Październikowy numer
Nowej Fantastyki to najsilniejszy literacko numer tego roku. Po serii artykułów:
Kreowanie przyszłości,
Co czytają terroryści,
Radowe szaleństwo i
Jak się robi z kosmitami, trafiamy do sekcji prozy polskiej, którą otwiera…
Andrzej Radomski ze swoim opowiadaniem
Jak lustra, które zajęło I miejsce w konkursie literackim
Władcy słów. Autor kreśli postać niezrównanego w boju szampierza, którego sprawność w operowaniu orężem wyprowadziła z nędzy na książęce salony, gdzie karą za zniewagę majestatu władcy są pojedynki do ostatniej kropli krwi. Bohater-fechmistrz, po raz kolejny w swojej karierze, w imieniu księcia staje do walki ze śmiałkiem umyślnie szukającym potyczki. Szybko jednak okazuje się, że nie jest to kolejny lekkomyślny młodzian, chcący zaimponować pannom z pobliskiego szynku. Wspaniałe w swej dynamice opisy walki przeplatają się z ciekawie zarysowaną, stricte fantastyczną wizją wieloświata, tworząc niezwykle wciągającą opowieść, która stopniowo odkrywa przed czytelnikiem swój właściwy sens. Kapitalny warsztat i ciekawy pomysł — oto, jak widać, przepis na literacki sukces.
Bezimienna duetu A.H. Skagestad, to przesycona erotyzmem opowieść o Addilmuti — wysokiej klasy kurtyzanie, która w swym zewnętrznym podobieństwie do lokalnej bogini nie tylko dobrze prosperuje w swoim biznesie, ale także… zaczyna nabierać mocy zarezerwowanych dotychczas tylko dla jej nadnaturalnej patronki. Świadkami tych zadziwiających wydarzeń są bohaterowie — Frechtir i Maurihart — którzy z każdą kolejną zmysłową sesją u Addilmuti unaoczniają sobie mistyczny charakter tych schadzek, a także, co nie mniej istotne, odkrywają w sobie rzeczy, o których nie mieli wcześniej pojęcia. Wielki kunszt autorzy pokazali w prezentowaniu scen erotycznych — porcjując opisy ze smakiem, unikając niepotrzebnej wulgarności, która mogłaby łatwo zniszczyć magiczną otoczkę całości. Żywe dialogi i wyraźnie skonstruowani główni bohaterowie, z którymi łatwo można sympatyzować (lub — przyznajmy — diabelnie im zazdrościć), ugruntowują tylko wysoką klasę, jaką stanowi
Bezimienna.
W Wielkim Lesie mieszka Zła Czarownica Agnieszki Kozioł to krótka forma numeru, która zajęła II miejsce we wspomnianym już konkursie literackim
Władcy słów. Z bólem serca wyznać muszę, że po raz kolejny krótka forma w NF okazuje się literacko podupadać na tle pozostałych tekstów numeru. Nieznajoma szuka Złej Czarownicy, która jako jedna z nielicznych władających magią nie związała się przymierzem z żadną z panujących nad światem sił. Bohaterka liczy, że dzięki temu uzyska jej pomoc w operowaniu wyjątkowo potężnym artefaktem. Rozumiem mocno nakreśloną baśniowość całości, archetypowość postaci i wieńczący całość tani morał — ale z pewnością da się w ramach tak narzuconej konwencji zrobić coś więcej. Tutaj niestety zabrakło pomysłu, choć realizacji sztampowego zamierzenia zarzucić wiele nie można.
W górę światła Teda Kosmatki otwiera sekcję prozy zagranicznej i robi to z niesamowitą mocą. Sporządzona przez autora wizja świata — jako serii nachodzących na siebie pięter niebotycznych rozmiarów budowli, zamieszkałych przez zdegenerowane niedobitki tego, co kiedyś stanowiło
ludzkość — jest kapitalna. Główny bohater, młody chłopak opiekujący się swoją umierającą matką, pałęta się po nieskończonych, zdezelowanych piętrach w poszukiwaniu środków do życia, głównie pożywienia. Nie jest jednak sam; w ciemności, pośród gruzów i brudu długich korytarzy, czają się inni, podobni do niego. Fenomenalny, niezwykle plastyczny pomysł, podlany sosem postapokalipsy, oczarowuje swym mrokiem czytelnika od pierwszych akapitów i to on stanowi o sile utworu. Nie znaczy to jednak, że na innych polach autor zawodzi — wręcz przeciwnie. Podróże bohatera i jego prozaiczne zdawałoby się zmagania ze światem nabierają wręcz heroicznego wymiaru, przez co nie sposób z nim nie sympatyzować. Wspaniały tekst!
W Lesie Królowej Gwyneth Jones to kolejny
leśny utwór numeru, lecz tym razem z pewnością bardziej udany. Mąż i żona — para głównych bohaterów wyrusza w małą przejażdżkę poza miejskie aglomeracje Paryża. Jednak zwykła wyprawa do starych, leśnych ostępów Francji, szybko przeradza się w surrealistyczną, hipnotyczną podróż w głębiny świadomości małżeństwa. Wspaniale została uchwycona plastyczność świata przedstawionego, jego dynamiczna natura, ciągła zmienność form i cykl przeobrażeń, gdzie nic nie jest tym, czym wydaje się być. Takie właśnie, surrealistyczne i jakby z sennych mar wyjęte ujęcie tematu baśniowości naprawdę urzeka, zacierając granicę między prawdą, a fałszem, trzymając czytelnika w niepewności. Jeśli dodać do tego ciekawie zarysowaną psychologię związku głównych bohaterów i mocne zakończenie, otrzymujemy solidny tekst, za który należą się pochwały.
Najlepsze na koniec! Zacznę mocnym stwierdzeniem:
Za burtą Bradley’a P. Beaulieu to niewątpliwie jedno z lepszych opowiadań, jakie kiedykolwiek czytałem. Khrentophar, przedstawiciel starożytnej, potężnej rasy istot morza, musi, tak jak wielu jego pobratymców, służyć ludziom na ich okrętach — jest to rodzaj pokuty, zadanej przez ich króla. Lecz oto nadchodzi możliwość wyzwolenia za dawne winy. Zbliża się wielka morska bitwa i to właśnie udział w niej, z rozkazu podmorskiego władcy, zwolni wszystkich mieszkańców głębin od wszelkich obowiązków. Istoty morza reagują na tę wiadomość z radością, lecz nie Khrentophara, który wątpi w ideę przelewania krwi w imieniu swych władców. Wszystko jednak zmienia się, gdy poznaje spokrewnioną z kapitanem statku małą dziewczynkę o imieniu Neera. Opowieść z perspektywy głównego bohatera to prawdziwy majstersztyk — cudowna mieszanina melancholii za domem-morzem, zniechęcenia i dystansu do ludzi wynikającego z ogromnej przewagi mocy i zdolności, a także pewnej nuty fatalizmu, dodającej do akordów tej narracji wieńczący, piękny ton. Z wielkim kunsztem zarysowany jest też dualizm światów — gdy tylko Khren opuszcza statek (miejsce swej służby), by zanurzyć się w głębinach, czytelnik zostaje tak samo rzucony w wir wspaniałych, barwnych opisów ukazujących wyjątkowość związku tych istot z morzem, niemal romantycznych porównań i głębokich pasaży wewnętrznych monologów bohatera. Ośmielę się stwierdzić, że jest to nawet… poruszająca lektura. Owacje na stojąco!
Numer zamykają felietoniści: debiutujący w tej roli na łamach magazynu Rafał Kosik rozmyślający o podobieństwach między ideałem wszechwiedzącego Boga, a dzisiejszymi technologicznymi możliwościami inwigilacji; Peter Watts ze swoim ewolucyjnym rozumieniem fenomenu religii i religijności w ogóle; i jak zwykle niezawodny Łukasz Orbitowski, ze swoim filmowym kącikiem, piszący o filmie
Rok diabła.
Dla samego
Za burtą z pewnością warto zainwestować w październikowy numer magazynu.
Proza polska:
Andrzej Radomski - Jak lustra
A.H. Skagestad - Bezimienna
Agnieszka Kozioł - W wielkim lesie mieszka zła czarownica
Proza zagraniczna:
Ted Kosmatka - W górę świata
Gwyneth Jones - W lesie królowej
Bradley P. Beaulieu - Za burtą
Publicystyka:
Zapowiedzi
Wojciech Chmielarz - Kreowanie przyszłości
Adam Rotter - Co czytają terroryści
Nie oglądałem oryginalnego Conana - rozmowa z Jasonem Momoą
Marek Grzywacz - Nowa Brytania
Michał R. Wiśniewski - Jak to się robi z kosmitami
Peter Watts - Stres i sakrament
Rafał Kosik - Bóg monitoring
Łukasz Orbitowski - Dwie złote monety
Recenzje:
Książki
Film
DVD
Komiks
Tytuł: Nowa Fantastyka
Numer: 10/2011
Redaktor naczelny: Jakub Winiarski
Redakcja: Maciej Parowski - zastępca redaktora naczelnego, dział literatury polskiej, Jerzy Rzymowski - dział publicystyki, Marcin Zwierzchowski - dział literatury obcej
Wydawca: Prószyński Media
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 23 września 201
Magazyn do recenzji dostarczyło Wydawnictwo Prószyński