniczyło z niemożliwością. Szczególnie, gdy była to pracownica madame Amber. Dyskrecja przede wszystkim. Panny niedyskretne szybko i ostatecznie kończą karierę w tym zawodzie. I życie zarazem.
- Nie ode mnie - odparła cichym, stanowczym głosem. - Przecież nawet nie wiem, kim jesteś.
- Wiem, że nie od ciebie. Ale ona wie i jest wściekła. Nigdy nie wybacza. Nigdy. Tam… - mężczyzna zająknął się i wskazał ręką w kierunku zasłoniętego okienka w drzwiach. - Tam gdzieś jest on…
- Kto? - spytała zaskoczona.
- Morderca.
„Ach! A więc to tak…" - pomyślała odwracając twarz, aby ukryć dziwny uśmiech, który wpełzł na jej usta.
- Co zamierzasz? – zapytała.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem - schował twarz w dłoniach. Przez moment trwał tak skulony, milczący. Gdy uniósł ponownie głowę wydawał się już opanowany. - musimy się dziś ukryć. A potem wyjedziemy.
- Wyjedziemy? My?
- Myślisz, że ona ci daruje?
- Mnie to nie dotyczy - jej głos stał się zimny, nieczuły, obojętny. - Ja nikogo nie zdradziłam. Ja tylko wykonywałam swoje obowiązki. Ukrywanie się z tobą, czy wyjeżdżanie gdziekolwiek do nich nie należy. Każ zatrzymać powóz.
- Scarlett…
- Zatrzymaj powóz! Chce natychmiast wysiąść!
Przez twarz mężczyzny przemknął brzydki grymas, ale uderzył w sufit pojazdu i krzyknął:
- Chcemy się zatrzymać!
Powóz stanął. Nie ruszali się z miejsca, milczeli. Po chwili Scarlett podniosła się lekko.
- Pozwól się ucałować. Na szczęście i na pożegnanie.
- Scarlett…
- Nic nie mów - przerwała przysiadając się blisko niego i przysuwając usta do jego ust. Odchyliła się po chwili oblizując rozchylone wargi i spoglądając na twarz mężczyzny. Twarz zastygłą w wyrazie zaskoczenia i przerażenia.
- Nic nie mów - powtórzyła stanowczo.
Mężczyzna osunął się na podłogę pojazdu z głuchym jękiem…
***
Scarlett spojrzała na dwa nieruchome ciała, jej klienta i woźnicy, leżące w powozie. Przeniosła wzrok na trzymany w ręku sztylet. Odłożyła go, poprawiła tasiemki gorsetu, wygładziła spódnice i wysiadła otulając się mocniej cienką peleryną. Czas wracać do domu.
***
Ściągnęła okrycie i wrzuciła je do stojącej przy ścianie skrzyni. Podchodząc do niskiego stolika pochyliła się nad nim. Otworzyła szkatułkę, wyłożoną wewnątrz czerwonym materiałem, złożyła w niej srebrną bransoletkę, a także rubinowy wisiorek zawieszony na tasiemce.
Wyprostowała się, wysunęła stópki z czarnych pantofelków i stanęła boso na zimnej posadzce. Zsunęła spódnice. Rozwiązała tasiemki gorsetu, ściągając go z siebie, uwalniając ciało od niemiłego dotyku sztywnego materiału. Przeczesała rude loki ręką i uśmiechnęła się do swojej lustrzanej podobizny.
Nie wiem nie znam sie ale:
wyprostowała, wysuneła, staneła
odłożyła, poprawiła, wygładziła, wysiadła
podniosła, spojrzała, zmrużyła
i w gdzie indziej mnożenie nadmiar czasowników w jednym zdaniu trochę chyba nie pasuje.
Ale ja się nie znam.
Zastanawia jaką politykę prowadzi madame Amber. Rozumiem, że to zabójstwo było wyjątkowym przypadkiem, ale tak czy inaczej zabijanie własnych klientów (do tego "stałych") do najmądrzejszych posunięć nie należy. Szczególnie jeśli zrobimy bilans kosztów i strat (długoletnie korzystanie z usług klienta vs. opłata żony za jego śmierć), wątpię by w taki biznes wchodził ktokolwiek.
Re: Borejko
Nagromadzenie czasowników służy często jako środek stylistyczny, fakt że najczęściej w liryce. Może tutaj miało to 'spoetyzować' opis?
Nivo: nie Scarlett, to kto inny by go ubił i madame Amber nic by z tego nie miała, bo ani kasy za pojedyncze zlecenie, ani kolejnych regularnych wpłat - wszak umarli z usług panien lekkich obyczajów raczej nie korzystają.
Borejko czasowników jest dużo, z kilku powodów:
Po pierwsze czasownik jest najbardziej, hmmm, naturalnym sposobem mówienia o czynnościach. Owszem, można korzystać z imiesłowów, ale one mi pasują bardziej do opisu jakiejś czynności nieustannie powtarzanej, albo wykonywanej przez bohatera przez dłuższy czas (np. Przy stoliku w kącie karczmy siedział pijący piwo mężczyzna), a nie takiej, której wykonanie trwa kilka sekund.
Po drugie: chciałam narzucić czytelnikowi perspektywę obserwatora, śledzącego każdy ruch bohaterki.
Po trzecie: nagromadziłam tych czasowników przede wszystkim na samym początku i ostatnim fragmencie. W pierwszym przypadku miałam dwa cele: chciałam opisać bohaterkę (i nie na zasadzie "Miała rude włosy i była ubrana, tak a tak"), po drugie przedstawić jej przygotowania, jako rytuał. Ostatni fragment, rzecz jasna, miał zamknąć tekst klamrą.
Po czwarte: tak, estetyka i melodyjność opisów. Nie lubię tekstów, w których każde zdanie (ba, kawałek zdania) jest z innej bajki, uważam, że opisy powinny być maksymalnie płynne.
Tyle gwoli wyjaśnienia, takie zabiegi oczywiście nie muszą ci się podobać.
Bardzo przyjemny tekścik. Co prawda za mało w nim erotyzmu i przyjemnego napięcia jakiego można by oczekiwać po opowiadaniach z kurtyzanami w rolach głównych, ale mimo to gładko wchodzi. Od strony technicznej się nie znam, ale czytało się przyjemnie i byle tak dalej :)
"Mężczyzna osunął się na podłogę pojazdu z głuchym jękiem…
Scarlett spojrzała na dwa nieruchome ciała, jej klienta i woźnicy, leżące w powozie.." -
Jednocześnie zabiła mężczyznę i woźnice? Bo niby kiedy miała zabić tego drugiego? Dość to niejasne. Poza tym faktycznie brakuje odrobiny więcej erotyzmu. Wtedy byłoby naprawdę okej:)
Nie chciałbym, żeby mój komentarz został odebrany jako złośliwość, ale co miał sobą prezentować ten tekst? Wypunktuję może o co mi chodzi:
1. Temat zabójcy ucharakteryzowanego na kurtyzanę jest równie stary jak sama profesja. Czyli niemłody :) Do tego namiętnie wykorzystywany we wszystkich mediach (vide chociażby Mr & Mrs Smith). Jeśli zaś chodzi o kurtyzanę zabójcę, to no cóż... Nivo określił to dość dobitnie. A cytat: "- Przekaż madame, że za tę usługę policzę sobie ekstra. I że to już naprawdę ostatni raz." jasno wskazuje, że nie był to odosobniony przypadek. Zamtuz z którego się nie wraca raczej nie będzie miał wybitnej renomy.
2. Jak ktoś napisał wyżej, brak tu erotyzmu. Erotyzmu? Seksapilu nawet brak. Jestem stuprocentowym samcem, a przy opisie mi się ziewać chciało. Chałtura Arieen, bo jestem przekonany, że stać cię na więcej!!!
3. Zaskoczenie. Dla mnie podstawą krókiej formy jest zaskoczenie. A tutaj zaskoczeniem mógł być właściwie tylko brak zaskoczenia.
4. Dziwny brak konsekwencji. Z jednej strony Scarlett jest zimna i wyrachowana (zabija gościa, z którym od roku regularnie lądowała w łóżku), a z drugiej odkrywa uczucia przed pierwszą lepszą poznaną ladacznicą (cytat: - Juliet - powtórzyła miękko. - Wiesz Juliet, zawsze myślałam, że tu jest burdel. I że my mamy dostarczać rozkoszy ciała. Umilać naszym klientom życie. A nie to życie odbierać.)
Generalnie językowo ok, chociaż te czasowniki na początku faktycznie kłują w oczy. Może by tak inwersyjka jakaś, zmieniony szyk?... wszak sama autorka twierdzi, że zależy jej na poetyce.
Assarhadon : w tekście wordowskim fragment ten był wyraźnie oddzielony (moment zabicia woźnicy zostawiłam w domyśle "przeskoczyłam go", bo był dla bohaterki tylko formalnością ), ale że tu Nivo enteruje każdy akapit, to to zanikło (niniejszym proszę Cię Marku o jakieś gwiazdeczki, czy coś, tam gdzie pierwotnie był odstęp między wierszami).
Downbylaw :
1. Tak, wiem, motyw stary jak najstarsza ladacznica i równie często jak ona wykorzystywany :P. Co do zdania Scarlett, to tak, wynika z niego, że zabija nie pierwszy raz, ale nie sądziłam, że muszę doprecyzowywać, iż jednak ktoś z tego burdelu czasami wychodzi żywy :P.
2. Hmmm, ok, następnym razem będzie więcej erotyzmu :P. Specjalnie dla was chłopcy ;).
3. Masz rację. Następnym razem postaram się o mniej oczywiste rozwiązanie "intrygi" ("intrygijki"?;p).
4. Hmmm, w zamierzeniu "miękki" ton wypowiedzi płynącej z ust wyrachowanej zdziry, miał mieć w sobie coś złowrogiego. Tym bardziej, że jej wypowiedź jest sama w sobie dość zimna, oskarżycielska.
Co do inwersyjki : szczerze mówiąc, nie widzę tego wstępu inaczej.
Językowo nie mam większych zastrzeżeń. Mi to nagromadzenie czasowników na początku nie przeszkadza, rytmizuje w pewien sposób, no i powstaje ładna klamra z zakończeniem.
Co do fabuły, kreacji postaci etc., z grubsza zgadzam się z poprzednimi głosami, całość wypada niezbyt przekonująco. Brakuje mi tu jakiegoś napięcia. Poza tym psychologia postaci szwankuje moim zdaniem. No i trucizna byłaby bardziej na miejscu, sztylet to taka niehigieniczna broń, cała by się dziewczyna zachlapała krwią;p.
Najbardziej mi jednak przeszkadza ostatnie zdanie tego opowiadania. Po co ono tam jest? Ironia całej sytuacji jest chyba aż nazbyt klarowna, po co to podkreślać? Trochę szacunku dla IQ czytelnika:P
Pomysł nie jest sam w sobie zły. Jednak muszę przyznać, że z wiekiem stałam się zwolenniczką opisów minimalistycznych i mało rozbudowanych. I niestety pierwszy akapit wydaje mi się ciężki.
A może kochana Pani Autorko, pokusisz się o napisanie tego jeszcze raz z czystej ciekawości - co z tego wyjdzie?:>
Kali napisał/a: "Pomysł nie jest sam w sobie zły. Jednak muszę przyznać, że z wiekiem stałam się zwolenniczką opisów minimalistycznych i mało rozbudowanych. I niestety pierwszy akapit wydaje mi się ciężki.
A może kochana Pani Autorko, pokusisz się o napisanie tego jeszcze raz z czystej ciekawości - co z tego wyjdzie?:>
"
Hmmm.
Mam pomysł na opowiadania o zupełnie innej ladacznicy, ale może... :P Zobaczymy.