Sądzicie, że jestem wybrykiem natury, czy wy też tak mieliście?
Kiedy byłem nastolatkiem, poza fantastyką, która miała się stać miłością mojego życia, masowo pożerałem utwory tzw. literatury poważnej: Marqueza, Irvinga, Shawa, a z polskich choćby Bratnego czy Andrzejewskiego. No i Prusa. Prusa czytałem pasjami. Ale potem zacząłem dorastać, poszedłem na studia, skończyłem je, ożeniłem się itd. I co się okazało? Otóż zamiast sięgać po teksty coraz bardziej wysublimowane (a podsuwano mi ze współczesnych Myśliwskiego, Kuczoka, z klasyków Stendhala, Zolę) wolałem sięgać po lektury lekkie, rozrywkowe, głównie fantastykę, ale nie z półki Lema, a raczej J.K Rowling albo Stephena Kinga. Nie mówię, że to źle, nie uważam tych książek za bezwartościowe. Jednak jakiś czas temu naszło mnie przemyślenie, że w moim — nazwijmy to sobie — „doświadczeniu literackim” czegoś brakuje. Dlatego postanowiłem udać się na krótką wyprawę z powrotem do krainy poważnej literatury. Sięgnąłem po zbiór opowiadań Józefa Hena
Szóste najmłodsze.
Uważam, że był to dobry wybór. Hen jest wspaniałym gawędziarzem, zmusza czytelnika do zaangażowania, fascynuje samą dynamiką narracji. Wszystkie jego teksty są w pewien sposób intymne, osobiste, ma się wrażenie prywatnej rozmowy z autorem. Dzięki temu zwykły dialog, opis czy jakaś scena stają się interesujące. Jest to umiejętność, którą posiada naprawdę niewielu twórców literatury popularnej (wydaje mi się, że należy do nich King, choć widać to tylko w jego najlepszych tekstach). Literatura poważna rzadko obfituje w mrożące krew w żyłach pościgi, ale to nie znaczy, że musi być nudna.
Co się tyczy fabuł poszczególnych opowiadań ze zbioru, to streszczanie ich wszystkich siłą rzeczy mijałoby się z celem. Wystarczy chyba, jeśli powiem, że Hen obserwuje otaczający go świat, słucha ludzi, ich historii i wyrywa z tego pojedyncze sceny, w których poszukuje czegoś niezwykłego, czasami jakiegoś paradoksu, przewrotności, a czasem po prostu przejawu człowieczeństwa w najbardziej nieludzkich sytuacjach. Po tym zdaniu łatwo się domyślić, że wojna jest częstym tematem w jego twórczości. Nie można się temu dziwić, Hen pochodzi z pokolenia kolumbów. Wojna i tułaczka zdominowały dużą część jego młodości. Ale nie tylko wojna jest sprawdzianem charakteru, może nim być także sport, miłość, morderstwo.
Krótko mówiąc,
Szóste najmłodsze to zbiór ciekawych, poruszających historii. Większość z nich przeczytałem jednym tchem. Większość, bo oczywiście w każdym zbiorze opowiadań trafią się teksty słabsze, mniej odpowiadające gustowi poszczególnego czytelnika. Za to nie można powiedzieć, żeby którykolwiek z nich był niedopracowany, każdy jest oddzielnym, starannie wycyzelowanym dziełem sztuki, pomyślanym jako samodzielna całość. Hen słusznie nazywanym jest mistrzem krótkiej prozy, nie pozwala sobie na tworzenie zapychaczy.
Pochwaliwszy w ten sposób autora, warto jeszcze na zakończenie dobrym słowem obdarzyć wydawcę. W.A.B. jak zwykle stworzył produkt wysokiej jakości: książkę poddaną starannej redakcji i korekcie, dopracowaną graficznie. Zatem nie dość, że zbiór stanowi przyjemną lekturę, to jeszcze ładnie wygląda na półce. Wiem, że książki nie powinno się oceniać po okładce, ale kiedy wartościowe wnętrze ubrane jest w ładną skorupkę, uzależniony bibliofil, taki jak ja, czuje się przeszczęśliwy.
Tytuł: Szóste, najmłodsze i inne opowiadania
Autor: Józef Hen
Wydawca: W.A.B.
ISBN: 978-83-7747-639-0
Format: 464s. 123×195mm; oprawa twarda, obwoluta
Data wydania: 25 stycznia 2012
Książkę do recenzji dostarczyło Wydawnictwo W.A.B.