Mario Vargas Llosa to nazwisko, którego nie trzeba nikomu rekomendować. Jednak po prawdzie, to czytając krótką notkę na odwrocie książki nie miałem pojęcia, z kim tak naprawdę mam do czynienia. Z jednej strony to dobrze, bo nabrałbym sporych oczekiwań, z drugiej strony to wstyd nie znać kogoś o takich dokonaniach. Mowa tutaj o nominowanym do Nagrody Nobla pisarzu o niesamowitym dorobku i niezrównanym kunszcie.
Jako miłośnik nurtu fantastyki starającej się podejmować problematykę Boga wciąż spoglądam na półkę na takie książki jak 'Głos Boga' Jacka Soboty, cykl o Hyperionie Dana Simmonsa i usilnie poszukuję kolejnych pozycji związanych z tą tematyką. Dzięki wydawnictwu Znak dostałem 'Wojnę Końca Świata' Vargasa Llosy. I teraz uwaga - nie macie do czynienia z recenzją, tylko z peanem.
Akcja powieści nawiązuje do wydarzeń z roku 1893 w Brazylii, gdzie wędrowny kaznodzieja zgromadził wokół siebie grupkę wyznawców i zbuntował się przeciwko władzom. Po krótkim czasie miasteczko Canudos, gdzie osiadł samozwańczy prorok stało się solą w oku całej, targanej wewnętrznymi walkami o władzę Brazylii.
Gdyby autor pisał powieść historyczną, mógłby wpleść w nią konflikty społeczne pomiędzy republikanami a arystokracją, czy biedotą a feudałami i stanowiłoby to doskonałą kanwę książki. Oczywiście, to wszystko jest, ale przesiąknięte metafizyką, realizmem magicznym i wszechobecnym fatalizmem. Ścieżki życia wielu z bohaterów tej książki są naznaczone gwałtami, morderstwami, nędzą i uniesieniami religijnymi. Część z nich jest ofiarami, część sprawcami – znamy ich historię dzięki częstym retrospekcjom, możemy przeczytać o Joao Szatanie, bandycie, którego swoim okrucieństwem zasłużył sobie na taki przydomek, tylko po to by przyłączyć się do Nauczyciela i szukać odkupienia. Jest Lew z Navarry, upośledzony fizycznie chłopak z wodogłowiem, który chodzi przez całe życie na czworaka, nie mogąc udźwignąć własnej głowy. Jest wielu innych po każdej stronie konfliktu, wszyscy skreśleni z niewiarygodnym kunsztem i głębią.
Ich życia są wplecione w krwawą wojnę domową, do której doprowadza Nauczyciel, uznając republikę za imperium Szatana i ogłaszając nadejście Antychrysta. Rząd brazylijski, uwikłany w wewnętrzne konflikty, wysyła ekspedycję wojskową, nie spodziewając się, że siły Canudos dowodzone są przez największych zbrodniarzy i bandytów panoszących się w tych regionach kraju. Dochodzi do rozlewu krwi, gwałtów i morderstw.
Sceneria nakreślona przez Llosę jest ponura, jest w niej jednak coś szalonego i nie mającego nic wspólnego z europejskimi systemami wartości. W Brazylii Llosy mężczyźni nie boją się śmierci, kobiety przyjmują gwałt jako naturalną kolej rzeczy. Zło, nędza i cierpienie – wszystko stanowi tak nieodłączną część życia brazylijskiej biedoty, że nauczyła się ona przyjmować to z niemal stoickim spokojem. Nigdy w życiu nie czytałem chyba książki tak mi obcej, cały czas czytając ją czułem, jak wiele dzieli mnie od tamtych ludzi. Dzięki Llosie poznałem (a raczej uświadomiłem sobie), czym jest mentalność Południowej Ameryki i jak trudno zrozumieć tych ludzi Europejczykom).
W całym tym groteskowym morzu absurdu i cierpienia, Llosa zawiera swoją własną refleksję na temat człowieczeństwa, nie ocenia jej i nie sądzi, ale dociera do samej głębi tego pojęcia. Nie jest to optymistyczna wizja. Ta przenikliwa wizja nie jest optymistyczna, ale skłania do refleksji, nad tym kim jest człowiek i czym jest człowieczeństwo. Jest też jeszcze jedna ważna rzecz, na którą zwróciłem uwagę. „Wojna Końca Świata” jest z roku 1981, roku moich urodzin. Jest ona ledwie wstępem do reedycji dzieł Llosy, a ja muszę wybłagać u brata, by zrobił mi osobną półkę.
Mario Vargas Llosa
Wojna Końca Świata
Wydawnictwo: Znak
Tytuł oryginalny: LA GUERRA DEL FIN DEL MUNDO
Rok wydania: 2008
Liczba stron: 708
Oprawa: twarda
Wymiary: 140 x 205 mm
Tłum.: Dorota Walasek-Elbanowska
Opr. graf.: Katarzyna Borkowska
Strona wydawnictwa: tutaj
Książkę do recenzji dostarczył Społeczny Instytut Wydawniczy Znak