Drogi czytelniku! Załóżmy, czysto teoretycznie, że przemierzasz właśnie niegościnne tereny północnej Rosji. Podróżujesz całymi dniami, przedzierając się przez kiepskie drogi, nieoznakowane skrzyżowania i pijanych rowerzystów. Pewnego dnia spotykasz na swej drodze dwóch autostopowiczów. Pomimo, że obaj dzierżą groźnie wyglądające strzelby, okazują się przesympatyczni i w zamian za podwiezienie oferują Ci nocleg, byś miał gdzie rozprostować kości po trudnym dniu. Dość szybko i łatwo się zgadzasz, wszak od paru dni sypiałeś w samochodzie lub w namiocie. Zakwaterowany zostajesz w walącym się domu, którego gospodynią jest zrzędliwa i wrzaskliwa starucha. Jesteś jednak z natury nastawiony pozytywnie (to znowu tylko hipoteza) i nie przeszkadza Ci to – chcesz tylko odpocząć. W nocy jednak zaczynają się dziać dziwne rzeczy – słyszysz głosy, masz halucynacje, podejrzewasz staruchę o nadnaturalne umiejętności. To jeszcze nic! Jesteś świadkiem sklerotycznych cierpień gadającego kota Wasyla, który nadaremno stara się przypomnieć sobie choć jedną bajkę w całości, a wielka kurza noga wprawia cały dom w drżenie. Jeżeli należysz do tych ludzi, którzy twardo stąpają po ziemi, uznajesz to zapewne za całkowite brednie, tudzież majaki i przewracasz się w takiej sytuacji na drugi bok by spać dalej. Jeżeli jednak coś Cię zawsze ciągnęło do zjawisk niewytłumaczalnych, niezwykłych i niesamowitych, jesteś skłonny uwierzyć w istnienie nieśmiertelnych kościotrupów, spodni niewidek i modelu idealnego konsumenta, to być może postąpisz tak, jak Sasza Priwałow, bohater powieści braci Strugackich pod tytułem
Poniedziałek zaczyna się w sobotę. Wybór ten pociągnie za sobą liczne konsekwencje, ale przecież nie co dzień ma się okazję spać w chatce na kurzej nóżce?
Moja przygoda z powieściami Strugackich zaczęła się jakieś osiem lat temu – wpadła mi wtedy w ręce antologia SF rosyjskiej i radzieckiej pod tytułem Okno w nieskończoność, w której znajdowała się krótka wersja (fragment w formie opowiadania)
Pikniku na skraju drogi. Twórczość braci przypadła mi wtedy bardzo do gustu, a w późniejszych latach miałem okazję czytać jeszcze
Przenicowany świat,
Trudno być bogiem i inne znane powieści ich autorstwa. Zawsze było to dość poważne science fiction, nie pozbawione swoistego poczucia humoru, poruszające jednak ważkie problemy i traktujące nieraz o problemach filozoficznych. Można sobie więc wyobrazić, jakie było moje zdziwienie po przeczytaniu pierwszych rozdziałów
Poniedziałku... Książka ta aż kipi abstrakcyjnym, lekkim i nieraz wręcz absurdalnym dowcipem, którego nie powstydziliby się panowie z grupy Monty Pythona. Ogólnym nastrojem przypomina prześmiewcze opowiadania Kira Bułyczowa o mieszkańcach Wielkiego Guslaru. Przedstawiane wydarzenia zdają się szeregiem scen z groteski, zapewniając przednią zabawę. Powieść nie pozbawiona jest jednak głębszej treści – jest to jadowita satyra na radziecką naukę późnych lat sześćdziesiątych. Nawet placówka tak nietypowa jak Instytut Badań Czarów i Magii nie mógł się obyć bez wszechobecnych piewców jedynego słusznego ustroju, nawiedzonych biurokratów i innych spaczonych ideologicznie person, starających się za wszelką cenę szerzyć materializm. Instytut wciąż nękają ciągłe awarie sprzętu, a niektórzy pracownicy nie są do końca rzetelni w swojej pracy. Główni bohaterowie książki jednak (nie tylko wspomniany wcześniej Priwałow, ale i magowie – wśród nich Merlin, skrzaty i potwory ze Smokiem Gorynyczem oraz Hekatonchejrami na czele) starają się zachować równowagę psychiczną ignorując demagogów i świetnie się bawiąc, popadając czasem nawet w metafizyczną zadumę. Dlatego właśnie tak bardzo kochają swoją pracę, że poniedziałek faktycznie zaczyna się dla nich w sobotę (choć są do tego też niejako przymuszeni – każdemu pracownikowi, który postanowi oddać się próżniactwu natychmiast uszy porastają gęstą szczeciną). Przesiadują więc w swoich laboratoriach zgłębiając tak podstawowe problemy, jak czyste szczęście, wiedza absolutna, czy techniczne kwestie samowkładających się butów i zakrzywianie czasoprzestrzeni przez papugi żyjące w przeciwnym kierunku osi czasu. Generalnie dzieje się dużo, jest wesoło, a całość czyta się z wielką przyjemnością. Ciekawostką jest „posłowie” autorstwa samego Priwałowa, w którym odnosi się on do opisanej historii i tłumaczy co ciekawsze pojęcia z dziedziny nauk magicznych.
Styl Strugackich odpowiadał mi od zawsze – narracja jest płynna i przejrzysta, wiadomo o co chodzi, nie ma zbędnych opisów, a dialogi są konstruowane w bardzo sugestywny sposób, wspaniale odzwierciedlając i budując charakter poszczególnych postaci. Wiem jednak, że styl ten nie wszystkim się podoba – spotkałem się z opinią pewnego czytelnika
Pikniku na skraju drogi, że odniósł on wrażenie obcowania z opowieścią wiecznie pijanego Rosjanina, bełkoczącego coś w delirium. Ja się z tym nie zgadzam, ale cóż – nie wszystko musi się wszystkim podobać.
Jeżeli chodzi o wydanie, to jest ono dobre, a może nawet bardzo dobre. Świetny przekład Ewy Skórskiej zdaje się w pełni oddawać wszelkie smaczki oryginalnego tekstu (choć nie miałem okazji go czytać). Klimat jest po prostu świetny i sprawia, że nie można się oderwać od lektury. W warstwie czysto redaktorskiej jednak jest parę usterek – wyłapałem sporo literówek, co nie powinno się zdarzać takiemu wydawnictwu jak Prószyński i S-ka. Do życzenia pozostawia też nieco jakość papieru, no ale powiedzmy, że to takie moje zboczenie. Szata graficzna natomiast (tak okładka, jak i typografia) jest przyjemna i oddaje klimat książki.
Biorąc się do recenzji
Poniedziałku…, spodziewałem się dobrego rosyjskiego sci-fi, w którym autorzy zastanawiają się nad głębokimi problemami ludzkiej egzystencji. Otrzymałem tymczasem świetną, wesołą, pogodną i ciekawą opowieść o życiu naukowca zmagającego się nie tylko z zagwozdkami natury magicznej, ale i z szarą codziennością, ograniczaną przez absurdalne nakazy władzy. Nie mogę powiedzieć, żeby ta zamiana była niekorzystna.
Poniedziałek zaczyna się w sobotę to książka zdecydowanie warta zwrócenia nań uwagi – choćby z racji autorów, którzy są klasą sami dla siebie i pokazują, że potrafią się odnaleźć w każdej stylistyce. W zasadzie jedynymi usterkami są, wspomniane już wyżej, wpadki redaktorskie i to, że styl Strugackich nie jest uniwersalny i nie każdemu przypada do gustu. Jeżeli jednak, drogi czytelniku, szukasz dobrej rozrywki, a książki Strugackich są Ci nieobce, bądź chcesz poznać twórczość tych pisarzy, sięgnij po
Poniedziałek… – warto! Jeżeli natomiast będziesz kiedyś podróżował po rosyjskich bezdrożach, pamiętaj jedno – nie dziw się niczemu, a może sam znajdziesz drogę do Instytutu.
Ocena: 8/10
Poniedziałek zaczyna się w sobotę
Autor: Arkadij i Borys Strugaccy
Rok wydania: 2009
ISBN: 978-83-7648-193-7
Liczba stron: 250
Format: 14x20cm
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Książkę do recenzji dostarczyło Wydawnictwo Prószyński