Fabuły powieści grozy umiejscawiane były już w przeróżnych miejscach – od takich, które po prostu emanują złą energią, po kompletnie niepozorne, skrywające mroczną tajemnicę. Nigdy jednak nie spotkałem się z osadzeniem wydarzeń w sklepie odzieżowym, a tak właśnie jest w przypadku powieści
Koszmar na miarę autorstwa Roberta Cichowlasa i Kazimierza Kyrcza Juniora. Sceneria to zaiste niecodzienna, a i przebieg akcji do całkiem konwencjonalnych nie należy. Jaki jednak koszmar rozegrał się w jednym z wrocławskich butików?
Wszystko zaczęło się od nietypowego klienta, który przyszedł zwrócić garnitur z niezwykłym zarzutem – twierdził, że ubranie krwawi. Ekspedient, któremu przyszło się zmierzyć z takim wyznaniem, Bartek Lipski, w pierwszej chwili zdębiał. Potem jednak przybrał pozę profesjonalnego sprzedawcy i przytakując klientowi przyjął garnitur, po czym zapomniał o sprawie. Wkrótce jednak wokół salonu zaczęły się dziać dziwne rzeczy – jeden z pracowników został znaleziony martwy we własnym domu, kierownik z przyjacielskiego zmienił się w tyranicznego i gburowatego pracoholika, a sam Lipski spotkał pewną staruszkę, która twierdziła, że ma wizje z nim w roli głównej. Podejrzewając najgorsze, bohater zaczął dociekać prawdy, lecz w najśmielszych przypuszczeniach nie spodziewał się, jak sprawy wyglądały w istocie. W grę wchodziły mroczne siły rodem ze słowiańskich wierzeń, potwory pożerające ludzi jednym kłapnięciem pyska i ludzie opętani przez demony.
Tak w skrócie przedstawia się początek fabuły
Koszmaru na miarę. Już w pierwszej chwili nasuwa się stwierdzenie: „To wszystko już było!”. I to fakt – o ile umiejscowienie akcji we wspomnianym butiku i niecodzienny entourage demonów z tą lokalizacją związany (były już opętane samochody, maglownice, demoniczna mgła etc., ale garnitury?) są naprawdę ciekawym zabiegiem, o tyle dalsze rozwiązania fabularne trącą wprost przerażającą sztampą. Biedny, niczego niespodziewający się pracownik musi stawić czoła piekielnym mocom, bez żadnego przygotowania czy jakiegokolwiek pojęcia, z czym będzie walczyć. W teorii taki zabieg powinien skłaniać nas do identyfikowania się z bohaterem, jednak mnie tylko zirytował. Późniejsze etapy przygody niestety nie są bardziej odkrywcze, a zakończenie można przewidzieć mniej więcej w 2/3 książki.
Notka z tyłu okładki zachęca nas do lektury następującymi słowy: „Drapieżne jaszczury, zapomniane słowiańskie rytuały, seks i hektolitry krwi” – sprawdźmy, czy nie są to czcze przechwałki. Jaszczury owszem są, drapieżne i krwiożercze, na dodatek lęgną się jak króliki. Zaliczone. Co do słowiańskich rytuałów, nie jest już tak różowo – wspomniane są cokolwiek mgliście i schematycznie, a szkoda – bardziej rozwinięty wątek okultystyczny wyszedłby Koszmarowi na zdrowie. Seks to oddzielna kwestia – występuje tylko w jednej scenie, trącącej pornografią i to pornografią cokolwiek wulgarną. Brak tu jakiegoś wysublimowania, opis raczej plasuje się na półce ze świerszczykami dla niewymagających, śliniących się nastolatków w okresie burzy i naporu hormonów. To wszystko byłoby jeszcze do zniesienia, gdyby ów seks miał jakiś wymierny wpływ na fabułę (np. był elementem jakiegoś rytuału) – a nie ma. Scena ta nie wnosi do akcji w zasadzie niczego i nie wiem, czemu miała służyć. Ostatni element, hektolitry krwi, jak najbardziej w książce Cichowlasa i Kyrcza jest obecny i to w obfitości. Osobiście w fabule wolę sugestię grozy czy koszmaru, niepewność, czy bohaterowie przeżyją następne kilka stron. Takie budowanie atmosfery jest raczej niemożliwe, gdy autorzy na każdym kroku epatują krwią, żółcią i innymi płynami ustrojowymi, jak gdyby po prostu postanowili pomalować świat przedstawiony tymi barwami. Z czasem to powszednieje i nie wzbudza reakcji innej, niż znudzone westchnienie. Jak więc
Koszmar na miarę wychodzi z konfrontacji z tekstem reklamowym? Nieźle, choć w nienajlepszym stylu – wszystkie obiecane aspekty opowieści są obecne, jednak znacznej części z nich brakuje szlifu i smaku.
Teraz kilka słów o języku i warsztacie. Słowa pochwały należą się autorom za szybkość akcji – jest iście zawrotna. Wszystko dzieje się bardzo sprawnie i płynnie, choć trudno odnaleźć logiczne uzasadnienie niektórych działań postaci. Fakt jednak pozostaje faktem, Koszmar przeczytałem w dwa wieczory. Cichowlas i Kyrcz dobrze operują opisami – są sugestywne i zwięzłe, dostarczają odpowiedniej porcji informacji, nie opóźniając zbytnio toku wydarzeń. Na uwagę zasługują też niezłe dialogi, które brzmią w miarę naturalnie, a kwestie w nich padające pasuję do postaci. Tym natomiast nieco brakuje głębi – chciałoby się, aby bohaterowie reprezentowali sobą coś więcej, niż tylko zestaw powierzchownych cech, po których można ich rozpoznać. Może jednak złożoność charakterów postaci została poświęcona na rzecz wartkości akcji.
Wydanie
Koszmaru na miarę jest jak najbardziej na poziomie, resztą jak zwykle u Grasshoppera. Okładka jest ciekawa i przyciąga uwagę, ilustracje są może mniej udane niż w Decathexis czy Ostatniej rozgrywce, lecz nadal są niezłe. Bardzo dobrze dobrano czcionki i układ tekstu wewnątrz książki, a korekta spisała się świetnie, bowiem nie wyłapałem żadnego błędu czy literówki. Na pochwałę zasługuje też tył okładki – w przypadku poprzednich książek lubelskiego wydawnictwa czepiałem się przeładowania „pleców” tomu, tutaj zaś w zasadzie nie mam niczego do zarzucenia, jest znacznie lepiej.
Cóż więc można napisać, aby podsumować
Koszmar na miarę? Na myśl przychodzi mi określenie „niewykorzystany potencjał”. Autorzy wpadli na niebanalny pomysł lokalizacji fabuły, sięgnęli do tematyki okultystycznej, zapewnili dopływ krwi i… spoczęli na laurach. Tym większa to szkoda, ponieważ to, co napisali zdecydowanie daje się czytać – w książce widać sporą sprawność pisarską i doprawdy nie wiem, czemu czytelnicy nie dostali czegoś lepszego, głębszego i bardziej przemyślanego. Zamiast świeżutkiego, krwistego steku serwuje się nam odgrzewaną i niezbyt aromatyczną kaszankę. Co z tego, że została fantazyjnie przyozdobiona i podana, skoro wciąż pozostaje krwią i kaszą we flaku?
Ocena: 5/10
Koszmar na miarę
Autor: Robert Cichowlas, Kazimierz Kyrcz Jr
Rok wydania: 2010
ISBN: 978-83-61725-19-0
Liczba stron: 368
Format: 125x195mm
Wydawnictwo: Grasshopper
Książkę do recenzji dostarczyło Wydawnictwo Grasshopper