Na samym wstępie pozwolę sobie zaznaczyć, że czasopisma fantastyczne w Polsce zawsze zawodziły moje oczekiwania. Mniej więcej w rocznych odstępach kupowałem
Nową Fantastykę lub
Science Fiction, żeby zobaczyć, czy coś się w tym względzie ruszyło. Nic z tego – na przykładowo pięć publikowanych opowiadań, dobre było jedno, strawne ze dwa, a dwa pozostałe można było spokojnie wyrwać i wypchać nimi buty na zimę. Z artykułami było niewiele lepiej: zdarzały się perły, ale trafiały się też teksty, które budziły kompletne osłupienie pod tytułem „co to robi w czasopiśmie fantastycznym?”. Kiedy dowiedziałem się, że
Science Fiction trafiło pod skrzydła Fabryki Słów, pojawiła się iskierka nadziei – może jednak zaistnieje pismo, na które warto będzie co miesiąc odłożyć trochę grosza.
Lipcowy numer
Science Fiction (nr. 45), który trafił do moich rąk, od początku sprawiał dobre wrażenie. Ładna szata graficzna, sztywny grzbiet, po wewnętrznej stronie okładki króciutki, ale estetycznie atrakcyjny komiks o Jakubie Wędrowyczu. Zawartość przedstawiała się równie pozytywnie: mało drobnicy i bezwartościowej papki, reklam tyle co nic, za to siedemdziesiąt z okładem stron tekstu, na które składało się sześć opowiadań oraz trzy artykuły. Przy każdym utworze krótka notka biograficzna i zdjęcie autora. Całość prezentowała się konkretnie i profesjonalnie.
Pierwszy tekst numeru to opowiadanie Magdaleny Kozak pt. „Zakładnicy”. Sprawnie i interesująco przedstawiona wariacja na temat klasycznego w literaturze grozy motywu nawiedzonego domu. Utwór z pomysłem, trzymający w napięciu, o sugestywnych opisach i nie pozostawiającej absolutnie nic do życzenia narracji.
Drugie opowiadanie, „Śmierciołak” Rafała Cywickiego, dopisuje do znanych z bestiariusza fantasy czterech żywiołaków jeszcze dwa – elementale życia i śmierci. Walka, którą przyjdzie stoczyć tym dwóm istotom może zapaść w pamięć na długi czas. Papierowy debiut autora, skonstruowany bardzo poprawnie, z umiejętnie budowanym nastrojem i miłymi dla ucha dialogami pozostawia czytelnika z ochotą na więcej.
Milena Wójtowicz, która popełniła trzeci z kolei tekst numeru, wzbudziła swego czasu moją niechęć swoją debiutancką powieścią pt. „Podatek”. Opowiadanie w lipcowym
Science Fiction przedstawia historię pełnego czarów miasta, gdzie słońce nie dociera od lat z powodu zalegającego nad całym kontynentem magicznego smogu. Pocieszne postacie, swobodna narracja, żarty, które choć nie zawsze śmieszą, to przynajmniej nie drażnią – to najważniejsze cechy tego tekstu. Polecam także tym, którzy – jak ja – z trudem przebrnęli przez „Podatek”.
Po trzech tekstach bardzo dobrych poziom opowiadań nieco spada. „Przesiadka” autorstwa Krzysztofa T. Dąbrowskiego opowiada historię pijaczyny, który umiera i trafia na tamten świat. Językowo bez zarzutu, okazjonalnie nawet potrafi rozbawić, trochę tylko jakby bez pomysłu. Brakuje czegoś, co uczyniłoby ten tekst faktycznie wartym przeczytania.
Przedostatnie opowiadanie należy do Tomasza Bochińskiego i opowiada o potworku imieniem Pufcio, który w ramach dziecięcego buntu ucieka z domu, z tytułowej Krainy Potworów i wyrusza w świat. Największe atuty to lekki, żartobliwy styl, który może przypaść do gustu zarówno starszym, jak i młodszym czytelnikom, oraz fenomenalne ilustracje. Pod względem fabularnym kuleje nieco końcówka, a niektóre wstawki można by spokojnie pominąć. Niemniej jednak tekst pozostawia dobre wrażenie.
Ewa Skuta jest autorką ostatniego opowiadania w lipcowym
Science Fiction. „Pod ziemią” opowiada historię górników, pogrzebanych pod ziemią w wyniku tąpnięcia. Spotykają oni tam ducha kolegi, który zginął w kopalni kilka lat wcześniej. Tekst nie powala oryginalnością, ale zasługuje na uznanie z powodu dialogów obfitujących we właściwą Ślązakom gwarę. Warto przeczytać – jeśli nie ze względu na samą opowieść, to z powodu warsztatu.
Na część publicystyczną numeru składają się felietony Romualda Pawlaka oraz Feliksa W. Kresa. Pierwszy dotyczy zmian zachodzących na naszych oczach w eksploracji kosmosu i roli człowieka w tym procesie. Drugi obrazuje niechęć autora do eufemizmów i wyrażeń zniekształcających rzeczywistość, przemawia zaś na korzyść nazywania rzeczy po imieniu. Oba czyta się przyjemnie i z całą pewnością godne są polecenia. Całość domyka artykulik Adama Cebuli pt. „Teorie spiskowe albo coś innego”, w którym autor dzieli się ciekawymi przemyśleniami na temat między innymi działalności Wałęsy i okresu II wojny światowej oraz mitów, w które obrosły te rozdziały polskiej historii. Tekst niezły, choć zaburza trochę tematyczną spójność numeru – fantastyczny nie jest w żadnym wypadku.
Słowem podsumowania: jest dobrze! Za znośną cenę (jedna trzecia książki) dostajemy do rąk trzy naprawdę dobre opowiadania, trzy całkiem niezłe oraz szczyptę interesującej i niebagatelnej publicystyki. Szczerze polecam, po cichu licząc na to, iż
Science Fiction pod wodzą Rafała Dębskiego wysoki poziom nie tylko utrzyma, ale będzie go stopniowo podnosiło.
Ocena: 8/10
Science Fiction Fantasy i Horror
Numer 45 – Lipiec 2009
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 74
Wymiary: 198 x 293 mm
Autorzy:
Opowiadania:
Magdalena Kozak – „Zakładnicy”
Rafał Cywicki – „Śmierciołak”
Milena Wójtowicz – „Pewnej dniocy we Wrasolwie”
Krzysztof T. Dąbrowski – „Przesiadka”
Tomasz Bochiński – „Kraina Potworów”
Ewa Skuta – „Pod ziemią”
Publicystyka:
Romuald Pawlak – „A planety wirują, wirują”
Adam Cebula – „Teorie spiskowe, albo coś innego”
Feliks W. Kres – „Imię rzeczy”
Egzemplarz magazynu dostarczyło wydawnictwo Fabryka Słów