Recenzje >> Książki >> Zaginiony symbol

| | A A


Autor: Algeroth
Data dodania: 2010-05-18 17:55:03
Wyświetlenia: 4631

"Zaginiony symbol", Dan Brown - recenzja

W założeniu ten tekst miał być recenzją najnowszej książki Dana Browna, autora niezwykle poczytnych powieści sensacyjno-spiskowych. Gdy siadałem do lektury, powziąłem mocne postanowienie napisania porządnej i głębokiej oceny, na którą tak obszerna (ponad 600 stron) pozycja tak znanego autora z pewnością zasługiwała. W zasadzie jednak nie mogę tego zrobić, bo nie ma o czym pisać. Tekst ten będzie więc w większej mierze zapisem moich przemyśleń o współczesnym rynku księgarskim, a konkretniej o jego sektorze sensacyjnym, na przykładzie akurat tej powieści, niż stricte recenzją. Zapewne nie napiszę tu niczego niezwykle odkrywczego, lecz nie tracę nadziei, że może jakiś autor to przeczyta i zastanowi się nad swoją właśnie powstającą książką. Poza tym, jak mówili Rzymianie, Gutta cavat lapidem non vi, sed saepe cadendo, i powtarzanie pewnych tez może wpłynąć na ich znajomość.

Z jakich podstawowych elementów powinna się składać i jakie cechy nosić poczytna powieść sensacyjna? Przede wszystkim musi być spisek. Najlepiej uknuty przez jakąś bliżej (przynajmniej z początku) nieokreśloną organizację lub szalonego geniusza. Czasem od tej reguły można zrobić ustępstwo, obsadzając w roli mrocznego widma agencję rządową, bezwzględną korporację itp. Jednak na przykładzie dzieł Browna wspaniale widać, że zastosowanie archetypicznego rozwiązania sprawdza się wzorowo – czy złą siłą będzie tajne bractwo w sercu Kościoła, czy podstępny bogacz, który wkradł się w łaski masonów, sukces jest murowany. Ta ostatnia ewentualność ma miejsce w Zaginionym symbolu – tajemniczy złoczyńca opętany żądzą zaszkodzenia wolnomularzom tka nić przewrotnej intrygi, w którą wplątują się bohaterowie. Nie muszę dodawać, że ów czarny charakter jest świetnie wyszkolonym, inteligentnym i przebiegłym mordercą.

Tu dochodzimy do kolejnego nieodłącznego atrybutu współczesnego bestsellera sensacyjnego – postaci. Muszą być tak wyraziste, że niemal przerysowane. Tak jednoznaczne, że nie pozostawiające wątpliwości co do ich przynależności do „tych złych” lub „tych dobrych”. Głównym bohaterem książki Browna, zresztą jak w szeregu jego poprzednich powieści, jest profesor Robert Langdon – kulturoznawca specjalizujący się w symbolach, przy okazji błyskotliwy detektyw i niemalże geniusz analityczny. Ów profesor daleki jednak jest od powszechnego wizerunku akademika – podtatusiałego jegomościa z brodą, w okularach w drucianej oprawie i z głową w chmurach. Langdon twardo stąpa po ziemi, a ponadto jest wysportowany i sprawny (tym bardziej dziwiło mnie obsadzenie jego roli w ekranizacjach Kodu Leonarda Da Vinci i Aniołów i Demonów przez Toma Hanksa, na którym czas coraz bardziej odciska swoje piętno, ale to tylko taka dygresja). Spełnia jednak oba wcześniej wspomniane warunki – żyje w świecie czerni i bieli, a nie odcieni szarości. Nie idzie na kompromisy, nie ma wątpliwości i rozterek – dąży do przodu nie zważając na wszelkie przeciwności. Oczywiście wszystko co robi, jest nacechowane jednoznacznie pozytywnie, a więc nie ma wątpliwości, w której „drużynie” gra. 

Główny przeciwnik profesora, Mal’akh, ów szaleniec knujący intrygę, jest jego totalnym przeciwieństwem – zły do szpiku kości, mroczny, choć także przebiegły. Gdybyśmy mieli jeszcze jakieś wątpliwości, potwór ten tatuuje całe swoje ciało i oddaje się mrocznym rytuałom, przyzywającym demony. Wystarczy? Autor nie pozostawia żadnych niedomówień – świat jest spolaryzowany i nic tego nie zmieni. Postacie poboczne nie są lepsze, choć, z racji odgrywanej przez siebie roli i mniejszego udziału w intrydze, ich wyrazistość mniej się rzuca w oczy i jest łatwiejsza do zniesienia.

Kolejnym elementem, o którym trzeba wspomnieć, jest akcja: powinna być niezwykle szybka i nieprzesadnie udziwniona. Rdzeń stanowi rozgrywająca się błyskawicznie główna intryga, a poboczne wątki w zasadzie nie mają racji bytu, lub pozostają w zaniku. Tutaj także idealnie wpisuje się Zaginiony symbol – całość akcji powieści to około 24 godziny przedstawione w ponad 130 (sic!) rozdziałach (które zresztą nie zawsze w pełni zasługują na takie miano, bo nieraz zajmują tylko jedną stronę), rozgrywających się w różnych miejscach w tym samym czasie. Mówiąc krótko – fabuła jest prosta jak konstrukcja cepa i przewidywalna aż do bólu (choć, muszę przyznać, parę niespodziewanych zwrotów się znajdzie). Wielbiciel opisów nie znajdzie ich zbyt wiele – pozostają tylko te niezbędne, reszta zaś została złożona na ołtarzu blitzkriegu przeciw czytelnikowi. Także kontekst wydarzeń autor ograniczył do minimum – po macoszemu potraktował tło historyczne akcji, naszkicował zaledwie przeszłość bohaterów.

Spisek, wyraziste postacie i szybka akcja – oto kluczowe elementy współczesnej, poczytnej powieści sensacyjnej. Już dwa z tych elementów wystarczą, by wyraźnie wywindować wyniki sprzedaży, ale trzy czynią już bestseller. Lecz właściwie co w tym złego, że książka się sprzedaje i podoba szerokiemu gronu odbiorców? Ano to, że w takiej sytuacji ma miejsce przykre zjawisko – równanie do dołu. Kosztem maksymalnego uatrakcyjnienia tekstu dla przeciętnego czytelnika, traci ona głębię, ten magiczny pierwiastek, który sprawia, że powieść pamiętamy i z chęcią do niej wracamy po latach. Ci, którzy oczekują od lektury czegoś więcej, spotykają się ze srogim zawodem, tym bardziej, gdy książka traktuje o tematach paranaukowych i ma pretensje do bycia tą „lepszą” literaturą, jak Zaginiony symbol. Brakuje na rynku pozycji prawdziwie erudycyjnych, które faktycznie można by opisać wyświechtanym sformułowaniem „bawić ucząc”. Powieść Browna momentami sprawia wrażenie tak naiwnej, jakby była napisana dla amerykańskich nastolatków i tak płytkiej, jakby autor obmyślał ją w chwilach wolnych od picia piwa, grania w golfa i spania. Gwoździem do trumny natomiast jest nędzne i mało pomysłowe zakończenie, przez które czułem się przez wspomnianego golfistę obrażony.

W żadnym razie nie utrzymuję, że literatura łatwa, lekka i przyjemna powinna zniknąć z powierzchni Ziemi, pozostawiając tylko dzieła wybitnych literatów, filozofów i traktaty naukowe. Nie twierdzę też, że Zaginiony symbol jest książką jednoznacznie złą. Autor napisał ją bardzo sprawnie i z pewnym niezaprzeczalnym polotem. Jest jednak niestety powieścią przerażająco sztampową, kopiującą zabiegi zastosowane w poprzednich dziełach Browna, rozczarowującą kogoś, kto od lektury wymaga czegoś więcej, niż bezmyślnego przerzucania kartek, a do tego niestety sprowadza się czytanie Zaginionego symbolu. Trzeba nadmienić, że kartki owe przerzuca się faktycznie szybko, bo autorowi nie można odmówić dobrego warsztatu pisarskiego i sprawnego operowania tempem akcji. Pozostaje jednak duży niedosyt. Rozumiem, że prawa rynku są takie, jakie są i książka z nazwiskiem Browna na okładce, stosująca się do trzech wspomnianych wcześniej reguł sprzeda się tak czy inaczej, ale trzeba zachować jakąś przyzwoitość.

Na dzisiejszym rynku wydawniczym brak mi sensacji inteligentnych, z plastycznymi i realistycznymi postaciami obdarzonymi tłem psychologicznym, z niebanalną i wymagającą pewnego wysiłku od czytelnika fabułą, a przede wszystkim z głębią przedstawionego świata. Swego czasu czytałem W gąszczu luster Roberta Littela, która do dziś pozostaje dla mnie ideałem powieści sensacyjnej, choć jest to w zasadzie paradokument. Książka ta jednak posiada wszystkie wyżej wspomniane pożądane cechy i pozostaje mi tylko czekać na jej następcę.

Zaginiony symbol
Autor: Dan Brown
Tytuł oryginału: The Lost Symbol
Przekład: Zbigniew Kościuk
Rok wydania: 2010
ISBN: 978-83-7508-249-4
Liczba stron: 608
Format: 150x210mm
Wydawnictwo: Albatros/Sonia Draga
 
Lubię to
 Lubi to 0 osób
 Kliknij, by dołączyć
Zobacz też
Słowa kluczowe: zaginiony, symbol, dan, brown, albatros

Podobne newsy:

» Albatros - nowości wydawnicze
22%
» Masterton w Polsce - relacja z pobytu
20%
» Nowości wydawnicze z Albatrosem
20%
» Nowości z Albatrosem
18%
» Albatros - nowości wydawnicze
18%
 
Podobne artykuły:

» Hyperion - recenzja
25%
» Micro - recenzja
20%
» Anioły i Demony - recenzja
17%

Mamy 2 zapisanych komentarzy

assarhadon
2010-05-18 21:43:36
| Odpowiedz
Najgorsza, co nie znaczy, że kompletnie zła. Naiwna i owszem - zakończenie jak dla mnie obraźliwe także; nie da się chyba zliczyć sformułowań o "tajemnej wiedzy starożytnych" czy "miejscu ukrycia czegoś tam"! Sam Langdon zatraca tu całkowicie swoją błyskotliwość i inteligencję i zbyt często pozwala się wyręczać innym w rozwiązywaniu zagadek, których znowu nie ma aż tak wiele.


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
_Methionine
2010-05-19 11:18:22
| Odpowiedz
Zgadzam się z przedmówcą. Książka jest bardzo kiepska. widać po niej, że autor chciał jak najwięcej zarobić i nie przyłożył się zbytnio.
Muszę powiedzieć, że jest ona dla mnie pewnym symbolem. Pokazuje, jak musi być skonstruowana opowieść, żeby mogła się spodobać przeciętnemu Amerykaninowi. Albo inaczej: żeby przeciętny Amerykanin ją zrozumiał. To, co napisałeś:
"Tu dochodzimy do kolejnego nieodłącznego atrybutu współczesnego bestsellera sensacyjnego – postaci. Muszą być tak wyraziste, że niemal przerysowane."
To szczera prawda, ale bardzo bolesna, bo właśnie to mówiłam zawsze o bohaterach kreskówek. Żółwie Nindża (TMNT) musiały mieć tak skonstruowane charaktery, żeby dzieci nie miały wątpliwości, który jaki jest. I co jest wadą, co zaletą. Fakt, że dziś mówimy tak o powieściach mnie osobiście przeraża.


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.


Dodaj komentarz, użytkowniku niezarejestrowany

Imię:
Mail:

Stolica Polski:



Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.




Artykuły

Literatura
Główne Menu


Polecamy

Patronujemy
Aktywność użytkowników
madda99 zarejestrował się! Witamy!
_bosy skomentował Blood 2: The Chosen - recenzja
_vbn skomentował Mapy Starego Świata
wokthu zarejestrował się! Witamy!
_Azazello Jr skomentował Gdzie diabeł nie mówi dobranoc. "Mistrz i Małgorzata”, Michaił Bułhakow - recenzja
Gabbiszon zarejestrował się! Witamy!
Liskowic zarejestrował się! Witamy!
_Kamila skomentował "Brudnopis", Siergiej Łukjanienko - recenzja

Więcej





0.232 sek