Ritus znaczy tyle co obrzęd, tradycja, zwyczaj - muszę przyznać, że to dość intrygujący tytuł, szczególnie po spojrzeniu na okładkę. Widnieje na niej myśliwy strzelający do rozwścieczonej bestii – wilkołaka. Wydawnictwo RedHorse promuje powieść Markusa Heitza w kilku bardzo ciekawie brzmiących zdaniach:
Ritus to odwieczny rytuał walki z mrocznymi siłami. To zasadzka i pościg graniczący z obrzędem mającym zgładzić bestię. To zmaganie człowieczeństwa z wilkołaczym skowytem duszy.
Powieść Heitza to podróż do czasów osiemnastowiecznej Francji, przeplatana powrotami do przyszłości, a konkretniej do roku 2004. Niby nic nadzwyczajnego, w końcu nie od dziś możemy czytać historie prowadzone przemiennie w dwóch miejscach czy okresach czasowych. A jednak
Ritus tym zabiegiem potrafi zaskoczyć. W zasadzie, można uznać, że są to dwie odrębne powieści, które ktoś porozcinał i poskładał przypadkowo w całość. Oczywiście chronologia poszczególnych opowieści jest zachowana. Łączą je przede wszystkim bohaterowie, szczególnie ich profesja – obaj to myśliwi.
Eryk von Kastell – współczesny łowca wilkołaków, który temu zajęciu poświęcił całe swoje dotychczasowe życie. Nie przebiera w środkach by dopaść cele, zawsze uzbrojony i gotowy do działania – prócz rodzinnej misji kieruje nim osobista zemsta. Z kolei Jean Chastel, prowincjonalny myśliwy z południowej Francji, zupełnie przypadkiem styka się z bestią. Od momentu niefortunnej walki z parą wilkołaków, on i jego synowie – Pierre oraz Antonie – rozpoczynają gonitwę trwającą kilka lat.
Oczywiście najważniejszą postacią, przewijającą się na kartach powieści, jest osławiona Bestia z Gévaudan. To właśnie ona stała się przyczynkiem dla
Ritusa. Heitz w uwagach końcowych swojej powieści przyznaje, że osiemnastowieczne dokumenty mówiące o polowaniach na tego legendarnego stwora, stały się jego inspiracją. Część wydarzeń z historycznego wątku są prawdą: daty, miejsca czy nazwiska – łowca Chastel i inni.
Ritus to nie tylko walka z przemieńcami. Obok tego dynamicznego wątku głównego, pojawiają się miłosne historie bohaterów, które trzeba przyznać, są dość ciekawe i niespodziewane. A skoro i miłość, to w tekście pojawia się kilka erotycznych scen, niekiedy dość dosadnych, czy nawet brutalnych.
Rozpoczynając lekturę stawiałam sobie wielki znak zapytania, nie będąc pewna, czego się spodziewać. Jak już wspomniałam na początku tej recenzji, tytuł był dla mnie dość intrygujący, dlatego w głównej mierze sięgnęłam po powieść Heitza. Do tego tematyka – likantropię spotyka się znacznie rzadziej niż wampiryzm, a więc był to dla mnie swoisty powiew świeżości. Ale
Ritus to przede wszystkim duża dawka akcji i zaskoczenia. Przeplatające się rozdziały, nie pozwalają odłożyć ksiązki na bok – musimy brnąć dalej, przez kolejny zagadkowy fragment, by dowiedzieć się co stało się z bohaterami poszczególnych historii. Mistrzowska zagrywka autora. Dodatkowo czytelnik przez cały czas snuje sieć przypuszczeń, a co za tym idzie, nie nudzi się. I to jest kolejny plus dla Heitza. Jego powieść, mimo sporej objętości i licznych opisów nie jest nużąca. Przede wszystkim dlatego, że narrator nie zatrzymuje się, by podziwiać piękno francuskich lasów. Snuje dynamiczną opowieść, w której każdy opis to działanie – nie ma dłużyzn.
Niestety, powieść Heitza ma też minus. Przy całej fascynacji podczas czytania,
Ritusowi brakuje… końca. I nie wiem, czy to zapowiedź dalszych przygód łowców wilkołaków, czy zamierzone niedopowiedzenie ze strony autora. Trudno ocenić.
Niemniej jednak, lektura powieści była czystą przyjemnością. Objętość nie przerażała, literówek się nie dopatrzyłam, co sugeruje wysoki poziom wydawnictwa. Wydanie wygląda estetycznie – pierwsze strony rozdziałów z ozdobnym inicjałem i boczną grafiką.
Podsumowując, mogę powiedzieć tylko jedno: polecam!
Ritus
Autor: Markus Heitz
Tytuł oryginalny: Ritus
Przekład: Joanna Filipek
Seria: Otchłań
Wydawnictwo: RedHorse
Rok wydania: 2009
Liczba stron:472
Format:140 x 205
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-7573-011-1
Unreal Fantasy patronuje!

Książkę do recenzji udostępniło wydawnicwo Redhorse
