Książka Adama Zalewskiego
Cień znad jeziora jest kontynuacją jego debiutanckiej powieści zatytułowanej „Biała wiedźma” i fabularnie jest do niej dosyć zbliżona. Bohaterowie muszą ponownie stawić czoła mrocznej sile zamieszkującej od lat ich ziemie. Moc Indian, którą posiedli Szaman i jego siostra ciągle staje na drodze ludzi, próbujących wieść normalne i spokojne życie, przez co są oni zmuszeni do dokonywania bardzo trudnych, nierzadko desperackich wyborów.
Na samym początku lektury może nam się wydawać, że
Cień znad jeziora to zbiór opowiadań: każdy z rozdziałów ma innego głównego bohatera i swoje własne zakończenie. W pewnym momencie jednak okazuje się, że wprowadzane wątki zaczynają się splatać, tworząc w miarę spójną całość. Istnieją jednak fragmenty, które na pierwszy rzut oka nie pasują do reszty. Można powiedzieć, że przy ich pomocy autor chce nam przybliżyć, z czym bohaterowie książki będą się musieli zmierzyć, zanim przedstawi nam szczegółowo losy każdego z nich. Uważam to za niezły pomysł, chociaż może trochę zdziwić, że akcja dreszczowca ulega zawieszeniu na samym jego początku, nie zaś w jakimś momencie kulminacyjnym.
Rzeczą, którą można skrytykować w konstrukcji powieści jest to, że z powodu dużego nagromadzenia różnych wątków nieraz na wiele stron zapominamy zupełnie o tej mrocznej sile czyhającej na bohaterów. Jej wątek często stanowi tło tak blade, że prawie niezauważalne przy pozostałych wydarzeniach. A szkoda, bo pomysł jest naprawdę bardzo dobry i moim zdaniem mógłby zostać lepiej wykorzystany. Dla większości z nas, Europejczyków, kultura rdzennych mieszkańców Ameryki (zarówno północnej, jak i południowej) jest fascynująca. Trudno sobie wyobrazić lepszy grunt dla dreszczowca czy horroru niż tajemniczy, pełen niebezpieczeństw i dziwnych rytuałów świat Indian.
Mimo powyższej krytyki nie można jednak odmówić książce Adama Zalewskiego licznych zalet. Największą z nich jest moim zdaniem lekkość stylu. Powieść można przeczytać jednym tchem, nie zauważywszy nawet, że liczy sobie niemalże 500 stron. Prawdopodobnie dynamika ta wynika z tego, że narrację wypełniają liczne dialogi, natomiast jest bardzo uboga w opisy. Oczywiście powyższe stwierdzenie może być interpretowane na dwa sposoby, w zależności od preferencji czytelników. Ci, którzy nie lubią opisów w ogóle będą bardzo chwalić
Cień znad jeziora. Ci natomiast, którzy preferują prozę bardziej zrównoważoną, mogą być zawiedzeni.
Kolejną zaletą powieści jest to, że obfituje ona w liczne zwroty akcji – nawet, jeśli jesteśmy przekonani, że wszystko dobiegło końca, że już nic więcej nie jest w stanie nas zaskoczyć, i tak dzieje się coś niespodziewanego. Nawet wiedząc, że wobec tego, z czym muszą się zmierzyć, bohaterowie nie mogą nigdy czuć się bezpieczni, dajemy się zwieść pozornemu uczuciu spokoju, jakiego doświadczają. Nic bardziej mylnego. Jednak, mimo wielu zwrotów akcji, książka bywa momentami przewidywalna. Można odnieść wrażenie, że autor ma bardzo mocno wyrobioną potrzebę sprawiedliwości i już po kilku rozdziałach orientujemy się, że wszystkie krzywdy wyrządzone głównym bohaterom zostaną pomszczone.
Nie można pisać recenzji
Cienia znad jeziora, nie wspominając o jego bohaterach. Przez powieść przewija się bowiem bardzo dużo postaci – ich liczba jest tak duża, że często trudno jest się zorientować, o kim właściwie mowa. Tym bardziej, że większość z nich piastuje urząd szeryfa. Każdy z nich ma własną historię, która sama w sobie jest ciekawa, ale połączenie ich wszystkich razem sprawia, że trudno się odnaleźć w fabule.
Na tle wszystkich bohaterów wyróżnia się jednak jeden: znany z innej książki Zalewskiego Jerry Noonan. Moim zdaniem jest to najbardziej realna ze wszystkich postaci. Pozostałe są dość schematyczne, często niespójne psychologicznie. Noonan jest najbardziej wyważony z nich wszystkich: brutalny i pozbawiony zahamowań przed zabijaniem, a jednocześnie bardzo lojalny wobec ludzi, których nazywa swoimi przyjaciółmi. I choć jego postępowanie może być dla niektórych szokujące, bez wątpienia jest pozytywną postacią ze względu na bardzo ścisłe zasady, którymi się kieruje. Zdradza także jednemu z bohaterów swoją drugą osobowość – osobowość „zwykłego” człowieka, czym wprowadza go w bardzo duże zdziwienie.
I tak, nadszedł czas na podsumowanie. Książka Adama Zalewskiego posiada, jak większość powieści, liczne wady i zalety. Pozostawia pewien niedosyt wszystkim tym, którzy oczekiwali trzymającego w napięciu horroru, czy thrillera – muszę bowiem stwierdzić, że przez większość czasu po prostu nie jest straszna. Autorowi nie udało się zbudować odpowiedniej atmosfery grozy, której moglibyśmy oczekiwać. Głównym powodem dla tego może być zbyt duża ilość wątków, przesłaniająca nam ten główny. Groza czająca się nad jeziorem i tylko czekająca, żeby pozbawić życia niewinnych, zostaje zapomniana na rzecz rozterek sercowych, zatargów sprzed lat czy pragnienia zemsty. Jest to zdecydowaną wadą powieści. Jej zaletą natomiast jest to, o czym pisałem już na początku – książkę czyta się łatwo, szybko i przyjemnie i nie można powiedzieć, że nie jest interesująca. Odradzam ją więc wszystkim wielbicielom horrorów – nie zaspokoi waszych oczekiwań. Polecam natomiast tym wszystkim, którzy mają ochotę przeczytać ciekawą historię – bez wątpienia zapewni wam rozrywkę, której poszukujecie.
Wydawnictwo: Grasshopper
Oprawa: miękka
Wprowadzono: 07-05-09
ISBN: 978-83-61725-03-9
Stron: 504
Wymiary: 125x195
Książkę do recenzji dostarczyło Wydawnictwo Grasshopper