Po raz kolejny wpadłam w sidła reklamy i wyszłam z tego dosyć obolała. Problem dotyczy powieści
Przenośne drzwi będącej pierwszą częścią sześciotomowego cyklu Toma Holta. Do lektury zwabiło mnie określenie autora mianem "następcy Pratchetta" oraz sympatyczna okładka z ilustracją Paula Kidby'ego.
Kto czytał książki Pratchetta, ten domyśli się zapewne, czego spodziewałam się po tak zareklamowanej powieści. Tym, którzy z twórczością angielskiego pisarza nie mieli jeszcze styczności, przybliżę pokrótce istotę rzeczy: miałam nadzieję na interesujący, spójny świat, dobrze przetłumaczone żarty językowe, mrowie zabawnych postaci, zapadające w pamięć zabawne cytaty oraz liczne nawiązania do literatury, sztuki, historii i współczesnych zdarzeń. Wiedząc, że "drudzy...", "następcy..." oraz inni tego typu zazwyczaj trochę odstają od swoich pierwowzorów, okroiłam nieco moje wymagania. Trudno mi powiedzieć, czy to sprawa tego, jak bardzo lubię Pratchetta, czy rzeczywistej jakości książki Holta, że mimo wszystko przeliczyłam się z moimi oczekiwaniami.
Co w takim razie otrzymałam? Książka Holta to nieco groteskowy opis funkcjonowania korporacji z punktu widzenia firmowego nowicjusza, Paula Carpentera. Trafia on tam przypadkiem, a od rzucenia potwornie nużącej pracy powstrzymuje go brak perspektyw oraz niewielka nadzieja na randkę z antypatyczną koleżanką z biura. W firmie J.W. Wells & Co znajdzie się wszystko, co w każdej szanującej się instytucji być powinno: groźne komisje na rozmowach rekrutacyjnych, buntujące się kserokopiarki, znikające zszywacze, przepastne archiwa, klienci z dziwacznymi zachciankami, tony nudnej papierkowej roboty, nierealistyczne regulaminy, a przede wszystkim – chaos i dezinformacja.
Pierwsze tygodnie pracy Paula są opisane całkiem ciekawie. Choć sam główny bohater ze wszystkimi swymi problemami i kompleksami jest postacią nieco dołującą, jednak wszystkim, którzy lubią zgryźliwe komentarze i karykaturalną wizję rzeczywistości - styl Holta powinien się spodobać. (Fragmenty dotyczące skomplikowanej natury kserokopiarek pozwoliłam sobie skserować i przykleić nad pewnym egzemplarzem tego straszliwego sprzętu.) Tego rodzaju humoru w książce nie brakuje, jednak do reklamowego „drugiego Pratchetta” jest jeszcze daleko.
Na dodatek główną przyjemność, to jest dociekanie wraz z Carpenterem, czym właściwie zajmuje się jego firma, psuje nam wydawca, który umieścił w opisie książki wyjaśnienie tej zagadki. Oczywiście jest ono niepełne, jednak wystarczyło, by zepsuć mi rozrywkę. Dalsza część powieści, opisująca to, jak Paul i jego współpracowniczka wypełniają zadania bardziej związane z właściwym profilem firmy, jest niezła, jednak w porównaniu z początkiem wypada słabo, ze względu na coraz bardziej zawiłą i miejscami nielogiczną fabułę. Ocenę mogłyby też zaniżyć schematyczne i słabo opisane postacie drugoplanowe, ale ten niedostatek równoważy zabawna i interesująca para głównych bohaterów.
W efekcie mam za sobą popołudnie w towarzystwie całkiem niezłej książki. Nie jestem z niej jednak do końca zadowolona, jako że nie sprostała moim wyobrażeniom, a jej najbardziej interesująca część została mi zawczasu zdradzona. Toteż innym przyszłym czytelnikom
Przenośne drzwi polecam, ale z tym zastrzeżeniem, żeby z większym dystansem niż ja podchodzili do notatek wydawniczych, a najlepiej po prostu odpuścili sobie ich lekturę.
Tom Holt Przenośne drzwi
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 978-83-7648-250-7
Tytuł oryginału: Portable Door
Data wydania: 06.10.2009
Format: 142mm x 202mm
Liczba stron: 320
Oprawa: miękka
Tłumaczenie: Tomasz Wilusz
Książkę do recenzji dostarczyło Wydawnictwo Prószyński