Anne Rice zawsze należała do grona moich ulubionych pisarzy. Muszę jednak na wstępie powiedzieć, że jej dzieła są dość nierówne: umiejętne korzystanie z zasobów języka, kształtowanie go w mistrzowski sposób, nie zawsze idzie w parze z pomysłem. Dlatego nieco obawiałam się
Godziny czarownic, przypominając sobie
Wampira Armanda i niesmak jaki czułam po jego lekturze. Mimo tego zwyciężyła sympatia jaką mam do twórczości Rice.
Do ręki dostałam dość pokaźną książkę, która okazała się mieć ok. 750 stron, czego po niej nie było zupełnie widać – do druku użyto papieru o niskiej gramaturze. Okładka czarna, z elementami pomarańczowej grafiki przedstawiającej dom i posąg kobiety, podobna do tych znanych czytelnikowi z
Kronik wampirów. Najwyraźniej wydawnictwo postanowiło stworzyć wzór okładki, która będzie charakterystyczna dla utworów Rice – ciekawy zabieg.
Zaintrygował mnie napis, który widnieje nad logiem Rebisu: TOM 1. Tak gruba powieść jest tylko połową historii? Zgadza się. Po przeczytaniu
Godziny czarownic tom 1 nie jesteśmy nawet blisko rozwiązania mrocznej zagadki rodu Mayfairów. Ale zacznę od początku.
Fabuła ksiązki jest podzielona na dwie części. Trochę przewrotnie zacznę od części drugiej. Rice umieściła tam w większości „Akta czarownic z rodu Mayfair”, gdzie cofamy się do XVII wieku. Autorka w głównej mierze posługuje się tutaj narracją pierwszoosobową (listy, dzienniki), ale mimo wszystko utrzymuje konwencję fabularyzowanych akt, którymi czytelnik nawet przez chwilę nie poczuje się znużony. Tym sposobem Rice pokazała, że potrafi odnaleźć się w każdym typie pisarstwa powieściowego i udowodniła swoje umiejętności językowe.
Czas teraz wrócić do części pierwszej
Godziny czarownic, gdzie zastosowany jest tradycyjny trzecioosobowy narrator, który zabiera nas na wędrówkę z kilkoma bohaterami powieści. Z początku są to postacie raczej drugo-, a może i nawet trzecioplanowe. Powoli kluczymy wokół historii, poznajemy strzępy informacji z wydarzeń, których są świadkami. Trzon fabularny poznajemy dosyć późno, mimo że główni bohaterowie zjawiają się na kartach dużo wcześniej.
Ponieważ powieść opowiada o czarownicach Mayfair, wypada zacząć od Rowan Mayfair – najmłodszej z rodu, która nie wie nic o swoim dziedzictwie. Jest ona wybitnym chirurgiem gdzieś w San Francisco, tymczasem jej historia zaczyna się w Nowym Orleanie. Zabrana tuż po urodzeniu od matki, została odgrodzona od swoich korzeni. Kolejną postacią zamieszaną w akcję, która na dobrą sprawę w tomie pierwszym nie ruszyła do przodu, jest Michael Curry. Pochodzi on również z Nowego Orleanu, a konkretniej z dzielnicy irlandzkich emigrantów. Większość swojego czterdziestoośmioletniego życia spędził na miłości do domów i budowli – odnawiał je aż do swojego wypadku, po którym zyskał parapsychiczną moc. Po tym jak prawie utonął i cudem wrócił do życia odratowany przez Rowan, posiadł zdolność widzenia obrazów powiązanych z dowolnym przedmiotem tylko go dotykając. Od momentu spotkania tej dwójki rozpoczyna się opowiadana dwutorowo akcja.
Ostatnim bohaterem, o którym mam zamiar wspomnieć, jest Aaron Lightner – członek Talamaski, organizacji zajmującej się czarownicami, wampirami, nawiedzeniami miejsc jak i osób, duchami i innymi przejawami sił nadprzyrodzonych. Lightner próbuje dotrzeć do Michaela, jak i pośrednio do Rowan. Kontakt z tym pierwszym udaje mu się nawiązać pod koniec części pierwszej tego tomu
Godziny czarownic. Niestety na efekt spotkania przyjdzie nam poczekać do tomu drugiego.
W przypadku tej powieści, trudno jest mówić o jakiejś konkretnej fabule. Oczywiście ona istnieje, ale wydaje się bardziej być jakimś preludium do akcji właściwej, którą mam nadzieję znaleźć w kolejnym tomie. Rice stworzyła historię rodu obejmującą prawie cztery stulecia, z bardzo rozwiniętym drzewem genealogicznym Mayfairów. Konstrukcja powieści jest dla mnie mistrzowska – autorka w postaci korzeni Rowan stworzyła klucz do kolejnych tomów cyklu (oprócz
Godziny czarownic, tom 2 zawiera on jeszcze dwie powieści:
Lasher i
Taltos). A ponieważ historia została urwana w dość ciekawym miejscu, czuje się niedosyt i do razu chce się poznać dalsze losy czarownic.
Godzinę czarownic czyta się dość sprawnie, a już akta rodu wciągają w swój świat. Spora w tym zasługa umiejętności Rice do opisywania rzeczywistości, która ujawnia się w każdej jej powieści. Sam pomysł na cykl też odgrywa tutaj pewną rolę. Widać, ze był dla pisarki świeży i dobrze przemyślany – wszystko łączy się w całość, nie ma tam niepotrzebnych opisów czy zdarzeń, każde słowo wypowiedziane przez bohaterów ma znaczenie. W efekcie do rąk czytelników została oddana bardzo spójna powieść.
Od strony edytorskiej książka wypada równie dobrze. Podczas czytania tych 750 stron natknęłam się chyba tylko na jedną literówkę – czyli można uznać, że redaktorka wydania przyłożyła się do swojej pracy. Tak samo jak obie panie, które tłumaczyły powieść. Wewnętrzny margines stron jest dostosowany do grubości książki, jego wielkość nie jest przesadzona, ale nie utrudnia on też czytania. To samo tyczy się białego papieru i czcionki o standardowej wielkości. Nie ma się co rozpisywać, Rebis jak zwykle pokazał, ze jest poważnym wydawnictwem na rynku i nie popełnia gaf.
Czas przejść do ogólnej oceny powieści. W zasadzie widzę same plusy
Godziny czarownic, nie licząc faktu, że to zaledwie tom pierwszy i historia została urwana w dość statycznym momencie, jednak po zaskakujących słowach, które zasiały trochę niepewności w umyśle czytelnika Dokładając do tego moją sympatię do Rice i upodobanie sobie jej stylu pisarstwa, byłaby to ocena bardzo subiektywna. Dlatego pozwolę sobie nie wystawiać numerycznej oceny powieści, a jedynie gorąco zachęcić wszystkich sympatyków autorki, i nie tylko, do zanurzenia się w świat czarownic Mayfair.
Godzina czarownic
TOM1
Autor: Anne Rice
Tytuł oryginalny: The Witching Hour
Przekład: Anna Czajkowska, Hanna Pustuła
Cykl: „Opowieści o czarownicach z rodu Mayfair”
Seria: Horror
Wydanie: Drugie poprawione
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Rok wydania: 2009
Liczba stron:756
Format:128 x 197
Oprawa: broszurowa klejona
ISBN: 978-83-7510-288-8
Książkę do recenzji dostarczyło Wydawnictwo Rebis