Nowy rok to zawsze pewna cezura, nowy rozdział we wszystkich dziedzinach życia. Podobnie rzecz ma się w przypadku rynku czasopism — styczeń to często okres burzliwych zmian w formie, treści, nieraz w składzie redakcji. Patrząc jednak na styczniowy numer
Science Fiction Fantasy i Horror, wydaje się, że pismo to oparło się podobnym tendencjom i dalej trwa na obranym wcześniej kursie. Jedynym śladem noworocznej refleksji jest wstępniak, w którym Rafał Dębski żali się na polityczną poprawność i brak agresji we współczesnym społeczeństwie, co uznaje za powód zwolnienia rozwoju cywilizacyjnego człowieka. Można się z nim zgadzać lub nie, choć wydaje mi się, że wystarczy obejrzeć jakieś telewizyjne wiadomości, by się przekonać, że tacy bierni jako homo sapiens nie jesteśmy i rzeczywistość jest jednak bliższa tej przedstawionej w kawałku
Do the Evolution Pearl Jam. Ważniejsza jednak jest kwestia, czy poza wstępniakiem w styczniowym
SFFiH jest co czytać w długie, zimowe popołudnia i wieczory?
Dział opowiadań otwiera bardzo krótki, ale i zgrabnie skonstruowany tekst Agnieszki Woś pod tytułem
Dawaj okruszka. Autorka w dowcipny, choć niespecjalnie odkrywczy sposób przedstawia losy aniołów, które w różnych formach muszą pilnować śmiertelników. Niezły styl, zabawna treść — szkoda, że taka krótka.
Dalej czas na
Deszczowe lato Hanny Fronczak — opowiadanie o pewnym wyalienowanym z otoczenia młodzieńcu, uznawanym przez wszystkich za niedorozwiniętego, lecz posiadającego niezwykłe zdolności uzdrawiające. Brzmi znajomo? Mi tekst ten na kilometr (czy też, nomen omen, milę) śmierdzi
Zieloną milą Stephena Kinga. Tym niemniej, jest sprawnie napisany i dość dobrze się go czyta.
Kolejna jest
Ucieczka z króliczej nory Patryka Młynka — egzystencjalny tekst o istocie poznawalnej rzeczywistości i realności tego, co odbierają nasze zmysły. Sam koncept trochę wyświechtany i mocno osadzony w filozofii ponowoczesnej (z widocznymi inklinacjami w stronę idei rzeczywistości zapośredniczonej i symulakrów Jeana Baudrillarda), jednak zdecydowanie dobrze ujęty. Jeden z najmocniejszych punktów numeru.
Jej obraz duetu Kasia Szewczyk i Jacek Skowroński to następne opowiadanie, tym razem w konwencji horroru, i to bardzo klasycznego. Są duchy, jest trup, jest tajemnica i nawiedzony dom — wszystko na miejscu, ale nie trąci myszką. Akcja jest dynamiczna i, choć momentami przewidywalna, wciąga. Dodatkowym atutem jest mały twist w zakończeniu.
Przebudzenie Bezimiennej Mojry Stanisława Truchmana to opowiadanie z nurtu alternatywnych wizji historii — oto w 44 r.p.n.e. spisek na życie Gajusza Juliusza Cezara został udaremniony, Brutus skazany na śmierć, a Imperium Rzymskie stopniowo rosło w siłę, zamiast słabnąć i ostatecznie się rozpaść. Mamy tu więc do czynienia ze skrzyżowaniem realiów imperialnych z nowoczesnymi technologiami, a także z postacią pewnego przywódcy sekty religijnej, która może zagrozić oficjalnemu kultowi politeistycznemu. Sam koncept dość ciekawy, jednak niestety według mnie zmarnowany — mam wrażenie, że autor stworzył dość złożoną wizję świata i postanowił ją całą ująć w krótkiej formie opowiadania. I choć nie można mu odmówić sporej sprawności (tak stricte warsztatowej, jak i językowej), to jego tekst nie porywa i przytłacza światem, zatracając gdzieś akcję i lekkość. Mnie zwyczajnie zmęczył.
Później czas na
Wieczny sen Idy Żmiejewskiej — czarny kryminał osadzony we współczesnej Warszawie, w której życie nocne opiera się na kompletnie czymś innym, niż na lansowaniu się w modnych klubach. Tak naprawdę, po zapadnięciu zmroku na ulice wychodzą wszelkiej maści niezwykłe stworzenia — wampiry, wilkołaki, zombie etc., które mają własne władze, własną przestępczość i, co za tym idzie, własnych stróżów porządku. Jednym z nich jest główny bohater, Eryk Potocki, który, stoczywszy się nieco, zaczął karierę prywatnego detektywa. Jego ponura egzystencja zmienia się jednak diametralnie, gdy do jego biura przychodzi ponętna klientka. Fajny crossover gatunkowy — elementy kryminału noir i fantastyki przeplatają się sprawnie i ze smakiem. Akcja wartka, styl ciekawy — w moim mniemaniu, tekst numeru.
Ostatnie opowiadanie to
Na początku był człowiek Jagny Rolskiej — oryginalna wizja genezy gatunku ludzkiego i jego podstawowych instynktów. Poznajemy tu dwoje młodych ludzi wybranych przez rządzącą Radę, którzy znajdują się w przededniu Święta Wiosny, progu ich dojrzałości. Oczekiwanie zakłóca jednak wiedza o tym, jaki świat jest naprawdę i jaki los czeka ich towarzyszy.
W sekcji publicystyki Andrzej Pilipiuk pluje jadem na germańskich najeźdźców i dowodzi naszej wyższości cywilizacyjnej podczas wzajemnego mordowania się w ciągu II wojny światowej, Tomasz Kołodziejczak pisze o fantastyce jako o narzędziu pozwalającym spojrzeć w miarę obiektywnym okiem na obce kultury, Dariusz Domagalski zastanawia się nad sensem majańskiego końca świata (który, jak widać, nie nastąpił), a Jarosław Grzędowicz postuluje usunięcie „punka” ze „steampunka”.
Jaki jest więc ten styczniowy numer
SFFiH? Bardzo ewolucyjno-cywilizacyjny. Beletrystyka poza jednym potknięciem trzyma niezły poziom, podobnie publicystyka. Warto też zauważyć, że to bardzo sfeminizowany numer — pięć na siedem opowiadań wyszło spod pióra kobiet. Można więc powiedzieć, że po prostu jest co czytać.
Opowiadania:
Agnieszka Woś, Dawaj okruszka
Hanna Fronczak, Deszczowe lato
Patryk Młynek, Ucieczka z króliczej nory
Kasia Szewczyk i Jacek Skowroński, Jej obraz
Stanisław Truchman, Przebudzenie Bezimiennej Mojry
Ida Żmiejewska, Wieczny Sen
Jagna Rolska, Na początku był człowiek
Felietony:
Andrzej Pilipiuk, Parę słów o wojnie
Tomasz Kołodziejczak, Względnie smaczny kanibal
Dariusz Domagalski, Era Wodnika
Jarosław Grzędowicz, Jak pisać do pary
Oraz:
Recenzje książek
Konkursy z nagrodami
Egzemplarz magazynu dostarczyło wydawnictwo Fabryka Słów