Tak już jakoś się porobiło, że Święta Bożego Narodzenia w krajach tak zwanego cywilizowanego świata kojarzą się w coraz większym stopniu z prezentami. Nie inaczej jest i przy okazji uroczystości pokroju urodzin – w takim przypadku brak odpowiedniego podarku to zwyczajne
faux pas. Nic dziwnego więc, że po grudniowym numerze
SFFiH spodziewać się można było wiele. Bo przecież i świąteczny, i jubileuszowy – pięćdziesiąty.
Pierwszym prezentem jest niewątpliwie opowiadanie znanego z Kabaretu Moralnego Niepokoju Przemysława Borkowskiego. Nadzwyczaj aktualne zresztą, bo zatytułowane
Karp Ludojad. Jak spodziewać się można, ze względu na rodowód autora, nie brakuje w nim zabawnych stwierdzeń, przerysowanych postaci oraz satyrycznych wtrętów. A że Borkowski wcale sprawnie żongluje kryminalnymi motywami, jego opowiadanie może niejednej osobie przypaść do gustu.
Michał Cetnarowski jest sprawcą drugiego dziełka w grudniowym numerze.
Liber Horrorum to opowieść tocząca się równocześnie na dwóch płaszczyznach: Rzeczpospolitej szlacheckiej oraz tej bardziej współczesnej, znanej zza okien. Z jednej strony okoliczności stworzenia przerażającego tytułowego dzieła, Księgi Strachu, z drugiej starania młodego badacza, aby do owej pozycji dotrzeć. Opowiadanie ciekawe, dobrze napisane i z pomysłem, choć w pewnym momencie – w moim odczuciu niepotrzebnie – ocierające się o absurd. Zrobiłoby jeszcze lepsze wrażenie, gdyby autor konsekwentnie stosował narzuconą części „szlacheckiej” językową stylizację, ale i w obecnej postaci zasługuje na uwagę.
Prezent numer trzy to nikt inny, jak Mike Resnick i kolejny tekst o Johnie Justinie Mallorym. Tym razem klientem niezwykłego detektywa jest sam Święty Nick, a zleceniem odnalezienie skradzionego niebieskonosego renifera imieniem Jasper. Idealny kawałek śmiesznej i lekkiej fantastyki, w sam raz na Święta. Nie mniej szalone od opublikowanego w październikowym numerze
Chińskiego piaskowego dziadka, choć z jakiegoś względu bardziej strawne. Kolejny mocny punkt numeru.
Ostatni długi tekst numeru należy do Radosława Samlika. Oto w przyszłości miasta Polski unoszą się w powietrzu, by uniknąć działania szalenie groźnego wirusa, powierzchnia ziemi zaś opanowana została przez jego ofiary – zdziczałych, żądnych krwi ludzi. W latającym Wrocławiu panuje autorytaryzm i terror, a przeciwnicy ustroju kończą jako uczestnicy makabrycznego reality show, w którym muszą przeżyć tydzień na terenie zarażonych. Jak nietrudno przewidzieć, główny bohater podpada władzy i trafia do programu. Czy przeżyje? Czy jako pierwszy wygra program? Czy w ogóle pozwolą mu go wygrać?
Gniewni ludzie to kawał naprawdę dobrej literatury, napisanej z pomysłem i w niezłym stylu, podejmującej wiecznie aktualny temat władzy i ludzkiej bezwzględności. Szkoda tylko, że sprawia paskudne wrażenie powieści pociętej do rozmiarów opowiadania.
W dalszej kolejności uraczeni zostajemy serią tekstów krótszych. Robert J. Szmidt zabiera czytelników na emocjonujący
Objazd – niemal miniaturę, ale opartą na fajnym koncepcie i wykonaną zawodowo. Agnieszka Chodkowska-Gyurics robi co w swojej mocy, by zaintrygować odbiorców
Tajemnicą znikających skarpetek, w której dochodzi do tyleż niekonwencjonalnego, co nieoczekiwanego spotkania z kosmitami. Humor, lekkie pióro i mało problematyczna tematyka tworzą z tego tekstu fantastyczny odpowiednik kina familijnego. I to niezłego.
Na koniec szorty, które – chyba po raz pierwszy – wzbudziły u mnie naprawdę mieszane odczucia. Napisane poprawnie, ale bez jakiegoś unikalnego konceptu, który o jakości miniatury zwykł dotychczas świadczyć... ot, tekściki jakich wiele.
W kwestii publicystyki warto zwrócić szczególną uwagę na felietony Grzędowicza oraz Pawlaka. Pierwszy z panów zwraca uwagę na paradoks, jakim jest fakt, że żyjąc w coraz bezpieczniejszym świecie coraz częściej stajemy się ofiarami wszechobecnego strachu; drugi zdradza parę tajemnic związanych z układem kosmosu oraz wskazuje, co o nim wiemy, a czego jeszcze nie. Pozostała część publicystyczna może wydać się nieco mniej atrakcyjna, choć wciąż warto się z nią zapoznać: Pilipiuk dzieli się z czytelnikami fascynującymi XVII wiecznymi przepisami z zakresu medycyny ludowej, natomiast Bochiński przybliży utwory pary pisarzy już zapomnianych, a jeśli nie zapomnianych, to zupełnie niekojarzonych z fantastyką. Warto wspomnieć też o mini galerii jednego z czołowych polskich grafików – Dominika Brońka oraz o wywiadzie z Tomaszem Majewskim, naszym złotym olimpijczykiem. Drobiazgi, a cieszą.
No to jaki jest ten świąteczny numer? Ano, niezły. Różnorodny – to na pewno. Może nie zawsze intrygujący, ale z całą pewnością pełen tekstów napisanych sprawnie i elegancko. Trochę taki jak świąteczna choinka, pod którą każdy powinien znaleźć coś – choćby i drobiazg – dla siebie. A mam nadzieję, że stanowi zapowiedź jeszcze lepszych opowiadań i mnóstwa niespodzianek w nadchodzącym roku.
Ocena: 7,5/10
Science Fiction Fantasy i Horror
Numer 50 – Grudzień 2009
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 78
Wymiary: 198 x 293 mm
Autorzy:
Opowiadania:
Przemysław Borkowski – „Karp ludojad”
Michał Cetnarowski – „Liber Horrorum”
Mike Resnick – „Niebieskonosy renifer”
Radosław Samlik – „Gniewni ludzie”
Robert J. Szmidt – „Objazd”
Agnieszka Chodkowska-Gyurics – „Tajemnica znikających skarpetek”
Szorty (Maciej Musialik „Defekt”, Adam Mrozek „Ja, Róża”, Marta Komornicka „Świt”)
Publicystyka:
Jarosław Grzędowicz – „Jak się nie bać”
Romuald Pawlak – „W stronę wielkiej niewiadomej”
Andrzej Pilipiuk – „O czym mówią nam pożółkłe stronice”
Tomasz Bochiński – „Perełki, czyli literatura wielorazowa”
Egzemplarz magazynu dostarczyło wydawnictwo Fabryka Słów