Dobierając sobie lektury, kieruję się najróżniejszymi kryteriami: tematyką, autorem, intrygująca recenzją, poleceniem znajomego, czasami nawet tytułem albo okładką. W przypadku
Rezydenta wieży, było to coś zupełnie innego i nieoczekiwanego — pochodzenie autora. Andrzej Tuchorski, który — nie bójmy użyć się tutaj tego słowa — popełnił wyżej wymienioną, dwutomową powieść, urodził się w moim rodzinnym mieście. Czy było to odpowiednie podejście do tej pozycji? Nie byłam tego pewna do samego końca, a już przed rozpoczęciem lektury znałam kilka nienajlepszych opinii na temat książek.
Rezydent wieży to zbiór kilku historyjek, na tom przypada ich po pięć, które relacjonuje nam główny bohater, niejaki Klavres, rezydent wieży Irrum. A kiedy nie opowiada o swoich i nie swoich przygodach, zajmuje się umagicznianiem przedmiotów, tworzeniem dziwnych mikstur, sprzedażą tego wszystkiego oraz innymi zwyczajnymi dla maga zajęciami. Zwyczajna powieść fantasy? Nie powiedziałabym tego o
Rezydencie….
Tuchorski stworzył dość szczególny świat dla Klavresa i jego przyjaciół. Starożytny Rzym. Imperium rzymskie w pełnej krasie rozlewa się na kartach powieści, mieszając z bardziej tradycyjnie pojmowaną fantastycznością, co dało mieszankę dość „wybuchową”. Dodatkowo całość brzmiała dla mnie jak opis przygód z
Ultimy Online — od mieszkania maga, jego zajęć, aż po rozmowy bohaterów. Na dokładkę, do już tej zadziwiającej mieszanki klimatów, autor wrzucił kilka znanych nam z codzienności ciekawostek, jak np. strzykawka w ręku medyczki, wyjęta z jej podręcznego kuferka.
Po prezentacji, dość skrótowej, tego co ma nam do zaoferowania
Rezydent wieży, przyszedł czas na odbiór dzieła. Pierwszy tom przygód Klavresa miał w sobie lekki powiew inności (trochę świeży, trochę oryginalny, trochę zwyczajny), co odczytałam na plus. Spotkanie z nim zaczęło się lekko, chociaż zdecydowanie brakowało jakiejś dawki humoru w tekście. Lektura, o dziwo, była na tyle zajmująca, że spędziłam z książką kilka godzin, ale… zawsze pojawia się jakieś „ale”. Im dalej w las, tym więcej drzew, a w tym wypadku więcej starożytnej dziwności i powagi. Co spowodowało, że przy drugim tomie mój umysł zaczął się buntować, a opowieść Klavresa o jego przygodach zwyczajnie przestała mnie interesować.
Pierwszoosobowa narracja zawsze jest wyzwaniem dla autora. Przy krótkich tekstach sprawdza się zdecydowanie lepiej, przy długich już nie. Tuchorski wprawdzie stworzył swoją powieść z opowiadań, jednak w drugim tomie są one bardziej rozdziałami. I mimo że sama narracja jest na równym poziomie, to jednak nie sprawdziła się ona i stanowi jeden z minusów powieści. Tekst jest momentami przegadany. Gdyby interesowały mnie wszystkie wariacje na temat mitów Grecji i Rzymu, to zwyczajnie sięgnęłabym po jakąś mniej lub bardziej znaną pozycję mitologiczną. Wyszło nudno i wtórnie.
Rezydent wieży to książka napisana poprawienie, i tyle. W zasadzie nie da się powiedzieć o niej nic ciekawego, fabuła ucieka z głowy tak szybko, jak do niej wchodziła — o ile nie szybciej. Słabe debiuty nie zachęcają.
Technicznie obie książeczki są dobre. Objętościowo mieszczą się w przedziale 200-300 stron, a nieduży format ułatwia czytanie. Wydanie estetyczne, okładki obu tomów współgrają ze sobą, tak samo jak opracowanie graficzne wnętrza.
Staranność przy wydaniu tego dziełka jest miła dla oka, ale zdecydowanie się nie zwróci.
Rezydenta wieży mogę zakwalifikować jedynie do czytadeł, ale nawet jak na takie standardy, nie wróże mu wielkiej sławy. Powieść się nie broni.
Rezydent wieży. Księga I / Rezydent wieży. Księga II
Autor: Andrzej Tuchorski
Rok wydania: 2011
ISBN: 978-83-7648-903-2 / 978-83-7648-956-8
Liczba stron: 224 / 288
Format: 125x195mm
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Książkę do recenzji dostarczyło Wydawnictwo Prószyński