Recenzje >> Czasopisma >> Science Fiction Fantasy i Horror #55

| | A A


Autor: downbylaw
Data dodania: 2010-05-24 22:10:28
Wyświetlenia: 4576

Science Fiction Fantasy i Horror #55 - recenzja

Czas jest rzeczą niezwykłą. Niby pojmujemy jego działanie, przyzwyczajamy się do jego upływu, twierdzimy, że go nam brakuje. Bywa, że się kurczy, bywa, że rozciąga – kto przeżył niedzielną mszę na ostrym kacu wie, że kilka minut potrafi z powodzeniem udawać kilka godzin. Czas jest magią - potrafi ranić, ale i leczyć; pozwala zapomnieć, ale też zapomnieć każe. Jest bezlitosny i bezstronny.  

Skąd ta nagła refleksja? Otóż, po przeczytaniu najnowszego numeru SFFiH powróciłem do otwierającego go redaktorskiego wstępniaka. A tam – jakżeby inaczej – odniesienie do tragedii, która dotknęła nasz kraj 10 kwietnia. Tragedii, o której, jestem pewien, wielu w natłoku codziennego życia zaczęło już zapominać. Czas zrobił swoje czary mary. W nas i wokół nas zadziałała magia - taka codzienna, którą uczymy się tolerować od dziecka – ale jednak magia.

Taką zwyczajną magią, magią, do której się przyzwyczajamy, jest także umiejętność pisania. Wielcy czarodzieje pokroju Sapkowskiego, Le Guin czy Tolkiena potrafią bawić, smucić, irytować, straszyć, wzruszać. Zabierają nas w miejsca, których w innym przypadku nigdy byśmy nie odwiedzili. Zupełnie jak czas, pozwalają zapomnieć – ot, choćby i na moment. A wszystko to przy użyciu tak zwyczajnych i ogólnie dostępnych rekwizytów jak alfabet, atrament i kartka papieru. 

To jednak tylko pozory – ułuda i iluzja, na którą wielu się nabiera. Bo czarowanie słowami zaklętymi na papierze wcale nie jest proste. Wymaga talentu i wizji, pomysłu i stylu – łopatologicznie rzecz ujmując, trzeba mieć co powiedzieć i umieć to powiedzieć.

Kończę już ten długi wstęp, tłumacząc się pospiesznie, gdzie jego źródło. A mianowicie w żalu, konkretnie zaś moim. Ponieważ w majowym SFFiH na każdym kroku widać, że w środku siedzi nie magia, tylko kuglarskie sztuczki. Mniej lub bardziej znośne, ale jednak tylko sztuczki. 

Numer rozpoczyna się od opowiadania Andrzeja Pilipiuka pt. Staw. To historia młodego Niemca, który w czasie wojny przeprowadza się do Warszawy. Wkrótce okazuje się, że łazienkowski park, przy którym przyszło mu mieszkać, skrywa mroczne tajemnice. Jest to opowiadanie zgrabne, choć bez cienia oryginalności – fani Lovecrafta od pierwszej strony będą wiedzieli, co się święci. Jedyną atrakcją może być w tym przypadku styl autora – jak zawsze lekki i świeży, do tego w naturalny sposób zabawny. Może chodziło o połączenie grozy z humorem właśnie, ale jakoś ani jednego, ani drugiego nie było dość by zachwycić. Tekst dobry i tyle, do świetnego sporo mu brakuje.  

Na drugi ogień idzie krótki tekst duetu Agnieszki Chodkowskiej-Gyurics oraz Tomasza Bochińskiego. Tylko pieśń łączy elementy mitologii i sceny z powstania warszawskiego: oto wnuczka powstańca-weterana, za młodu katowana przez dziadka wszystkim, co greckie, dokonuje żywota w Grecji właśnie. Trafia w zaświaty i ląduje u boku Homera. Tam zaś opowiada losy swojego bohaterskiego przodka. Jest to, niestety, opowiadanie pozostawiające nieodparte wrażenie bezcelowości: nie zaskakuje konceptem, nie powala stylem, treściowo też się nie wybija. No a już dłużyzny w przypadku tekstu na marne siedem stroniczek to trochę przegięcie.  

Kolejny tekst, Ciemność i dreszcze Stanisława Truchana może się kojarzyć z Amerykańskimi Bogami Gaimana. Podobnie jak tam, tak i tutaj po ziemi kroczą nie tylko ludzie, ale i bogowie, nierzadko już zapomniani i cierpiący z powodu braku oddawanej im czci. Na tym jednak podobieństwa się kończą. W tekście Truchana nie ma z kim się identyfikować, historia jest nijaka i nie wzbudza emocji, poza tym nie wiadomo czy ten osobliwy literacki twór ma być straszny czy śmieszny. Nie jest ani taki, ani taki. 
   
Sytuację ratuje nieco autor czwartego opowiadania, Dariusz Domagalski. Jego Elementy wszechświata to dobrze napisany kawałek science fiction z elementami space opery. Czytelnik staje się w nim świadkiem konfliktu pomiędzy rządami układów planetarnych SOLARu i Proximy, a w szczególności misji mającej na celu odnalezienie zaginionego promu z prezydentem tej pierwszej frakcji na pokładzie. Wartka akcja, postaci barwnie – choć przecież tylko pokrótce – opisane i niebanalny konflikt... czego chcieć więcej? Dobrego, sensownego zakończenia. A tu autora skusiła najwyraźniej wizja zaczepienia o metafizykę. Czyżby science fiction nie mogło się już obejść bez teologii oraz swoich wizji boga i boskości? Jednak mimo zakończenia, to wciąż najlepszy tekst numeru.

Wampiry umierają w maju Kamila Rożka, jak sygnalizuje tytuł, podejmują nieśmiertelny temat upiornych krwiopijców. Okazuje się jednak, że humanoidalna pijawka nie ma lekkiego życia, szczególnie gdy trafi na bystrą i zaradną... dziewczynkę. Tekst nawet nie najgorszy, choć nazwanie go zaskakującym byłoby skrajnym nadużyciem. Stylistycznie na poziomie, szkoda tylko, że ponury klimat osiągnięty przez autora psują komiczne ilustracje. 

Kolejny tekścik, króciutki Łowca Kamili Turskiej, to lektura w założeniu humorystyczna, choć nie do każdego musi przemówić. Poznajemy w tym opowiadaniu postać Natana, chłopaka o wyglądzie klasycznego filmowego wampira – blada gęba, długie włosy, obowiązkowo czarna peleryna – oraz kolejne nieprzyjemności jakich takiż image może dostarczyć. Jest to dziełko krótkie, językowo strawne, choć fabularnie bez wyrazu i specjalnego pomysłu. Zapychacz, który z czystym sumieniem można sobie odpuścić.  

Na ostatnie danie pięć szortów. Bardzo eleganckich zresztą, z pomysłem i misternie skonstruowanych. Największe wrażenie robią Najpiękniejsza katastrofa Marty Komornickiej – za świetny opis i zaskakujący finisz – oraz Niebo? Nie, bo... Krzysztofa Baranowskiego – ze względu na pomysł i dialogi. Pozostałe już tak jednoznacznie nie zachwycają, ale mogą się podobać.

Skoro szorty posłużyły za ostatnie danie, deserem wypada nazwać felietony. A tak dobrej publicystyki w SFFiH nie było już od jakiegoś czasu. Grzędowicz wzbija się na wyżyny humoru i ironii by wyśmiać nowe pokolenie Zmierzcho-pochodnych wampirów. Pawlak używa sobie na egzorcystach i ich zjazdach. Pilipiuk dla odmiany nabija się z typowych wtop pisarzy młodych i leniwych, którzy czymś ciepłym, mokrym i gęstym traktują znajomość realiów, w ramach których tworzą. Nawet dość poważny na ogół Adam Cebula pokpiwa sobie z pseudo-ekologów i innych osobników trąbiących na globalno-ociepleniowy alarm – a pokpiwa sobie w stylu tak uczonym i rzetelnym, że nie sposób się z nim kłócić. Rewelacja.

Zaczęło się od bajdurzenia o pisarskiej magii, skończy się tak samo. A mianowicie stwierdzeniem, że ta magia gdzieś wsiąka. Brakuje jej w stylu autorów – ale to rzecz zrozumiała, w końcu w znakomitej większości to młodzi ludzie dopiero kształtujący warsztat. Mają czas. Gorzej z pomysłami – pomysły nie czekają, są albo ich nie ma. A jak ich nie ma, to trzeba się zapytać, czy jest po co pisać, czy jest o czym. W świecie akademickim kolejny artykuł o alkoholu u Hemingwaya wywołałby u grona profesorskiego zażenowanie i myśli pokroju: „Głupieje młodzież, na łatwiznę idzie, czytać nie chce, myśleć nie chce, nic nie chce”. I szanowne profesorstwo miałoby rację. Szkoda, że ta sama zasada nie panuje w literaturze popularnej. Ile można w kółko wampirów? Ile da się strawić tekstów science fiction, które gdzieś tam w końcu zboczą z laserów w kierunku teologicznych kontemplacji? Ilu jeszcze bohaterów musi trafić w zaświaty i spotkać historyczne postaci – toż to od czasów Dantego, od początku czternastego wieku ten temat się wałkuje! Jeśli na przeszło siedemdziesięciu stronach ponoć najlepszej w Polsce fantastyki faktyczny prym wiodą felietony, to mówi coś o tejże fantastyce. I nie jest to nic dobrego.

Ocena: 6,5 / 10  
   
Science Fiction Fantasy i Horror
Numer 54 – Kwiecień 2010
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 78
Wymiary: 198 x 293 mm  

Autorzy:
Opowiadania:
Andrzej Pilipiuk – „Staw”
Agnieszka Chodkowska-Gyurics i Tomasz Bochiński – „Tylko pieśń”
Stanisław Truchan – „Ciemność i dreszcze”
Dariusz Domagalski – „Elementy Wszechświata”
Kamil Rożek – „Wampiry umierają w maju”
Kamila Turska – „Łowca”
Szorty:
Marta Komornicka – „Najpiękniesza Katastrofa”
Krzysztof Baranowski - „Niebo? Nie, bo...”
Krzysztof Baranowski - „Mas'a'cra”
Jolanta Dybowska - „Wizyta”
Marta Komornicka - „Pełnia”

Publicystyka:
Jarosław Grzędowicz – „Jak zdemasować wampira”
Romuald Pawlak – „Po jedenaste: toleruj bliźniego swego, bo możesz dostać gorszego”
Andrzej Pilipiuk – „Żegnajcie nam dziś, cmentarne dziewczyny...”
Adam Cebula - „Houston, jednak mamy problem”

Egzemplarz magazynu dostarczyło wydawnictwo Fabryka Słów
Lubię to
 Lubi to 0 osób
 Kliknij, by dołączyć
Zobacz też
Słowa kluczowe: science, fiction, fantasy, horror, fabryka, słów

Podobne newsy:

» Science Fiction Fantasy i Horror 58 - konkurs!
92%
» SFFIH - konkurs!
92%
» Science Fiction Fantasy i Horror - konkurs ...
92%
» SFFiH #59- konkurs zakończony!
92%
» Science Fiction Fantasy i Horror #60 - konkurs!
92%
 
Podobne artykuły:

» Science Fiction Fantasy i Horror #60 - recenzja
100%
» Science Fiction Fantasy i Horror #61 - recenzja
100%
» Science Fiction Fantasy i Horror #62 - recenzja
100%
» Science Fiction Fantasy i Horror #63 - recenzja
100%
» Science Fiction Fantasy i Horror #59 - recenzja
100%

Mamy 1 zapisanych komentarzy

_nechach
2010-05-25 12:16:07
| Odpowiedz
Słabiutkie to opowiadanie Pilipiuka, bez pointy, która by jakoś ten pomysł "uwierzytelniła". "Elementy wszechświata" kompletnie pogrąża zakończenie a opowiadania o wampirach są.... najnormalniej wtórne! Jak na ironię w tym samym numerze tekst Grzedowicza szydzący z tej tematyki! Cóż... pozostaje nam czekać na lepsze teksty.


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.


Dodaj komentarz, użytkowniku niezarejestrowany

Imię:
Mail:

Stolica Polski:



Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.




Artykuły

Literatura
Główne Menu


Polecamy

Patronujemy
Aktywność użytkowników
madda99 zarejestrował się! Witamy!
_bosy skomentował Blood 2: The Chosen - recenzja
_vbn skomentował Mapy Starego Świata
wokthu zarejestrował się! Witamy!
_Azazello Jr skomentował Gdzie diabeł nie mówi dobranoc. "Mistrz i Małgorzata”, Michaił Bułhakow - recenzja
Gabbiszon zarejestrował się! Witamy!
Liskowic zarejestrował się! Witamy!
_Kamila skomentował "Brudnopis", Siergiej Łukjanienko - recenzja

Więcej





0.264 sek