W różnych kulturach pojawiają się różne koncepcje bogów – raz jest to bezcielesna istota tożsama z pięknem i dobrem, innym razem jedno bóstwo w trzech osobach itp. Często jednak mamy do czynienia z całymi panteonami, których przedstawiciele zajmują się poszczególnymi „specjalnościami” i charakteryzują się licznymi cechami, które chętniej przypisywalibyśmy ułomnym śmiertelnikom, niż nadludziom. Bogowie ci są zazdrośni, złośliwi, mściwi i zwyczajnie wredni, co w połączeniu z ich niezwykłymi mocami może skutkować przykrymi konsekwencjami dla ludzi, starających się po prostu przeżyć. Jednym z panteonów skupiających tak właśnie przedstawianych bogów, jest ten z mitologii nordyckiej, do którego najwredniejszych członków zaliczyć można Thora. Najnowsza książka Kevina Hearna,
Między młotem a piorunem, opowiada historię konfliktu dość nietypowej zbieraniny bohaterów z tym bogiem piorunów.
Powieść ta jest kontynuacją serii o Atticusie O’Sullivanie — druidzie, który chodzi po ziemi już od paru tysięcy lat i niejedno przez ten czas przeżył. W poprzednich częściach ścierał się z bogami, wiedźmami, kabalistami i demonami — walka z Thorem nie jest więc dla niego niczym nowym. Tym bardziej, że towarzyszą mu: wampir, wilkołak, Perun (słowiański odpowiednik Thora), pewien skandynawski pieśniarz i chiński mędrzec, przy którym Pai Mei wygląda na zwykłego leszcza. Każdy z nich ma jakiś zadawniony zatarg z synem Odyna i potrzebuje pomocy Atticusa w przedostaniu się do domeny nordyckich bogów — Asgardu.
Druid boryka się jednak też z problemami natury bardziej przyziemnej, jak na przykład szkolenie swojej pomocniczki, dbanie o spokój w przybranej małej ojczyźnie (której zagraża inwazja wampirów, wojny wilkołaków i atak niebezpodstawnie zdenerwowanego Bachusa), czy wreszcie troska o własne życie. Wszystkie powyżej przedstawione elementy historii płynnie splatają się ze sobą, tworząc spójną historię pełną zwrotów i wątków pobocznych, które urozmaicają lekturę. Książka Hearne’a nie byłaby też tak dobra, gdyby nie duże ilości inteligentnego, nieco ironicznego i momentami czarnego humoru. Dzięki niemu powieść połyka się niemal za jednym zamachem, a nie jest najkrótsza. Za sprawą lekkiego stylu i solidnie skonstruowanych postaci, czytanie
Między młotem a piorunem to czysta przyjemność, choć z całą pewnością nie jest to przesadnie wymagająca lektura. Przy okazji jednak, autor przemyca sporo ogólnej wiedzy kulturoznawczej, bowiem sięga, podobnie jak Neil Gaiman, do mitologii wielu kultur i przeplata ich elementy w swojej historii.
Od strony redakcyjnej i formalnej niczego nie można
Między młotem a piorunem zarzucić — świetny przekład wspaniale oddaje lekki humor, skład nie utrudnia lektury, redakcja nie przepuściła chyba żadnych baboli i literówek. Okładka i reszta szaty graficznej też wyglądają dobrze i pozostają spójne z pozostałymi częściami cyklu.
Najnowsza książka Kevina Hearna z pozoru wydawać by się mogła przeciętnym czytadłem, jakich mnóstwo jest na rynku, jednak jest czymś więcej. To literatura rozrywkowa pierwszej klasy, która bawi inteligentnie. Połączenie to jest stosunkowo rzadkie, bo przeważnie mamy do czynienia albo z „poważną” literaturą, której każdą stronę czyta się z mozołem, albo właśnie z czytadłami, których lektura nie pozostawia w głowie kompletnie żadnego śladu czy refleksji.
Między młotem a piorunem natomiast, podobnie jak poprzednie części, to ciekawa, niespecjalnie skomplikowana historia, którą zwyczajnie dobrze się czyta. Przy okazji jednak książka ta napisana jest dowcipnie i w świetnym stylu, co czyni ją pozycją zdecydowanie godną zwrócenia na nią uwagi.
Między młotem a piorunem
Tytuł oryginału: Hammerem
Autor: Kevin Hearne
Przekład: Maria Smulewska
Rok wydania: 2011
ISBN: 978-83-7510-498-1
Liczba stron: 405
Format: 200x135mm
Wydawnictwo: REBIS
Książkę do recenzji dostarczyło Wydawnictwo Rebis