Twórczość własna >> Opowiadania >> Osnowa

| | A A


Autor: Algeroth
Ilustrator: KKrygier
Data dodania: 2009-05-27 23:12:08
Wyświetlenia: 7668

Osnowa

I

Obudziłem się w środku nocy. Nie wiedząc z początku gdzie jestem, rzucałem się w ciemności bezksiężycowej nocy. W końcu zdałem sobie sprawę, że jestem w domu, w Nowym Jorku. Gdy już się uspokoiłem, moją uwagę zwróciła niezwykła cisza, która zalegała za otwartym oknem. Zjawisko dziwne, zważywszy, że mieszkam i pracuję w środku miasta. Normalnie spokój po zmroku mąciły co i raz walki kotów w śmietnikach, śpiewy i śmiech podpitych przechodniów, czy przejeżdżające samochody. Tymczasem dziś było cicho jak makiem zasiał – miasto milczało złowieszczo, jakby w oczekiwaniu na coś. „Intrygujące” – pomyślałem, jednocześnie szukając na oślep okularów, które powinny być na nocnym stoliku. „Cholera!” – zakląłem na głos, gdy skaleczyłem się o coś. Całkiem już rozbudzony, ssąc krew z palca, wstałem z łóżka i na ślepo szedłem w stronę włącznika światła na ścianie – nie chciałem ryzykować kolejnej rany szukając przełącznika nocnej lampki.

Dotarłszy do ściany, wcisnąłem guzik i światło zalało pomieszczenie. Odwróciłem się i ogarnęło mnie przerażenie – wszystkie szklane przedmioty: okna, szyby w szafkach, karafka na biurku, czy wreszcie nieszczęsne okulary, leżały w szczątkach na podłodze. Nie wiedzieć czemu, żarówki zachowały się w całości. Cały pokój usiany był jednak szklanymi igiełkami – aż dziw, że nie pokaleczyłem sobie stóp idąc od łóżka. Gdy przerażony rozglądałem się wkoło, moją uwagę zwrócił ciemny punkt, a właściwie dziura w jednej ze ścian. Ostrożnie do niej podszedłem, starając się omijać szkło między włosiem dywanu. Po bliższych oględzinach okazało się, że ów otwór jest na obrzeżach zwęglony, a ściana wokół niego osmalona. Patrząc w głąb dziury z różnych kątów, wydawało mi się, że w jej środku coś błyszczy. Chwyciłem z biurka nóż do papieru i zacząłem ostrożnie dłubać w otworze. W pewnym momencie wypadła z niego mała, błyszcząca szarawo kulka i zagłębiła się z głuchym pacnięciem w dywan. Spróbowałem ją podnieść. Była gorąca, prawie parzyła, jednak nie to było najważniejsze – zadziwił mnie jej ciężar: mimo, że miała może ze trzy centymetry średnicy, nie mogłem jej jedną ręką oderwać od podłogi. Dopiero chwyciwszy ją w obie dłonie i napiąwszy mięśnie grzbietu, udało mi się dźwignąć ją na wysokość wzroku. W tym momencie pierwsze promienie wstającego słońca wpadły przez pozbawione szyb okno. Nikły promień budzącej się jutrzenki załamał się na powierzchni kulki i wydobył z niej detal, którego widok zmroził mi krew w żyłach i sprawił, że strach jak wściekły pies wpił mi się w serce. „A więc jednak…” – pomyślałem. Zrezygnowany siadłem przy biurku, zmiotłem z niego szklane odłamki i sięgnąłem po pióro. Wiedziałem, że muszę pozostawić po sobie jakąś relację i, jeśli to możliwe, ostrzec innych.

II

„Ja, Nikola Tesla, będąc w pełni władz umysłowych i świadomy znaczenia moich słów, oświadczam, że wszystko, co zostanie poniżej zapisane, jest najprawdziwszą prawdą i ma na celu rzucenie światła na moje przeszłe i przyszłe czyny. Obym dzięki tym zapiskom został zrozumiany, a nie potępiony przez potomnych.”

Skreśliłem pospiesznie te słowa i odłożyłem pióro, by zastanowić się, od czego cały ten koszmar się zaczął. Przed oczyma stanęło mi moje laboratorium, w którym dzień w dzień przeprowadzałem doświadczenia, badając jednorodność pola magnetycznego Ziemi i, jak miałem się później dowiedzieć, osnowy rzeczywistości. Zagadnienie to nie dawało mi spać od miesięcy. Wróciłem do pisania…

Przypominam sobie, jak pewnego dnia przepuszczałem bardzo wysokie napięcie przez przewodnik znajdujący się w atmosferze z mieszaniny gazów. Celem eksperymentów było osiągnięcie kwantowej jonizacji tunelowej, jednak faktyczny skutek przerósł moje oczekiwania. Zaobserwowałem przedziwne i piękne zjawisko: chmura gazów opalizowała milionem świetlistych kolorów. W jednym z rozbłysków spostrzegłem coś niezwykłego – jakby obraz przedziwnej budowli, niewyobrażalnej, biorąc pod uwagę ziemskie prawa fizyki. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, wystarczyło jednak, by utrwalić w moim umyśle tę wizję i zainspirować mnie do wysnucia takiej koncepcji: czy to możliwe, że ten świat, nasz świat, nie jest jedynym? Co jeżeli postrzegana przez nas rzeczywistość jest tylko jednym z jej faktycznych aspektów? Może istniejemy w jednym z równoległych światów-wymiarów i w pewnych warunkach możliwe jest spojrzenie w głąb sąsiedniej rzeczywistości? Takie pytania kłębiły się w mojej głowie, niczym elektrony wokół jądra atomu, bowiem wierzyłem, że przypadkowo mogłem zobaczyć właśnie ten inny świat. Przez parę następnych miesięcy starałem się odtworzyć owe szczęśliwe okoliczności, jednak bezskutecznie. Z czasem zacząłem sam podejrzewać, że umysł spłatał mi figla ze zmęczenia, lub zwyczajnie padłem ofiarą złudzenia optycznego. Napisałem, że moje usiłowania spełzły na niczym, jednak pewne sukcesy osiągnąłem – doszedłem do wniosku, że stabilność naszej rzeczywistości jest nierozerwalnie związana ze strukturą kwantowej piany ją tworzącej. Dlatego też uważałem, że jeżeli tylko uda mi się wystarczająco silnie wpłynąć na ten porządek, wywołam interferencję z samą granicą naszej rzeczywistości i odsłonię sąsiedni wymiar. Oczywiście wszyscy moi znajomi fizycy, inżynierowie i astronomowie uważali, że na stare lata pomieszało mi się w głowie i odmawiali współpracy. Być może zraziłem ich do siebie w przeszłości moją teorią wolnej energii, jednak tym razem wiedziałem, że stoję u progu autentycznego, epokowego odkrycia! Wszystko robiłem więc sam, wspierany tylko przez mojego asystenta, Kevina Thompsona, który zresztą też mi chyba nie dowierzał. Prace postępowały więc niezwykle powoli, niemal stały w miejscu. Bliski już byłem ostatecznego zarzucenia prób, gdy nastąpił przełom. 

Stało się to 14 maja 1932 roku, około ósmej wieczorem. Jak zwykle siedzieliśmy w laboratorium i przeprowadzaliśmy doświadczenie za doświadczeniem, nieznacznie zmieniając ich warunki: moc pola magnetycznego, stężenie gazów i napięcie prądu. Wydawało się, że będzie to kolejny, bezowocny dzień i już mieliśmy kończyć pracę, gdy zdecydowaliśmy się przeprowadzić jeszcze jedną próbę. Postronnemu czytelnikowi trudno zapewne wyobrazić sobie nasze zaskoczenie, gdy tym razem się udało! Odpowiedź cały czas leżała w zasięgu ręki – otrzymaliśmy stosunkowo stabilną, skrzącą się taflę zjonizowanego gazu. Obłok stworzył coś na kształt ekranu – ponownie widzieliśmy ową przedziwną budowlę. Staliśmy oniemiali i chłonęliśmy każdy szczegół architektoniczny, każde nielogiczne załamanie światła na bryle budynku. Wtedy też zauważyliśmy, że w jego pobliżu poruszają się jakieś punkty – przyjrzawszy się bliżej, można było rozpoznać wśród nich pokraczne istoty, przemieszczające się wokół ażurowej piramidy schodkowej, bo to z grubsza przypominała budowla. Na jej szczycie znajdowało się coś na kształt ołtarza z przerażającą rzeźbą przedstawiającą skłębioną plątaninę macek, paszcz i oczu. Wtedy też stała się rzecz najdziwniejsza – z tafli gazu wyłonił się liść jakiejś nieznanej mi rośliny i powoli sfrunął na podłogę. W milczeniu obserwowaliśmy jego majestatyczny lot. W tym samym momencie nasze transformatory, które wykorzystywaliśmy do podnoszenia sieciowego napięcia prądu zaskwierczały i zadymiły. Wszystko spowił mrok – instalacja nie wytrzymała.

III

Dni, które nastąpiły później były najbardziej szalonymi w moim życiu. Zaraz po awarii pobiegliśmy po latarki, bo na przywrócenie zasilania chwilowo nie można było liczyć. Gorączkowo przeszukiwaliśmy całe laboratorium w poszukiwaniu owego tajemniczego liścia. Podniosłość chwili była niesamowita – nie tylko udało mi się spojrzeć do, jak mi się wydawało, równoległego świata, ale wręcz nawiązać z nim fizyczny kontakt, czego jawnym dowodem było przejście liścia przez „wrota”. W końcu znaleźliśmy go – leżał jak gdyby nigdy nic między aparaturą pomiarową i kpił sobie z naszego niedowierzania. Ostrożnie zaczęliśmy go badać, starając się odnaleźć jakieś związki, które mogły go łączyć z naszym światem. W trakcie oględzin, które trwały ponad tydzień, nie znaleźliśmy praktycznie żadnego podobieństwa do jakiegokolwiek gatunku ziemskiego drzewa. Wybitni botanicy brali nas za szaleńców, gdy pokazywaliśmy im rysunki i zdjęcia liścia. Równocześnie pracowaliśmy nad odbudową naszej instalacji transformatorowej – oczywiste było, że chcemy powtórzyć eksperyment, a może nawet posunąć się dalej: przerzucić coś z naszego świata na drugą stronę portalu. Gdy już przywróciliśmy instalację do stanu używalności (a nawet usprawniliśmy ją, aby nie powtórzyła się poprzednia awaria), zaczęliśmy metodycznie badać właściwości wrót. Na tym etapie znaliśmy już precyzyjne parametry, przy których powstawały i udawało nam się je przywołać praktycznie za każdym razem. Godzinami więc wpatrywaliśmy się w to okno i szukaliśmy jakichkolwiek szczegółów mogących nam powiedzieć cokolwiek o warunkach panujących w tym drugim świecie. Chyba już wtedy w mojej głowie zaczynała kiełkować myśl o osobistym przejściu na drugą stronę. Ostatecznie, cóż miałem do stracenia? Moje projekty były zbywane uprzejmym uśmiechem (jeśli miałem szczęście), lub otwartymi kpinami i oskarżeniami o szarlatanerię. W gruncie rzeczy nigdy chyba nie pogodziłem się z przegraną z Marconim w sprawie radioodbiornika… Dlaczego więc nie pokazać światu, że jestem naprawdę zdolny do wielkich odkryć? Przebadać portal do innego świata, ba – przejść przez niego! Tak, to byłoby coś wielkiego…

Pracowaliśmy więc w pocie czoła nad poznaniem fizycznych właściwości tej drugiej rzeczywistości. Na pewnym etapie posunęliśmy się do przekładania przez portal naczyń i narzędzi na wysięgnikach, w celu pobrania próbek gleby, powietrza i wszystkiego, co tylko mogliśmy znaleźć. Pewnego dnia zdarzył się jednak wypadek: w trakcie rutynowych już badań, pod wieczór, coś chwyciło nasz próbnik i zaczęło go ciągnąć w swoją stronę z wielką siłą. Musiałem puścić jego uchwyt, by samemu nie zostać przeciągniętym. Gdy z przerażeniem obserwowaliśmy znikające narzędzie, w otworze portalu pojawił się przedziwny stwór: mierzył około półtora metra, miał trzy pary szponiastych kończyn, długi ogon i parę wielkich, błoniastych skrzydeł. Najdziwniejsza jednak była głowa, a właściwie to, co było na jej miejscu zgodnie z naszą logiką: jakaś masa o nieokreślonym kształcie, wciąż pulsująca i mieniąca się wszystkimi kolorami widma. Ta „głowa” najeżona była ponadto niezliczonymi czułkami i, choć nie mogłem w niej znaleźć niczego, co choć trochę przypominałoby oczy, czułem, że się we mnie wpatrywała. Nagle spostrzegłem jedną ze szponiastych kończyn zbliżającą się do granicy portalu. Zdjęty przerażeniem odciąłem zasilanie, unicestwiając jednocześnie wrota. Zrobiłem to jednak ułamek sekundy za późno – z chrzęszczącym stukotem na podłogę laboratorium upadł jeden ze szponów stworzenia – widać zamykające się przejście odcięło go od ciała.

lime


Obaj z Kelvinem staliśmy oniemiali – czy to z przerażenia, czy zachwytu. Bez wątpienia udało nam się nawiązać kontakt z jakąś obcą formą życia! O ile oczywiście kontaktem można nazwać rozczłonkowanie jej ciała. W milczeniu podniosłem szpon szczypcami i zacząłem go oglądać pod światło – nie przypominał niczego, co miałem okazję widzieć. Opalizował na czarno i był zadziwiająco lekki. Może w związku z tym stworzenie to mogło latać (skrzydła wydawały się na to wskazywać)? Włożyłem szpon do kolby laboratoryjnej, zatkałem ją i postawiłem na stole. Postanowiliśmy udać się na spoczynek, by ochłonąć i z samego rana zabrać się do badań.

W nocy obudziły mnie dziwne dźwięki dochodzące z laboratorium. Pospiesznie włożyłem okulary i poszedłem tam. Zbliżając się do drzwi pracowni, zauważyłem kolorową poświatę lśniącą pod nimi. Po krótkim wahaniu otworzyłem je i moim oczom ukazał się niezwykły i złowieszczy widok: między biegunami naszej aparatury do otwierania portalu znajdowała się chmura nieznanego mi gazu, powietrze drgało i mieniło się niezliczonymi barwami. Straciwszy zdolność reagowania wpatrywałem się w to niezwykłe zjawisko - zjawisko, które nie miało prawa wystąpić, gdyż cała aparatura była odłączona od zasilania. Tymczasem z wnętrza chmury wyłoniła się oślizgła macka i spokojnymi, okrężnymi ruchami zdawała się badać otoczenie. W tym momencie ocknąłem się z paraliżującego mnie otępienia, chwyciłem pierwszą rzecz, która znalazła się w zasięgu (była to akurat kulka z łożyska rotora jednego z generatorów prądu) i cisnąłem w kierunku macki. Do tej pory nie wiem, jakim cudem trafiłem, jednak macka w mgnieniu oka cofnęła się, a obłok rozwiał kompletnie. Wraz z nim zniknęła kulka, zapewne przeleciała na drugą stronę. Chwilę stałem jak skamieniały, zaraz jednak rzuciłem się do rozbierania aparatury – nie mogłem dopuścić żeby to… coś przedostało się do naszego świata! Hałasy w laboratorium obudziły Kevina, który spał w sąsiednim pomieszczeniu. Zaiste, musiałem wyglądać jakbym postradał zmysły – w środku nocy w panicznym pośpiechu rozbierałem sprzęt, który miał mi zapewnić mi sławę i uznanie! Nie przerywając pracy wyjaśniłem mu sytuację – po pierwszym oszołomieniu bez słowa przyłączył się do mnie. Skończyliśmy nad ranem. Staraliśmy się nie dopuszczać do siebie myśli, że aparatura przecież nie miała zasilania, a stworowi i tak udało się otworzyć portal. Łudziliśmy się, że to obecność naszej maszyny w jakiś sposób umożliwiła mu przejście. Zrobiwszy wszystko, co było w naszej mocy, wyczerpani poszliśmy spać. Zmęczenie musiało być faktycznie wielkie, może dołożył się do tego stres – spałem cały dzień i prawie całą noc, aż obudziłem się tuż przed świtem i zobaczyłem, że wszystkie szklane przedmioty w mojej sypialni roztrzaskały się (jakby od fali uderzeniowej) i że w jednej ze ścian znajduje się metalowa kulka. Moja kulka! Została jednak niezwykle odmieniona – zrobiona jest teraz z jakiegoś nieznanego mi, nienaturalnie ciężkiego materiału i wyryty jest na niej symbol do złudzenia przypominający rzeźbę na szczycie piramidy z portalu – ze wszystkimi jej przerażającymi szczegółami…

Siedzę teraz przy biurku i spisuję tę relację, potem każę ją wysłać do Ciebie, mój przyjacielu. Wierzę, że Ty będziesz wiedział, co z nią zrobić. Owa przedziwna kulka bez przerwy jednak wabi mój wzrok, przyciąga spojrzenie, wręcz hipnotyzuje – jakby wiedziała, jakie mam plany. Kevin już teraz pracuje w piwnicy, ja przeliczę jeszcze ostatnie rozkłady siły – muszę się upewnić, że nikomu nie stanie się krzywda. Jestem jednak pewny, że to jedyne wyjście – tak groźna siła nie może zostać uwolniona. Oby się powiodło.

IV

Notatka z New York Times, numer z 24 czerwca

Dzisiaj, około godziny 13, centrum miasta zatrzęsło się w posadach. Budynek, w którym mieściło się laboratorium znanego inżyniera, Nikoli Tesli, implodował. Jak powiedzieli nam świadkowie, cała konstrukcja zapadła się do środka z wielkim hukiem, nie pozostawiając w całości żadnej ściany. Szczęśliwie żaden z sąsiednich budynków nie został uszkodzony. Policja bada przyczyny zdarzenia. Losy naukowca i jego asystenta pozostają nieznane – ciał nie odnaleziono.


Lubię to
 Lubi to 0 osób
 Kliknij, by dołączyć
Zobacz też
Słowa kluczowe: osnowa, opowiadanie, literatura

Podobne newsy:

» Grzegorz Gajek w Esensji
29%
 
Podobne artykuły:

» To już koniec - króka forma
33%
» Nowy tekst
29%
» Gdzie smoki żyły, żyją i żyć będą, czyli ...
29%
» Angelwing - opowiadanie
29%
» Śmierć Gwiazdy - opowiadanie!
29%

Mamy 6 zapisanych komentarzy

assarhadon
2009-05-28 07:22:18
| Odpowiedz
Nikola Tesla to bohater stworzony przez Dukaja w jego megapowieści "Lód"...
Co do przejścia, za którym czają się mackowate stwory to na mysl przychodzi horror "Mgła" na podstawie prozy Kinga.
Napisane sprawnie.


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
Algeroth
2009-05-28 10:45:37
| Odpowiedz
assarhadon napisał/a: "Nikola Tesla to bohater stworzony przez Dukaja w jego megapowieści "Lód"...
Co do przejścia, za którym czają się mackowate stwory to na mysl przychodzi horror "Mgła" na podstawie prozy Kinga.
Napisane sprawnie."


Nie wiem jak mam rozumieć wzmiankę o Tesli, ale to postać historyczna - można o nim poczytać tutaj na przykład:
KLIK
Jeżeli Ci chodziło, że tak go przedstawiłem, jak Dukaj, to jest to przypadek - "Lodu" nie zmęczyłem.
A co do macek - zaiste, Kingiem tu nieco śmierdzi, ale faktyczną inspiracją była raczej proza Lovecrafta.


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
assarhadon
2009-05-28 21:01:50
| Odpowiedz
To nie o historyczność Tesli idzie!
Tylko - nie chciałem pego publicznie pisać, ale skoro podajesz link, to spoko - wykorzystanie kogoś "po kimś" zwłaszcza wielkim, jak Dukaj, to.... w tak krótkim shorcie jednak.... zadanie ponad siły każdego z nas. Wybrnąłeś nieźle, nie powiem! Ale.... Jak Dukaj to zrobił! Ja przebrnąłem przez "LÓD" i nawet na poltergeiscie gdzieś jest moja recka nawet chyba:) jak patrzę na powieść, to drżę! Z zimna....
A Lód to naprawdę zajebista proza. Niedługo będzie w kanonie lektur!Oczywiście, jak zostanę Ministrem Edukacji! A to nie jest niemozliwe... he he!


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
_zakurzona
2010-08-30 23:30:12
| Odpowiedz
assarhadon napisał/a: "To nie o historyczność Tesli idzie!
Tylko - nie chciałem pego publicznie pisać, ale skoro podajesz link, to spoko - wykorzystanie kogoś "po kimś" zwłaszcza wielkim, jak Dukaj, to.... w tak krótkim shorcie jednak.... zadanie ponad siły każdego z nas. Wybrnąłeś nieźle, nie powiem! Ale.... Jak Dukaj to zrobił! Ja przebrnąłem przez "LÓD" i nawet na poltergeiscie gdzieś jest moja recka nawet chyba:) jak patrzę na powieść, to drżę! Z zimna....
A Lód to naprawdę zajebista proza. Niedługo będzie w kanonie lektur!Oczywiście, jak zostanę Ministrem Edukacji! A to nie jest niemozliwe... he he!"


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
Nivo
2011-01-23 13:51:13
| Odpowiedz
plugawstwo unaocznione!


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
ktosik
2011-01-24 15:05:50
| Odpowiedz
twór fantazji niezły ;)


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.


Dodaj komentarz, użytkowniku niezarejestrowany

Imię:
Mail:

Stolica Polski:



Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.




Artykuły

Literatura
Główne Menu


Polecamy

Patronujemy
Aktywność użytkowników
madda99 zarejestrował się! Witamy!
_bosy skomentował Blood 2: The Chosen - recenzja
_vbn skomentował Mapy Starego Świata
wokthu zarejestrował się! Witamy!
_Azazello Jr skomentował Gdzie diabeł nie mówi dobranoc. "Mistrz i Małgorzata”, Michaił Bułhakow - recenzja
Gabbiszon zarejestrował się! Witamy!
Liskowic zarejestrował się! Witamy!
_Kamila skomentował "Brudnopis", Siergiej Łukjanienko - recenzja

Więcej





0.067 sek