Gdy jakiś czas temu otrzymałem do recenzji książkę „Morderstwo w La Scali”, absolutnie nie miałem pojęcia, czego się po niej spodziewać. O jej autorze - Tomaszu Piątku – słyszałem, owszem, ale jako abnegat w sferze literackiego mainstreamu nie miałem o nim wyrobionej opinii. Wcześniej nie czytałem żadnej jego książki, słyszałem jedynie o „Heroinie”, wokół której w swoim czasie było nieco szumu.
Jeśli chodzi o treść utworu, o którym miałem pisać, wiedziałem tylko tyle, ile wydawca napisał na okładce. Może przytoczę tutaj fragment tego opisu, dzięki temu nie będę musiał później streszczać fabuły.
„Legendarny producent filmowy i teatralny Mario Cisi pragnie uczcić dwudziestą rocznicę śmierci Piera Paola Pasoliniego. Przygotowuje w mediolańskiej La Scali spektakl z udziałem lewackiej młodzieży. Podczas przedstawienia dochodzi do tajemniczej, absurdalnej zbrodni.
Trudno wyciszyć morderstwo, które popełniono w najgłośniejszym teatrze operowym świata. Echo strzałów słychać we Włoszech jeszcze długo. Śledztwo jest prowadzone wbrew zasadom: kierują nim intuicja, emocje, miłość i wiara. Co nie znaczy, że brakuje rozumu.”
Wprowadzenie sugerowało, że będę miał do czynienia z historią kryminalną. Wydawnictwo klasyfikowało „Morderstwo w La Scali” jako thriller. Uznałem, że rzecz może być ciekawa, więc zacząłem czytać.
Po pierwszych kilkunastu czy kilkudziesięciu stronach już wiedziałem, że książka ta tylko w cieniutkiej, powierzchownej warstwie fabularnej może być nazwana kryminałem. Tuż pod nią kryła się opowieść z rodzaju tych, które moglibyśmy nazwać „ambitnymi” albo „artystycznymi”, opowieść o poszukiwaniu tożsamości – i to zarówno przez bohatera zbiorowego, jak i jednostkowego.
Bohaterem jednostkowym jest niejaka Judith Passalacqua, pół-angielka, pół-włoszka. To właśnie ona prowadzi śledztwo w sprawie śmierci Cisiego. Śledztwo dość nietypowe, gdyż właściwie nie znajduje żadnych poszlak czy dowodów, prowadzących do człowieka, którego od początku uważa za winnego. W rzeczywistości celem jej poszukiwań jest zrozumienie własnej istoty, znalezienie siebie.
Postać Judith wydała mi się wyjątkowo antypatyczna, ale trzeba przyznać Piątkowi, że ze sztukmistrzowską precyzją skomponował jej osobowość. Jest ona bowiem dziewicą, dla której wszystkie międzyludzkie relacje opierają się na pierwiastku erotycznym. Do tego jest również fanatyczną protestantką, a zatem erotyka w jej rozumieniu nabiera znaczenia metafizycznego, jej stosunek do Boga jest w pewien sposób masochistyczny. Jakby tego było mało, jest typową outsiderką o mieszanej krwi. Włochów nienawidzi, gdyż jej nieudany ojciec był Włochem, a jednak nie jest też do końca Angielką, gdyż wyrosła i wychowała się we włoskiej kulturze.
Przejdźmy teraz do bohatera zbiorowego – czyli do Włochów. Za tę kreację kolejny plus dla Piątka. Przełamał absolutnie wszystkie stereotypy, pokazał Włochów jako okrutnych hipokrytów, a nie typowych radosnych południowców, jakich z reguły sobie wyobrażamy. Dokonał tego w sposób niezwykle przekonujący, udowadniając, że jest bardzo przenikliwym obserwatorem (bądź co bądź przez pięć lat mieszkał we Włoszech, miał zatem okazję nieco poznać kraj i ludzi). Przed oczami czytelników odmalował barwną panoramę mafiozów, artystów, dziennikarzy, intelektualistów i prostaków.
Wszystko bardzo pięknie, a jednak lektura „Morderstwa w La Scali” pozostawiła we mnie niesmak. Przede wszystkim nie spodobała mi się konstrukcja akcji. Choć to dość nieprecyzyjne stwierdzenie, bo tam praktycznie nie ma żadnej akcji. Jakieś osiemdziesiąt procent tekstu to luźne przemyślenia, ogromny strumień świadomości, w którym mieszają się refleksje teologiczne, psychologiczne, socjologiczne i inne. Kryminalna część powieści nie ma żadnego znaczenia. Zagadka śmierci Cisiego nie jest ważna, nie dzieje się zresztą nic takiego, co by zbliżało czytelnika do jej rozwiązania. Wszystko wyjaśnia się na końcu, jakby mimochodem. Po co tworzyć taką zewnętrzną powłokę, skoro nie zamierza się jej użyć?
Kolejna rzecz, która wydała mi się niestrawna, to brak dialogów. Może niezupełny, gdyż jakieś pozorne rozmowy miały miejsce, de facto jednak rzecz miała się tak samo, jak w przypadku akcji powieści. Kolejne spotkane przez Judith osoby nie rozmawiały, tylko wygłaszały tyrady na tematy teologiczne, psychologiczne, socjologiczne i inne.
Język Piątka również mnie denerwował. Rozumiem cel, który mu przyświecał, gdy stosował niekończące się wtrącenia po włosku, które tłumaczył na angielski, a potem na polski. Próbował oddać sposób myślenia kogoś, kto jest dwujęzyczny, ale to nie miało szans się udać z tej prostej przyczyny, że pisał swoją książkę w języku, którego główna bohaterka akurat nie znała. Tłumaczenie angielskiemu czytelnikowi różnicy między włoskimi rzeczownikami rodzaju męskiego a rzeczownikami rodzaju żeńskiego miałoby sens, gdyż odmiana przez rodzaje jest obca angielskiej gramatyce, jednak w przypadku polskiego czytelnika mija się to z celem. Chylę czoła przed lingwistyczną biegłością autora (tak się składa, że znam oba języki, których używał), ale powieść to nie jest dobre miejsce na popisywanie się tego typu erudycją.
Żeby podsumować swoje przemyślenia, spróbuję dokonać gatunkowej klasyfikacji „Morderstwa w La Scali”. Nie jest to z pewnością kryminał ani thriller, nie jest to również powieść psychologiczna, choć psychologia odgrywa w niej niebagatelną rolę. Właściwie niewiele jej brakuje do tego, żeby można ją było uznać za powieść prawdziwie artystyczną, ponadgatunkową. Niestety brak umiaru skutecznie podciął jej skrzydła. Przez przegadanie popadł Piątek w grafomanię, w powodzi myśli zginęła mu gdzieś myśl przewodnia, przez zaniedbanie wierzchniej warstwy fabuły zaszkodził jej warstwom głębszym. Do jakiego gatunku zatem można zakwalifikować jego książkę? Ja bym ją określił jako pulp fiction. Polskie słowo pulpa, jednoznaczne zresztą z angielskim pulp bardzo dobrze oddaje to, z czym mi się kojarzyła. Znalazły się w niej rozmaite składniki, niektóre bardzo dobre, ale wszystkie razem utworzyły nieokreśloną, szarą, brejowatą mieszankę, która po wzięciu do ust mogła przyprawić najwyżej o mdłości.
Morderstwo w La Scali
Autor: Tomasz Piątek
Data wydania: 18.03.2009
Liczba stron: 296
Wydawca: WAB
ISBN: 978-83-7414-565-7