Listopad to miesiąc ze wszech miar nietypowy. Rzadko kiedy bowiem zdarza się, aby klimat jednego dnia rzutował na nastrój pozostałych blisko trzydziestu. No ale z listopadem nie ma zmiłuj – wciąż tylko zmarli, śmierć, groby, wspominki i szeroko pojęta groza. Nie inaczej ma się sytuacja z przypadającym na ten miesiąc numerem
SFFiH, na co zwraca uwagę już we wstępniaku Rafał Dębski. Jednak treść to nie wszystko; ważniejsze zdaje się pytanie jak prezentuje się jakość tych listopadowych tekstów?
W pierwszym przypadku lepiej niż dobrze, bo otwierające numer opowiadanie stworzył jeden z bardziej utytułowanych i szanowanych pisarzy polskiej fantasy: Jacek Komuda. Autor opowiada nam o spotkaniu – nie pierwszym, jak się dowiadujemy – Stanisława Augusta Poniatowskiego z diabłem. Tym razem ma to miejsce, gdy trzeci rozbiór już tuż tuż, a każdy chce podczas całego zamieszania nachapać się ile wlezie. Zgrabna fabuła, wyraziste postaci oraz pierwszorzędny styl to te cechy, za które czytelnicy zawsze cenili tego autora i
Trzech do podziału nie jest od tej reguły wyjątkiem. Szkoda tylko, że autentyczni miłośnicy Komudy tekst ten najpewniej już znają – pojawił się on swego czasu w pierwszym wydaniu
Opowieści z Dzikich Pól.
Na drugi ogień idzie
Błysk w dolinie i Mnich, dziełko Rafała W. Orkana – opowiadanie o człowieku, który z powodu przyrzeczenia danego dziadkowi, musi spędzić dwa tygodnie w niezwykłym domostwie na odludziu. Autor prezentuje nam historię nieco przewidywalną, ale w żadnym razie nie banalną, na dodatek zaś napisaną z gracją i polotem.
Trzecim tekstem jest
Uroczy zakątek Krzysztofa Baranowskiego. Jest to nie tyle opowiadanie, co seria szkiców luźno powiązanych ze sobą miejscem akcji. Okazuje się, że w blokowisku zwanym przez miejscowych Uroczyskiem żyją najprzeróżniejsze istoty: wilkołaki, wampiry, no i obowiązkowe dla tekstu grozy duchy. Samej grozy jednak nie będzie – napotkać za to można humor w całkiem sporych ilościach. Tekst, o którym szybko się zapomina, ale czyta przyjemnie i z uśmiechem na ustach.
Duchy pojawiają się też w
Długu Ewy Skuty. Tym razem nękają one głównego bohatera w odwecie za rzekome zbrodnie jego ojca. Paranoja czy faktyczne prześladowania z zaświatów? – na to pytanie będzie musiał odpowiedzieć sobie zarówno sam dłużnik, jak i czytelnicy. Opowiadanie pod względem fabuły raczej nikogo nie zaskoczy, ale technicznie jest bez zarzutu. Ot, fachowe wykorzystanie standardowych motywów.
Sól Ziemi Tomasza Golisa to wyśmienite połączenie prozy Kinga i Lovecrafta. Bohater w czasie wakacji nad morzem znajduje na dachu budynku zdjęcie sprzed lat, przedstawiające parę zakochanych nastolatków. Dręczony nudą, postanawia dowiedzieć się czegoś na ich temat. Tekst zaczyna się jak niewinny pseudo-kryminał, kończy natomiast grozą rodem nie z tego świata – autor pokazuje, że jeśli chodzi o horror odrobił zadanie domowe i wie jak dobrać składniki, żeby ugotować naprawdę dobrą opowieść.
Szóste opowiadanie to
Ogary Miłości Pawła Palińskiego. Opowiadanie z początku przypomina nawet nie erotyk, ale regularną literacką pornografię; tak naprawdę jednak dotyczy kondycji ludzkich uczuć i trudno odmówić mu pewnej głębi. Punktem wyjścia jest pokaz, w którym dwoje nieznanych sobie ludzi uprawia seks przed oczyma dobrze płacącej publiczności. Co się stanie, gdy jedno z nich odrzuci miłość ofiarowaną przez drugie? Czy w obliczu czegoś takiego można w ogóle jeszcze mówić o miłości? Zachęcam do poszukania odpowiedzi na te pytania w tym właśnie opowiadaniu. Styl autora może się podobać mniej lub bardziej, nie sposób jednak przejść obok tego tekstu obojętnie.
Część stricte fabularną numeru zamyka fragment powieści niedawno zmarłego Wojciecha Świdziniewskiego
Kłopoty w Hamdirholm. Tekst wyraźnie czerpie z pratchettowskiej konwencji parodiowania fantasy i robi to w sposób udany, co samo w sobie jest sukcesem. Prezentowany wycinek tekstu opowiada o tym, jak krasnolud Baugi przywozi do swojej rodzinnej kopalni elfkę Arien, która – jak się okazuje - jest jego żoną. Nie trzeba chyba mówić, że znajdzie się wielu pobratymców Baugiego, którym taki układ będzie nie w smak. Czego się po tym tekście spodziewać? Lekkiego pióra, humoru, zręcznego żonglowania stereotypami i chęci na więcej.
Mimo iż część publicystyczna jest uboższa w stosunku do poprzednich numerów o felieton Feliksa W. Kresa, serdecznie zachęcam do zapoznania się i z nią. Adam Cebula mówi nam, co sądzi na temat ochrony środowiska i oszczędzania energii, a możecie być pewni, że od niepochlebnych uwag nie stroni. Andrzej Pilipiuk załamuje ręce nad poziomem młodych pisarzy i ich brakiem zaangażowania. Romuald Pawlak narzeka na absurdalny – zdawać by się mogło – pomysł kupowania dzieciom sów, które w odróżnieniu od tych z Harry’ego Pottera zbyt magiczne nie są. Wreszcie Jarosław Grzędowicz miesza z błotem recenzentów publikujących na internecie – czyli między innymi niżej podpisanego. Ale w jakim stylu...
Ogólnie numer listopadowy
SFFiH prezentuje się naprawdę nieźle. Opowiadania Komudy, Golisa i Palińskiego naprawdę warto przeczytać, a pozostałe też mogą przynieść sporo uciechy. Felietony zwyczajowo już stanowią nie dodatek, ale integralną cześć lektury, przez recenzje natomiast można przejść bezboleśnie i nawet dowiedzieć się czegoś nowego. Całość polecam serdecznie i z czystym sumieniem.
Ocena: 8,5/10
Science Fiction Fantasy i Horror
Numer 49 – Listopad 2009
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 74
Wymiary: 198 x 293 mm
Autorzy:
Opowiadania:
Jacek Komuda – „Trzech do podziału”
Rafał W. Orkan – „Błysk w dolinie i Mnich”
Krzysztof Baranowski – „Uroczy zakątek”
Ewa Skuta – „Dług”
Tomasz Golis – „Sól ziemi”
Paweł Paliński – „Ogary miłości”
Wojciech Świdziniewski – „Kłopoty w Hamdirholm: Baugi”
Loui E. Merril – „Krótkie dzieje króćca”
Publicystyka:
Jarosław Grzędowicz – „Jak napisać recenzję internetową”
Romuald Pawlak – „Magiczny biznes”
Andrzej Pilipiuk – „Czytając młodych”
Adam Cebula – „Do czego to dojdzie, czyli potrzeba SF”
Egzemplarz magazynu dostarczyło wydawnictwo Fabryka Słów