Człowieka od zarania dziejów pasjonowało to, co nieznane, tajemnicze i mroczne. Zagadki tej rzeczywistości (a może i innych) były od zawsze przedmiotem badań rozlicznych naukowców i opowiadań jeszcze większej rzeszy pisarzy. Jednym z nich (moim zdaniem – należącym do grona najlepszych) był Howard Phillips Lovecraft. To on, posiłkując się olbrzymią wiedzą antropologiczną, stworzył wizję ponurych wymiarów zamieszkanych bez przerażające potwory, z wielkim Przedwiecznym Cthulhu na czele, tworząc całą mroczną mitologię. Wielu było naśladowców Lovecrafta, lecz żaden mi znany nie zbliżył się nawet do poziomu mistrza. Aż do dzisiaj. Wolfgang Hohlbein całymi garściami czerpie ze spuścizny autora Czyhającego w progu, lecz nie poprzestaje na
imitatio: wzorem starożytnych Rzymian celuje w
aemulatio – w powieści
Anubis tworzy nową jakość, nowy świat potworów. Ale zacznijmy tam, gdzie cała opowieść bierze początek: w miasteczku Thompson, gdzieś na zapadłej amerykańskiej prowincji.
W tej to dziurze mieszka profesor Mogens VanAndt, z pochodzenia Belg, z zawodu archeolog. W Thompson zajmuje się wykładaniem swojego fachu na podrzędnym uniwersytecie, na którym niektórzy studenci są starsi od niego, a ich całkowita liczba nie jest imponująca. Łatwo się domyślić, że nie jest to wymarzona kariera profesora VanAndta. Znalazł się w tej sytuacji po pewnym nieprzyjemnym incydencie z początków jego drogi naukowej – w konsekwencji został skazany na prowincjonalne wygnanie. Mieszka więc w pensjonacie prowadzonym przez pannę Preussler – starszą od niego kobietę, która czyni mu awansy – i użala się nad swoim losem. Sytuacja jednak ulega gwałtownej zmianie, gdy do miasteczka przyjeżdża stary znajomy profesora, doktor Graves, który odegrał dość znaczną rolę w tajemniczym wypadku, przez który Mogens znalazł się tu, gdzie się znalazł. Graves przynosi propozycję pracy przy przełomowym odkryciu. Przyjęcie tej propozycji okazuje się jednym z największych błędów w życiu profesora VanAndta.
Tak w skrócie rysuje się początek fabuły książki Hohlbeina. Niby nic nadzwyczajnego – ot, kolejna powieść przygodowa w stylu Indiany Jonesa. W rzeczywistości jednak to, co z początku wydaje się nieskomplikowaną i lekką fabułą, szybko się gmatwa, by ostatecznie okazać się intrygą wciągającą jak najlepsze teksty mistrza Lovecrafta. Widoczne zresztą są tu ukłony autora
Anubisa w stronę twórcy mitologii Cthulhu: pojawia się uniwersytet Miskatonic, mieszczący się w lovecraftowskim Arkham, widoczne są nawiązania do motywów Przedwiecznych, lecz przede wszystkim mamy tu do czynienia ze wspaniałym klimatem, tak charakterystycznym dla Howarda Phillipsa. Momentami aż ciarki chodziły mi po plecach, a nie należę do osób strachliwych. Najciekawsze jest jednak to, jak nastrój jest budowany: nie sugestywnymi, makabrycznymi wizjami, nie nagromadzeniem trupów czy kataklizmów. Cała narracja tworzy ponurą, klaustrofobiczną, niepokojącą i zdecydowanie tajemniczą atmosferę, posiłkując się okultystyczną otoczką, a nie epatując tanią brutalnością.
Styl Hohlbeina też zasługuje na pochwałę. Nie ma tu rozwlekłych, nic nie wnoszących opisów, ale też nie jest to typowa powieść akcji. Autor zachowuje równowagę, sprawiając, że
Anubisa czyta się szybko, przyjemnie i z niecierpliwością oczekując kolejnych wydarzeń. Tych natomiast jest tu multum, bowiem tom ma aż 650 stron, i to świetnie zapełnionych. Ta książka autentycznie wciąga i nie daje spokoju, dopóki nie pozna się jej zakończenia.
Najmocniejszą jednak stroną tej powieści są świetnie skonstruowane postacie. W zasadzie to na tych wyrazistych, realnych i kompleksowych charakterach opiera się cała akcja. Najlepszym tego dowodem jest to, że bohaterowie wzbudzają emocje: na przykład panna Preussler, cechująca się purytańską, małomiasteczkową moralnością, opętany wizją naukowych odkryć doktor Graves, jego tajemniczy pomocnik – Tom, czy wreszcie żyjący fobiami profesor VanAndt. Postępowania postaci są bardzo spójne i – choć czasem trudno się z nimi zgodzić – z ich punktu widzenia racjonalne. Bohaterowie mają też wyraźną głębię psychologiczną – sprawiają wrażenie żywych ludzi, mają swoje problemy, ambicje i lęki. Dawno już nie czytałem książki z tak dobrze opracowanymi i kompletnymi osobowościami.
Jeżeli chodzi o wydanie i przekład, to w zasadzie nie mam uwag. Choć wydawnictwo Red Horse nie jest powszechnie znane, to zadziwia dbałością o szczegóły i jakość w wydawanych przez siebie książkach. Dlatego też
Anubisowi nie można niczego zarzucić pod tym względem: świetnie wykonana i intrygująco zaprojektowana okładka, dobry papier ze stylizowanymi hieroglifami na obrzeżach (choć mógłby być nieco grubszy) i świetne liternictwo tworzą wspaniałą całość, którą nie tylko przyjemnie się czyta, ale i ogląda. Przekład autorstwa Marty Książkiewicz też nie pozostawia niczego do życzenia – jest po prostu dobry. Przyczepić mogę się jedynie do korekty: w paru miejscach wyłapałem błędy interpunkcyjne, przynajmniej raz coś nie tak było ze składnią zdania, jednak nie były to rażące usterki. Na przyszłość jednak wydawnictwo mogłoby się tu bardziej postarać.
Kończąc, pragnę zaznaczyć, że
Anubis Wolfganga Hohlbeina jest chyba najlepszą książką, którą, jak na razie, miałem okazję czytać w tym roku. Jest to doprawdy świetna powieść łącząca w sobie elementy przygodowe, wątki rodem z horrorów i motywy psychologiczne. Gorąco polecam lekturę tej pozycji, ale ostrzegam: wyłączcie telefon, zróbcie zapasy i zamknijcie drzwi – prędko się od
Anubisa nie oderwiecie!
Ocena: 9/10
Anubis
Autor: Wolfgang Hohlbein
Rok wydania: 2009
ISBN: 978-83-60504-76-5
Liczba stron: 650
Format: 205x142mm
Wydawnictwo: Red Horse
Książkę do recenzji udostępniło wydawnicwo Redhorse