Artykuł ten stanowi drugą część cyklu "Dokąd zmierzacie, Muzy? Czyli rzecz o homogenizacji i makdonaldyzacji kultury." Poprzednia, pierwsza część, dostępna jest pod tym adresem. Następna, ostatnia część, dostępna jest tutaj
W pierwszej części tego eseju przedstawiłem tło historyczne samego zjawiska współczesnej kultury masowej. Tym razem chciałbym opisać kolejny etap rozwoju myśli o przemianach kulturowych, skonkretyzowanie i analiza samego pojęcia
homogenizacji kultury.
Zacząć należałoby od roku 1964, od prac
Antoniny Kłoskowskiej 1. Sformułowana przez nią koncepcja odnosi się do myśli Dwighta Macdonalda o
kulturze homogenizowanej (wymieszanych różnych poziomach artystyczno – intelektualnych, sprowadzonych do jednolitej masy) Dokonując jednak jej podziału i próbując określić jej genezę, przebieg i konsekwencje, autorka idzie dalej w swych badaniach. Zauważa, że już w latach dwudziestych XX wieku R.H. Towner wyrażał swoje obawy przed ujednoliceniem kultury i ujednostajnieniem jej nurtów. Obawy jak najbardziej uzasadnione – Kłoskowska widzi niepokojące zatarcie gradacji pomiędzy kategoriami sztuki, nie tylko w zakresie treści, ale i formy artystycznej. Analizę homogenizacji dzieli na dwa aspekty: obiektywny (badanie samych treści kulturowych, bez uwzględnienia ich recepcji) i subiektywny (skupiający się na odbiorze danych tekstów kultury). Twierdzi, że subiektywny aspekt jak na razie (należy pamiętać, że pisała to czterdzieści pięć lat temu) nie może być w pełni rozważany, ze względu na brak wyczerpujących i wiarygodnych materiałów. Jednak kwestia obiektywna jest jak najbardziej otwarta i dogłębnie przeanalizowana przez autorkę.
Homogenizację kultury można podzielić na trzy podtypy: upraszczającą, immanentną i mechaniczną. Homogenizacja upraszczająca polega na uprzystępnieniu danego dzieła przez jego symplifikację. Tym samym, staje się ono dostępne dla szerszej publiczności. Ma tu miejsce dość ciekawa rozbieżność w opiniach krytyków kultury masowej – uproszczenie utworu pod względem treściowym spotykało się z dość powszechną aprobatą, zyskiwało miano popularyzacji kultury wysokiej. Z kolei symplifikacja formy artystycznej była potępiana jako jej wulgaryzacja. Za przykład homogenizacji upraszczającej autorka podaje czasopismo Reader’s digest:
(…) Miesięcznik amerykański „The Reader’s Digest” należy do magazynów o największym na świecie nakładzie. Wychodzi w 13,5 mln egzemplarzy przeznaczonych dla Stanów Zjednoczonych, a razem z wersjami zagranicznymi nakład jego osiąga 23 miliony. „Digest” zawiera wybór, skróty i streszczenia aktualnych publikacji, które sprowadza do rozmiarów i form najłatwiej przyswajalnych dla szerokiego kręgu odbiorców. Przez swoją etymologię jego nazwa kojarzy się z procesem trawienia, reprezentuje on w istocie gatunek wytworów masowej kultury, które krytycy nazywają papką spreparowaną na użytek ludzi uważanych za niezdolnych do samodzielnego odżywiania się naturalnymi produktami (…).
Kłoskowska zauważa też, że niejednokrotnie uproszczenie kulturowe ma formę trawestacji (na przykład rearanżacja utworu muzyki poważnej na stylistykę jazzową), a wręcz plagiatu. Ponadto, w związku z powszechnym i typowym dla kultury masowej
przymusem zabawy, zanika recepcja sztuki wysokiej, a przeważa ta zhomogenizowana, oferująca
złotą drogę (niewymagającą wysiłku od odbiorcy) do dzieł kultury wysokiej.
Drugim z typów opisywanych przez Kłoskowską jest homogenizacja immanentna – przeciwna upraszczającej, polegająca na umieszczaniu w dziele kultury wysokiej szeregu elementów uatrakcyjniających je dla szerszej publiczności przez samego autora. Tworzy to swego rodzaju drugie dno utworu, dostępne tylko dla odbiorców kultury wysokiej, ukryte pod pozornie prostą i banalną treścią – „pożywką” dla szerokiego kręgu czytelników czy widzów. Niestety, jak zauważa autorka, taka forma jest niezwykle rzadka – wymaga wielkiego talentu twórcy. Występuje tu też zjawisko
homogenizacji odwrotnej - członkowie elit poznają i przyjmują elementy kultury masowej.
Ostatnią formą homogenizacji według Kłoskowskiej, formą najbardziej rozpowszechnioną, jest homogenizacja mechaniczna. Polega ona na przeniesieniu całości dzieła kultury wysokiej do środków przekazu kultury masowej – mass mediów. Zjawisko to wynika przede wszystkim z bardzo dużej różnorodności widowni i co za tym idzie, dużego zapotrzebowania na zróżnicowane treści. Przykładowo przy ograniczeniu liczby kanałów telewizyjnych tworzonych przez jednego nadawcę, musi on układać ich program z uwzględnieniem całego spektrum widowni (w swoim własnym interesie) – siłą rzeczy, teksty kultury wysokiej, przeznaczone dla konkretnej grupy widzów, mają w ten sposób szansę dotrzeć także do innych – pomimo pewnej oczywistej selekcji, zachowany jest stały przepływ i popularyzacja treści kultury wysokiej.
Odrywając się na chwilę od Kłoskowskiej - w dzisiejszych czasach zauważalne jest smutne zjawisko: dzieła kultury wysokiej wypierane są z ramówek telewizji komercyjnych (ale i tej publicznej, rzekomo misyjnej) przez papkowate programy dla ćwierćinteligentów (bo, patrząc na docelowe grupy odbiorców niektórych propozycji, nazwanie ich półgłowkami byłoby komplementem). Ambitne produkcje natomiast nie pojawiają się wcale lub są spychane na godziny, w których oglądalność oscyluje w granicach 0-5 procent.
Wracając do Kłoskowskiej, można stwierdzić, że widzi ona nie tylko złe strony homogenizacji, dostrzega też jej zalety i zasługi dla podnoszenia poziomu ogólnej kultury. Niweczyć to jednak wydaje się kwestia proporcji liczby tekstów kultury wysokiej do pozostałych w mass mediach. Pomimo tego, że homogenizacja demokratyzuje wartości artystyczne i intelektualne, powiedzieć można, że kapitalizm ją „psuje” – gdzie rządzą kwestie ekonomiczne (w mediach komercyjnych), przeważa papka kulturowa. Ostatecznie więc, korzyści wypływające z homogenizacji są zbyt małe, by można ją było ocenić jednoznacznie pozytywnie – owszem, kultura wysoka nigdy nie była tak szeroko dostępna, ale i nigdy nie była tak bardzo przemieszana z bezwartościowym tłem. Paradoksalnie, nie można jednak upraszczając, przedstawić homogenizacji tylko w ciemnych barwach. Należy jednak zwrócić uwagę, że przez czterdzieści pięć lata od napisania tych słów przez Antoninę Kłoskowską, procesy przez nią opisywane zdecydowanie nabrały tempa i posunęły się dalej – na przykład w tej chwili ograniczenie liczby kanałów telewizyjnych na dobrą sprawę nie istnieje – powstają niezliczone kanały tematyczne, a media publiczne (w których, teoretycznie, kwestie komercyjne nie powinny przeważać przy układaniu ramówki) przestają się różnić od pozostałych.
Ciekawym wątkiem jest ewolucja rynku gier komputerowych. Wraz z popularyzacją tej formy rozrywki, stają się coraz prostsze, nastawione na odbiorcę masowego. Półki sklepowe aż roją się od pozycji prostych, nie oferujących nic ponad ładną oprawę (choć i to nie zawsze) i niewymagającą wysiłku umysłowego rozrywkę. Określone to zostało jako
target gracza casual’owego – gry produkowane są z myślą o człowieku, który nie wymaga od nich inteligentnej, czy choć odkrywczej rozrywki. Chce po prostu siąść na kanapie, odpalić konsolę (bo i rynek gier na PC podupada) i wpatrywać się w ekran bezmyślnie żując chipsy. Stąd skrajne uproszczenie niektórych gier, liczne ułatwienia dla gracza i masowa niemal produkcja kolejnych odsłon nic nie wnoszących pozycji (
vide seria
FIFA, czy
Need For Speed). Zjawisko to ostatnio tak przybrało na sile, że pojawił się ruch graczy (przeważnie starszych, pamiętających gry wymagające inteligencji) protestujących przeciwko niemu. Wątpliwe jest jednak, aby ich działania przyniosły jakieś skutki.
1) Antonina Kłoskowska,
Kultura masowa. Krytyka i obrona, Warszawa 1964
#wróć