W życiu czytelnika zdarzają się takie ksiązki, na które czeka z niecierpliwością, a do ich lektury siada z wypiekami na twarzy. Takie, co do których ma się pewne oczekiwania i jest się pewnym, że ich nie zawiodą. Takim utworem był dla mnie drugi tom
Godziny czarownic – kontynuacja cyklu o czarownicach Mayfair.
Rice zostawiła nam pod koniec 1 tomu sieć domysłów, które w dużej mierze zostaną rozwiane w kolejnej powieści. Ale lepiej od razu przejdę do rzeczy, a na marginesie odsyłam do recenzji
wcześniejszej powieści Rice.
Tym razem, mimo wyszczególnienia w książce części, akcja toczy się płynnie w jednym czasie. Podział ten porządkuje natomiast motywy fabularne powieści, które wysuwają się w danym momencie na prowadzenie i pełnią zasadniczą rolę. Dodatkowo dostaliśmy dość statyczny epilog.
Michael Curry zgłębia akta czarownic, dzięki czemu możemy poznać dość dobrze losy Anthy Deridre. W tym czasie Rowan kończy podróż do Nowego Orleanu, gdzie ma odbyć się pogrzeb jej biologicznej matki oraz, tradycyjnie w rodzinie Mayrairów, zjazd rodzinny, towarzyszący funeralnej ceremonii. W tak ważnym wydarzeniu nie może zabraknąć oczywiście Aarona Lightnera, wysłannika Talamaski, który zbiera informacje dotyczące obdarzonych mocą członków rodu. Rice jednak nie poprzestaje na tej trójce. Wprowadza bowiem na scenę samego Lashera, niczym prolog do następnych części cyklu.
Akcja powieści jest mało dynamiczna: renowacja posiadłości Mayfairów, przygotowania do ślubu Michaela i Rowan. Dopiero druga połowa utworu zaczyna być coraz bardziej zagadkowa.
Oczekiwania kontra lektura
Muszę przyznać, ze tym razem Rice przesadziła z opisami – chociaż to one stanowią źródło jej sukcesu. W drugim tomie
Godziny czarownic stają się one wydłużone, momentami nawet niepotrzebne – spowalniają wszystko do takiego stopnia, że z książki wieje wiatr nudy. Niestety przez to lektura momentami była „ciężka”. Jestem prawie pewna, że wycięcie kilku opisowych fragmentów wyszłoby powieści na dobre.
Nie mogę jednak odmówić Rice efektownych wyjaśnień pewnych motywów, powykręcania wszystkiego o 180 stopni i wykorzystania nawet najmniejszego faktu fabularnego w swojej sieci zagadek. Za to należy się powieści ogromny plus.
Jeśli chodzi o stronę techniczną powieści, to jak się można było spodziewać, Rebis wykonał swoją pracę wzorowo. Ponad 620 stron i ani jednej literówki – standard, do którego już dawno przyzwyczaiło nas wydawnictwo. Językowo nie odczuwa się różnicy, mimo zmiany osób odpowiedzialnych za przekład: tym razem były to Małgorzata Samborska i Agnieszka Izdebska.
Na podsumowanie mogę powiedzieć, że po powieści Rice spodziewałam się czegoś nieco innego. Miałam nadzieję na więcej akcji. Pomimo małego zawodu, jestem mile zaskoczona rozwiązaniami fabularnymi. Myślę, że do
Lashera siądę z takimi samymi wypiekami na twarzy, jak do 2 tomu
Godziny czarownic.
Godzina czarownic
TOM 2
Autor: Anne Rice
Tytuł oryginalny: The Witching Hour
Przekład: Małgorzata Samborska, Agnieszka Izdebska
Cykl: „Opowieści o czarownicach z rodu Mayfair”
Seria: Horror
Wydanie: Drugie poprawione
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 629
Format:128 x 197
Oprawa: broszurowa klejona
ISBN: 978-83-7510-437-0
Książkę do recenzji dostarczyło Wydawnictwo Rebis