Dom Wydawniczy Rebis poszedł za ciosem i dość szybko wydał pierwszy tom kolejnej części cyklu Rice o czarownicach Mayfair.
Lasher, bo o tej powieści mowa, skupia się przede wszystkim na postaci ducha.
Na początku tej recenzji przyda się mały „flashback”, który zarazem będzie wprowadzeniem do fabuły utworu. „Godzina czarownic” skończyła się „uprowadzeniem” Rowan przez „nowonarodzonego” Lashera. Jednak jej losy wyraźnie schodzą na dalszy plan by zrobić miejsce dla kolejnych postaci i nowych tajemnic. Ale o tym za chwilę.
Pierwszy tom
Lashera zaczyna się w dzień Mardi Gras – ostatków, zakończenia karnawału – na kilka godzin przed Środą Popielcową. Mayfairowie spędzają wieczór wspólnie oglądając paradę. Nic nie zapowiada, że ich spokojny nastrój wkrótce zostanie zmącony.
Tradycyjnie już, jak w poprzednich tomach cyklu, Rice prowadzi narrację z perspektywy wybranych bohaterów, oczywiście jest to narrator trzecioosobowy. W
Lasherze rezygnuje jednak z wcześniejszej trójki: Rowan-Michael-Aaron. Tym razem dopuszcza do głosu zupełnie nowe postacie, co zdecydowanie wypada na plus dla utworu. Niewątpliwie na uwagę zasługuje trzynastoletnia Mona, która otwarcie przyznaje się do swoich erotycznych podbojów i jest bardzo uparta w osiąganiu swoich celów. Rozwinięta ponad wiek, nieprzeciętnie inteligentna i energiczna nastolatka zawsze zaznacza swoją obecność w towarzystwie. Na przekór własnej dorosłości ubiera się w sukienki dla dziewczynek nie pasujące do jej wieku. Głos dostaje również Gifford, rozsądna kobieta, opiekuńcza matka, żona i ciotka Mony. A także wieczna Evelyn, która wyłania się niespodziewanie w zagmatwanym drzewie genealogicznym Mayfairów. Wiekowa już kobieta wszystkie swoje tajemnice, a w zasadzie całe swoje życie, trzyma za zasłoną milczenia. Ostatnim bohaterem, zza którego pleców obserwujemy historię, jest Jurij, serbski Cygan, członek Talamaski i przyjaciel Aarona.
Ten spory wachlarz tak różnych od siebie postaci ma ogromny wpływ na odbiór powieści. Umiejętne przeplatanie poszczególnych historii, zachęca do brnięcia dalej w opowieść tkaną przez Rice. Olbrzymim plusem powieści jest brak dłużyzn – opisy są wyważone. W ten sposób lektura
Lashera jest znacznie przyjemniejsza od
Godziny czarownic. Jednocześnie Rice utrzymuje swój charakterystyczny styl, w którym kunszt opisu splata się z emocjonalnością, przy czym żadna z postaci nie traci swojej językowej indywidualności. Pisarka doskonale posługuje się dostępnym jej materiałem, który spod jej pióra wypływa gładko.
Technicznie nie można nic zarzucić tej pozycji Rebisu. Wydawnictwo dba o estetyczne odczucia swoich czytelników. Okładka została dopasowana do cyklu: na czerni pojawia się grafika utrzymana w odcieniach błękitu oraz duże, białe litery, tak charakterystyczne dla powieści grozy Rice. Tłumaczenie jest bardzo spójne – znów zajęła się nim Hanna Pustuła. Również korekta i redakcja są na najwyższym poziomie, do którego Rebis już dawno przyzwyczaił czytelników. Dodatkowym atutem są cienkie kartki, wykorzystane już przy druku „Godziny czarownic”, które wizualnie zmniejszają objętość tomu.
Pierwszy tom
Lashera wypada na plus w porównaniu z wcześniejszymi częściami cyklu o czarownicach Mayfair. Rice wprowadza kilka nowych wątków, które dają powiew świeżość całej historii. Dodatkowo autorka umiejętnie rozwiązuje wszelkie mroczne tajemnice i stawia kolejne znaki zapytania; intryguje czytelnika, zmusza go do przekładania kolejnych kart ksiązki, by lepiej poznać dzieje nietuzinkowej rodziny. Powieść jest dobrym pochłaniaczem czasu, pisanym dość charakterystycznym językiem. Dlatego polecam w szczególności fanom twórczości Rice.
Lasher
TOM 1
Autor: Anne Rice
Tytuł oryginalny: Lasher
Przekład: Hanna Pustuła
Cykl: „Opowieści o czarownicach z rodu Mayfair”
Seria: Horror
Wydanie: Pierwsze
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 428
Format:128 x 197
Oprawa: broszurowa klejona
ISBN: 978-83-7510-289-5
Książkę do recenzji dostarczyło Wydawnictwo Rebis