Chyba każdy z nas miewa chwile zniechęcenia. Rzecz to szczególnie powszechna wśród ludzi bądź to tworzących coś mniej lub bardziej zasługującego na miano sztuki, bądź też wśród tejże sztuki odbiorców. Najczęściej owo zniechęcenie objawia się pytaniami z gatunku "po co?", popartymi jeszcze filozoficznym stwierdzeniem, że przecież wszystko już było.
Jeśli się temu problemowi przyjrzeć w kategoriach nas interesujących – czyli literatury popularnej, a konkretniej fantastyki – to trudno się nie zgodzić. Nowych, świeżych pomysłów jak na lekarstwo. Te same, trącące już myszką koncepty trafiają do różnych kotłów, młynków czy malakserów, mieszają się w dziwnych proporcjach z innymi, wykorzystanymi już nie raz i nie dwa pomysłami, by uwarzyć cośkolwiek choćby i odrobinę nowatorskiego. Bywa, że wychodzi z tego szmira, banał, dno.
Ale bywa, że wychodzi coś wcale smacznego. Coś, co znamy, ale jednak podlane troszkę innym sosem. W końcu w literaturze popularnej nie trzeba na każdym kroku odkrywać Ameryki. Można pokazać tę już odkrytą – byle z innej strony i byle to sprawiało jako taką przyjemność. I to właśnie otrzymujemy w lutowym wydaniu
SFFiH. Nic nowego. Ale jak dobrze się to czyta!
Czytelnik dostaje historie rozmaite pod względem treści, gatunku, długości. Mamy więc rasowe sf (Witold Dworakowski,
Widma pośród gwiazd), mamy niepozbawione humoru fantasy (Agnieszka Hałas,
Po stronie mroku), mamy odrobinę klimatu gangsterskiego (Paweł Ciećwierz,
Po staremu) i kęs folkloru (Przemek Hytroś,
Pani Pierwszego Brzasku). Sześć opowiadań, wywiad z Andrzejem Pilipiukiem (poświęcony głównie jego nowej książce, Wampirowi z M-3) oraz trzy felietony: Pilipiuka żartobliwe spojrzenie na kosmitów, Domagalskiego rys historyczny o europejskiej seksualności czy wreszcie rozważania na temat filmu
Moon sygnowane przez Grzędowicza.
Do najsłabszych punktów numeru należą pierwsze i ostatnie opowiadanie.
Dotknąć nieba Magdaleny Kubasiewicz, bo brak mu oryginalności, brak napięcia, brak fajerwerków w kwestii stylu. I wspomniana już
Pani Pierwszego Brzasku, bo przedstawione w niej Tatry wypadają jakoś tak nijak, pomysł jest do bólu banalny, a autor niepotrzebnie stosuje pseudo-poetycki, nieco napuszony styl. Tyle, że to nie są złe teksty; to niezłe opowiadania, które czyta się gładko. Ich problemem jest to, że nie zostają w pamięci. W przeciwieństwie do pozostałej czwórki.
Na wysokim poziomie stoi
Po stronie mroku Agnieszki Hałas: opowieść o śledztwie prowadzonym na jednym z poziomów piekła. Okazjonalny humor, wartka akcja, bardzo charakterystyczne postaci – to są cechy, które sprawiają, że tekst wciąga czytelnika i nie puszcza do samego końca. Podobnie ma się sprawa z najdłuższym tekstem numeru,
Widmami pośród gwiazd. Historia pary debrisowców, czyli ludzi plądrujących kosmiczne wraki, którzy trafiają na pewien legendarny obiekt, ujmuje klimatem, umiejętnie stopniowanym napięciem i przyjazną czytelnikowi narracją. Nie przeszkadzają nawet notorycznie pojawiające się w dialogach odwołania do dwudziestowiecznej kultury – śmieszne, jeśli przyjąć, że akcja rozgrywa się w drugiej połowie trzeciego milenium.
Podobać się może także
Kanał 12 Sylwestra Wróbla – krótki tekst, w którym ludzie natrafiają na mknący przez kosmos sygnał telewizji obcych. Autor skupia się na konsekwencjach odkrycia, pokazując wydarzenia w globalnej skali, z nieco socjologicznego punktu widzenia. I choć efekt końcowy można z łatwością przewidzieć, nie odbiera to przyjemności z czytania.
Największym plusem lutowego numeru jest jednak opowiadanie Pawła Ciećwierza
Po staremu. Rewelacyjnie napisany tekst o nieszczęśliwej miłości i gangsterskich porachunkach. Brutalny, o przyciężkawej atmosferze, zaskakująco inteligentny. Pełen tekstów, które zapadają w pamięć i plastycznych opisów, po których wystarczy przymknąć oczy, żeby przenieść się w świat opisywany przez Ciećwierza. I nie ma większego znaczenia, że wątek fantastyczny wydaje się jakby dodany na siłę, niepotrzebny.
Po staremu to kawałek rzetelnie napisanej i dobrze się czytającej literatury.
Podsumowując: lutowe
SFFiH to dwa średnie teksty i cztery naprawdę dobre, zróżnicowane, wciągające. To dawka literatury fantastycznej nie tylko pod względem treści, ale i jakości. Zastrzyk tego, na czym chyba wszystkim czytelnikom zależy najbardziej: dobrze opowiedzianych historii.
Jestem pewien, że przed takimi zastrzykami nikt się nie będzie wzbraniał.
Ocena: 9/10
Science Fiction Fantasy i Horror
Numer 64 – Luty 2011
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 78
Wymiary: 198 x 293 mm
Autorzy:
Opowiadania:
Magdalena Kubasiewicz – Dotknąć nieba
Sylwester Wróbel – Kanał 12
Paweł Ciećwierz – Po staremu
Agieszka Hałas – Po stronie mroku
Witold Dworakowski – Widma wśród gwiazd
Przemek Hytroś – Pani Pierwszego Brzasku
Publicystyka:
Andrzej Pilipiuk – Rozważania nad ksenofobią
Dariusz Domagalski – Seksualne dziedzictwo Europy
Jarosław Grzędowicz – Jak mieszkać na Księżycu
Egzemplarz magazynu dostarczyło wydawnictwo Fabryka Słów