Kroniki Diuny to cykl okrzyknięty jedną z najlepszych serii S-F w historii. Ciężko się nie zgodzić z tą opinią, gdyż losy planety Arrakis od ponad czterdziestu lat fascynują kolejnych czytelników, a owe argumenty tylko potwierdzają wznowienia książek nieżyjącego już Franka Herberta. Cały oryginalny cykl liczy sobie sześć opasłych tomów, z czego, według obiegowej opinii, dwa pierwsze zasługują na największą uwagę, trzeci nie należy już do najlepszych, a czwarty budzi mocno mieszane uczucia - od zawodu po ekscytację. Postanowiłem to wszystko zweryfikować.
Ciężko pisać o tomie
Bóg Imperator Diuny nie uwzględniając porównań do wcześniejszych książek, tak samo jak nie sposób brać się za samą lekturę bez znajomości choćby ekranizacji starego filmu
Diuna (jak nowej trzyczęściowej telewizyjnej ekranizacji drugiego i trzeciego tomu, którą notabene gorąco polecam). Warto przeczytać cały cykl, choćby dlatego, by wyciągnąć każdy smaczek z tego rozbudowanego świata.
Założenia autora wobec omawianego tomu były bardzo proste: czytamy fabularyzowane wspomnienia - skradzione kroniki dawno zmarłego Imperatora Leto II. Od wydarzeń opisanych w
Mesjaszu Diuny i
Dzieciach Diuny minęło przeszło trzy i pół tysiąca lat (pięć tysięcy, jeśli doliczyć okres po jego śmierci, podczas którego dzienniki pozostawały niepoznane), a same wspominki obejmują schyłkowy okres panowania Imperatora. Nie mamy jednak do czynienia z nudnymi pamiętnikami - Frank Herbert wytrawnie posługuje się słowem pisanym. W czwartym tomie zaskoczą nas liczne zmiany tempa akcji i sposobu opisów. Autor nieraz skacze po wątkach i używając barwnego języka tworzy frapujące konstrukcje myślowe, nie ocierając się przy tym o grafomaństwo. Kończąc lekturę musiałem przyznać jedno - tytułowy bohater oczarował mnie swoimi postawami, licznymi intrygującymi przemyśleniami i wyjątkowym podejściem do własnych rządów. Sposób w jaki autor wykreował Imperatora Leto II bezsprzecznie pozwala mi umieścić tę kreację w swoim kanonie najciekawszych bohaterów literackich wszechczasów.
Bez większej przesady mogę powiedzieć, że Rakis, bo tak zwana jest we wspomnieniach planeta, i jej losy, pomimo że ciekawe, schodzą na zupełnie dalszy plan, a nad całą fabułą niemal literalnie wisi wielkie dwutonowe cielsko zmutowanego Boga Imperatora - półczerwia-półczłowieka. Wraz z jego intrygującym tokiem rozumowania zaczynamy postrzegać świat z punktu widzenia istoty o wiecznym życiu, podążającej trudnym i zawiłym ideowo Złotym Szlakiem, którego podstawy poznajemy we wcześniejszych tomach. Z tego punktu widzenia reszta jest trywialna.
Bóg Imperator Diuny jest napisany nieco inaczej niż wcześniejsze tomy i nie powoduje momentów znużenia, jak choćby
Dzieci Diuny. Chociaż czwartą część czyta się powoli, to lektura nie jest stratą czasu, a bardzo zbalansowany podział rozdziałów pomaga skupić się na złożonym obrazie wszystkich intryg i politycznych gier. Losy Dzienników, jak również całej planety, angażują czytelnika, a lektura dodatkowo okraszona jest kilkoma subtelnymi dowcipami i inspirującymi futurystycznymi wizjami autora. Niezwykle fascynujące jest zobaczyć, jak świetne pomysły z pierwszych trzech tomów przeobrażają się z czasem, jak ewoluują wraz z autorem i jego podejściem do całego dzieła.
Bóg Imperator Diuny to z całą pewnością najbardziej refleksyjny tom
Kronik Diuny. Tytułowy bohater jest wyjątkowy i choćby dla jego osoby warto sięgać po kolejne tomy Franka Herberta. Dzieło jest spójne, dobrze przetłumaczone i co najlepsze - doskonałe wydanie Rebisu naprawdę ślicznie wygląda na półce. Nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić zarówno tych, którzy przerwali po pierwszych tomach do sięgnięcia po
Boga Imperatora Diuny, jak i nowych czytelników do zapoznania się z całymi
Kronikami. Co prawda chwilami nie jest to lektura łatwa, ale za to konsekwentnie przyjemna.
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 496
Wymiary: 150 x 225 mm
ISBN: 978-83-7301-846-4
Cykl: Kroniki Diuny
Oprawa: twarda
Tytuł oryginału: God Emperor of Dune
Tłumaczenie: Marek Michowski
Książkę do recenzji dostarczyło Wydawnictwo Rebis