Konstantynopol nie jest już miastem przyjaznym Gildii. Błazny, które dotychczas pracowały w obrębie jego murów, zaginęły w tajemniczych okolicznościach. Zagadkę ich zniknięcia ma rozwikłać znany nam już błazen - detektyw Feste, z pomocą swojej nowej uczennicy i zarazem ukochanej, wdowy po księciu Orsyno, Wioli.
Fabuła drugiej części „Gildii błaznów”, noszącej wdzięczny tytuł „Błazen wkracza na scenę”, ma charakter zagadki kryminalnej. Feste chodzi tu i ówdzie, nastawia ucha, węszy, rozważa różne opcje, daje się zwodzić fałszywym tropom - robi wszystko to, co każdy przyzwoity detektyw czynić powinien. Pod tym względem opowieść nie odbiega schematem od historii przedstawionej w tomie pierwszym.
Zgodnie z tym, co autor zdawał się zapowiadać w „Trzynastej nocy”, w „Błaźnie...” znajdziemy kilka nowych informacji o Gildii Błaznów. Oprócz śledztwa, obserwujemy również szkolenie Wioli, a więc dowiadujemy się mimochodem, jakie umiejętności zdobywa trefniś i jakim próbom jest poddawany. Poznajemy ponadto kilka nowych postaci prosto z błazeńskiego światka. Ciągle nie docieramy do serca organizacji, nie zbliżamy się do „sedna”, ale Gordon dorzuca nam do obrazu cechu kilka nowych kawałków.
Czy obraz, który powoli wyłania się z tej układanki, cieszy oczy? Błazen to motyw intrygujący, jego postać wzbudza zarówno rozbawienie, jak i pewien niepokój. Wątek organizacji skupiającej trefnisiów powinien ten efekt potęgować, tym bardziej, iż łączy się z sugestią, jakoby to właśnie oni byli prawdziwymi scenarzystami losów świata. Gordon zdaje się prowadzić ten wątek perfekcyjnie: jego błazny są równie dobre w zabawianiu, jak i zabijaniu. Są jednocześnie bezwzględne i uczuciowe. Trzymają się w cieniu, ale zawsze w pobliżu centrum wydarzeń. Problem w tym, że czytelnik o tym wie, ale tego nie „czuje”.
Autor unika pokazywania drastyczniejszych scen, umiejscawia je w akcji, poprzez wspomnienie o nich ustami któregoś z bohaterów. Ogólnie narracja jest bardzo neutralna – sprzyja przyjemnej lekturze, ale nie buduje mrocznego, dusznego klimatu, który powinien panować „za kulisami” wydarzeń. Nie wyczytamy w sposobie jej prowadzenia zagubienia, rozczarowania, czy jakiegokolwiek innego uczucia targającego głównym bohaterem, który wszak opowiada nam o tym, co się dzieje. Mam wrażenie, że choć Gordon opisuje nam świat „dla dorosłych” (czyli taki, w którym Feste nie tylko morduje, ale też „obcuje” ze swoją kobietą), to czyni to w sposób bardzo ugładzony, bojaźliwy, ledwo napomykając o przemocy i seksie, jakby bał się, że książka wpadnie w niepowołane dziecięce dłonie. Nie sprzyja to w budowaniu nastroju zagrożenia, namiętności między Feste i Wiolą, wreszcie - spisku.
Mocne strony powieści Gordona ujawniły się już przy okazji lektury części pierwszej. Mimo wszystko jego styl pisania jest przyjemny, język bogaty – trudno tego nie docenić – a opis świata przedstawionego, w tym wypadku głównie miasta Konstantynopol, ujmująco przejrzysty.
Także polskie wydanie, po raz kolejny, zasługuje na słowa uznania: okładka wygląda podobnie, jak ta w części poprzedniej – mamy tło imitujące kartę starej księgi i niewielki obrazek, tym razem przedstawiający Feste w roli błazna - ale różni się kolorem (jest pomarańczowa), więc jednocześnie dopełnia poprzedniczkę, a jednak się od niej odróżnia. Korekta po raz kolejny spisała się na 5 z minusem (kilka literówek można wyłapać, ale nic większego).
Jak już wspomniałam, książka Gordona mogłaby być bardziej „klimatyczna”, odważna, z mniej zachowawczą narracją. W takim kształcie, w jakim jest nie zapada zbyt głęboko w pamięć, nie budzi większych emocji. Ciągle jednak pozostaje przyjemną w odbiorze, ciekawą fabułką.
Moja ocena:
7/10
Rok wydania: 2008
Liczba stron: 340
Wymiary: 128 x 197 mm
ISBN: 978-83-7510-208-6
Cykl: Gildia błaznów #2
Oprawa: miękka
Tytuł oryginału: Jester Leaps In
Tłumaczenie: Paweł Korombel
Język: polski
Książkę do recenzji dostarczyło Wydawnictwo Rebis