Omówienie tej książki zacznę nieco filmowo. Wczuj się w klimat trailera, wytłuszczony tekst to klasyczny
preview man z przyjemnym, niskim, chrypliwym głosem (chyba że wolisz by tekst czytał Tomasz Knapik), teksty w kwadratowych nawiasach to opis tego, co pokazuje kamera. Jedziemy:
Wyobraź sobie świat piękny, wolny od wypadków, głodu i cierpienia. [Panoramiczny najazd na słoneczny Nowy Jork, futurystyczne samochody z autopilotem i krótkie kadry na nowoczesne wystroje ulic].
Rzeczywistość w której problemy XX wieku są dawno zapomnianą przeszłością [Zadowoleni starsi ludzie w jesiennym parku; kadr na studentów pracujących na nowoczesnych wyświetlaczach holograficznych]
W takim świecie wychowała się Mathilda Perez... [Kadr w zwolnionym tempie na dziesięcioletnią dziewczynkę bawiącą się ze swoimi rodzicami w ogrodzie]
Wkrótce wszystko ma się kompletnie zmienić [domykające się niepokojąco drzwi rządowej limuzyny do której wsiada matka Mathildy; drugi kadr na mroczne laboratorium gdzie przeprowadzany jest jakiś ponury, nerwowy eksperyment].
Jeden niefortunny zbieg okoliczności niweczy wszystko co ludzkość osiągnęła przez kilka wieków [tutaj szybkie kadry na samochody odmawiające posłuszeństwa spanikowanym pasażerom; kraksy uliczne; domowy sprzęt i kuchenne zautomatyzowane cyborgi psujące się w możliwie jak najbardziej niebezpiecznych dla użytkowników momentach].
Rodzi się nowy wróg [tutaj kadry na humanoidalne roboty zwiadowcze stające naprzeciw amerykańskim żołnierzom]...
Mroczna przyszłość, w której roboty przejęły władzę, a ludzkość zmuszona do odwrotu żyje w ciągłym strachu..”
Muzyka dudni i narasta, napięcie rośnie i pojawiają się nasi bohaterowie, którzy próbują zapanować nad tragiczną sytuacją. Nie bez przesady wyobraziłem sobie
Robokalipsę właśnie w takiej formie, gdyż struktura książki jest przedstawiona — mało powiedzieć — filmowo, nawet lepiej — pod film. I nie odbierajcie tego jako czegoś złego, oj nie. W przypadku powieści Wilsona, niezbyt znanego pisarza amerykańskiego, mamy do czynienia z czymś stosunkowo unikatowym w swojej klasie. Od czasu lektur Kinga nie widziałem nikogo kto pisałby TAK obrazowo, tak absolutnie filmowo, jakby każdy kadr najpierw został przedstawiony w formie graficznej, a później przeniesiony w dość żołnierskim, acz plastycznym stylu na opis. W
Robokalipsie nie uświadczymy dłużyzn, książka "czyta się sama", czcionka dość spora i treści nie ma zbyt wiele (400 stron, ale da się ją przerobić w jeden dłuższy wieczór) ale nie pozostawia poczucia niedosytu, niepokojącego wrażenia zostaliśmy oszukani przez księgarsko-wydawniczą konspirację drukowania na pompowanym papierze. Treściwie i do rzeczy — dowiadujemy się tego, czego każdy użytkownik Windowsa od czasu do czasu doświadcza — komputery przygotowały zamach na ludzkość. Co więcej idąc tym tropem po lekturze
Robokalipsy można wystraszyć się nawet swojej lodówki lub pralki, chociaż nawet bez tego czasem obawiam się eksplozji mikrofalówki (ale tylko przy podgrzewaniu strzelających parówek za 3,99zł/kg).
Robokalipsa to sprawnie napisana, poprawnie przetłumaczona powieść. Idealna na weekend, wciągająca, a zarazem nieangażująca zbyt wielu części mózgu. Ot, taka dobra rozgrzewka w sosie s-f — trochę akcji, proste morały i jakże przyjemny brak wątku romantycznego. Ciężko napisać coś więcej — prostotę
Robokalipsy fani ambitnej futurystycznej jazdy mogą odebrać jako wadę, ale każdy kto stoi przed wyborem oglądnięcia czterdziesty drugi raz powtórki
Terminatora 2,
Matrixa, czy ponurego Disnejowskiego
Wall-E — polecam sięgnąć po powieść Daniela H Wilsona.
Na koniec dodam tylko, że filmowość
Robokalipsy na pewno do przypadkowych nie należy. Autor zdradza, że przy pisaniu współpracował z ludźmi ze studia filmowego Dreamworks, a na 2013 zapowiedziana jest duża hollywoodzka produkcja Stevena Spillberga właśnie w oparciu o tę historię. Wpisuję tym samym do planów na 2013 (jeśli oczywiście świat nie skończy się nieszczęśliwie przed premierą pierwszego Hobbita w 2012) obowiązkową wizytę w kinie na seans
Robokalipsy.
ISBN: 978-83-240-1654-9
data wydania: 26-09-2011
wymiary: 145x205 mm
oprawa: Miękka
liczba stron: 408
Książkę do recenzji dostarczył Społeczny Instytut Wydawniczy Znak