Recenzje >> Książki >> Pływająca wyspa

| | A A


Autor: Arieen
Data dodania: 2009-02-05 20:22:11
Wyświetlenia: 6365

"Pływająca wyspa", Elizabeth Haydon - recenzja

„Pływająca wyspa” Elizabeth Haydon to pierwsza część „Zaginionych Dzienników Vena Polyphema”, cyklu fantasy dla młodzieży (dodam, że raczej tej młodszej, niż starszej). Ze względu na wiek odbiorcy, do którego skierowana jest seria, ocenię ten tom łagodniej niż książki przeznaczone dla dorosłych czytelników. Z drugiej strony młodzi bywalcy księgarń mają w czym wybierać – nie brakuje powieści i cykli, także fantasy, przeznaczonych właśnie dla nich. Skłania mnie to do zadania pytania: czy w powieści Haydon jest to przysłowiowe „coś”, co wyróżnia ją na tle innych propozycji i co przekona czytelników do sięgnięcia po kolejne tomy serii? Albo – stawiając poprzeczkę wyżej - czy „Pływająca wyspa” ma potencjał, aby wyjść z szufladki „literatura dla dzieci i młodzieży” i zdobyć uznanie także nieco większych „milusińskich”? Spróbuje na te pytania odpowiedzieć w poniższej recenzji.

Bohaterem „Pływającej Wyspy” jest niejaki Ven Polyphem. Ven jest Nainem – czyli przedstawicielem rasy preferującej pracę pod ziemią, jak krasnoludy i stroniącej od przygód niczym hobbici - i najmłodszym członkiem rodziny parającej się nietypowym dla tego gatunku zajęciem: budowaniem okrętów. W swoje 50 urodziny (mentalnie i według standardów swoich pobratymców 12-letni) bohater zostaje oddelegowany do inspekcji najnowszego statku zbudowanego przez rodzinną stocznie: „Angeli”. Oczywiście wypłynięcie okrętu na pełne morze staje się dla Vena początkiem licznych przygód i jeszcze liczniejszych problemów.

Polyphem przypomina mi trochę pewnego hobbita - podobnie jak Bilbo jest rozdarty pomiędzy tęsknotą do wygodnego życia a zewem przygody - lecz sam w sobie nie wydaje się być postacią interesującą. Bohater ciekawski, naiwny, wyrwany z ciepłego gniazdka i rzucony w wir przygody, to patent dobry na każdą okazję, ale zależny od kontekstu, „opakowania”. Może się obronić, mimo schematyczności i prostoty, jeżeli zostanie w interesujący, oryginalny, bądź po prostu sprawny i cieszący wyobraźnie sposób przedstawiony. U Haydon tego zabrakło.

Za najmocniejszy punkt powieści uznałabym fabułę, szczególnie fragmenty dotyczące nawiedzonego Rozdroża (o wiele bardziej wciągające niż opis morskich przygód Vena). Haydon nie proponuje nam wprawdzie niczego oryginalnego, a jej fabuła opiera się na zaledwie trzech – trzeba przyznać, że dość zgrabnie połączonych w finale - wątkach, ale całkiem miło się ją śledzi. Bez rewelacji, ale i bez zgrzytów.

Tło akcji, czyli świat przedstawiony, został nakreślony oszczędnie, acz dość malowniczo. W skrócie można go opisać jako typowe uniwersum fantasy: magia, inne rasy, magiczne artefakty, otoczone aurą tajemnicy miejsca i postacie. Pojawia się kilka bardzo sympatycznych motywów, jak choćby Korzenny Ludek. Nie brakuje także elementów niepokojących, mrocznych i tu jako przykład wymienię Zamknięte miasto (na razie tylko wspomniane, ale przypuszczam, że autorka przypomni o nim w kolejnych częściach). Haydon nie oparła się również pokusie przywołania, dość typowego dla literatury fantasy, wątku nienawiści rasowej – jest on w „Pływającej wyspie” przedstawiony dość pociesznie i naiwnie, co paradoksalnie dodaje powieści uroku.

Język, którym posługuje się autorka, jest dostosowany do wieku potencjalnego odbiorcy: dominują proste zdania i krótkie, rzeczowe opisy. Haydon dość zręcznie kreśli krajobrazy, w których umiejscawia akcje – wspomniane opisy, choć nie wyczerpujące, pozwalają czytelnikowi wyobrazić sobie scenerię wydarzeń. Drażnią mnie natomiast reakcje fizjologiczne bohatera, związane z jego stanami ducha, przede wszystkim zaś nieodłącznie towarzyszące ciekawości swędzenie.

Najsłabszym ogniwem „Pływającej wyspy” jest jej niekonsekwentna forma. Opowieść o losach Vena poprzedza przedmowa, która jednak nie jest tekstem od Haydon do czytelników, a integralną częścią książki. Dowiadujemy się z niej, że odnaleziono fragmenty dzienników Vena Polyphema, które teraz czytelnik dostaje do ręki, wraz z rekonstrukcją wydarzeń opisanych na zaginionych kartach. „Podziękowania” są utrzymane w podobnym tonie i skierowane do fikcyjnych naukowców za ich nieocenioną pomoc przy odczytaniu dzienników. Powieść Haydon ma być w zamyśle stylizowana na publikacje zawierającą prawdziwy dziennik, uzupełniony przypuszczeniami naukowców na temat wydarzeń, których opisy zaginęły. Niestety zrąb główny powieści nijak do tego nie przystaje. Po pierwsze dzienniki Vena powinny dominować w tekście, a sprawiają wrażenie wpychanych do niego na siłę. Po drugie naturalną formą zapisu rekonstrukcji byłaby narracja prowadzona w trybie przypuszczającym: nie wiemy, co się dokładnie stało, ale przypuszczamy, że to i to, a swoją hipotezę opieramy na tym i na tym. Haydon wybrała narracje trzecioosobową opartą na opisach i dialogach, co moim zdaniem zupełnie nie pasuje do formalnych założeń powieści.

Czy „Pływająca wyspa” wyróżnia się na tle innych propozycji? Raczej nie. Spełnia warunki dobrej powieści młodzieżowej, ale niczym nie zaskakuje, nie przykuwa uwagi na dłużej, nie zmusza czytelnika do niecierpliwego wyczekiwania kolejnych części serii. Z tego też względu nie jest propozycją dla dorosłych odbiorców, których dodatkowo może razić niespójna forma i – jednak – bardzo prosty język.

„Pływająca wyspa” nie jest książką uniwersalną, nie zainteresuje „dzieci w każdym wieku”. Nie jest również książką idealną – ma swoje wady i słabości. Ciągle jednak pozostaje przyzwoitą propozycją dla młodego czytelnika i jako taka jest warta uwagi. Moja ocena:

6,5/10

Pływająca wyspa
Autor: Elizabeth Haydon
Cykle: Zaginione dzienniki Vena Polypheme'a
Cykle numer: 1
Data wydania: 2008-01-12
Forma: Powieść
Gatunek: fantasy, literatura młodzieżowa
ISBN: 978-83-7510-068-6
Liczba stron: 392
Tłumaczenie: Maria Smulewska
Wydawnictwo: Dom wydawniczy REBIS

Książkę do recenzji dostarczyło Wydawnictwo Rebis
Lubię to
 Lubi to 0 osób
 Kliknij, by dołączyć
Zobacz też
Słowa kluczowe: pływająca, wyspa, elizabeth, haydon, rebis, recenzja

Podobne newsy:

» Część pierwsza relacji z wizyty Davida Webera ...
22%
» David Weber w Polsce - plan spotkań!
22%
» Wyspa rodem z Kuźni Gier!
22%
» John Updike w wydawnictwie Rebis
20%
» Zapowiedzi
20%
 
Podobne artykuły:

» Klęska ważki - recenzja
38%
» Ósemka - recenzja
36%
» Mózg - recenzja
36%
» Bazyliszek - recenzja
36%
» Interwencja - recenzja
36%

Mamy 1 zapisanych komentarzy

Kali
2009-02-07 20:31:28
| Odpowiedz
Źle nie jest, ale myślę Arieen, że stać cię na więcej ;) Pisałaś lepsze teksty.


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.


Dodaj komentarz, użytkowniku niezarejestrowany

Imię:
Mail:

Stolica Polski:



Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.




Artykuły

Literatura
Główne Menu


Polecamy

Patronujemy
Aktywność użytkowników
madda99 zarejestrował się! Witamy!
_bosy skomentował Blood 2: The Chosen - recenzja
_vbn skomentował Mapy Starego Świata
wokthu zarejestrował się! Witamy!
_Azazello Jr skomentował Gdzie diabeł nie mówi dobranoc. "Mistrz i Małgorzata”, Michaił Bułhakow - recenzja
Gabbiszon zarejestrował się! Witamy!
Liskowic zarejestrował się! Witamy!
_Kamila skomentował "Brudnopis", Siergiej Łukjanienko - recenzja

Więcej





0.124 sek