Krzysztof Kąkolewski — pisarz, publicysta, reporter. W Polsce dobrze znany przede wszystkim z kontrowersyjnej książki pod tytułem
Co u pana słychać? — zapisu rozmów z hitlerowskimi zbrodniarzami wojennymi. Inne teksty:
Ukradli im czterysta lat czy
Generałowie giną w czasie pokoju wywołały nie mniejszy rezonans. Skrajne emocje, burzliwe dyskusje, pochwalne lub wręcz przeciwnie – zrównujące autora z dnem — recenzje, określenia typu „skandalista” ale też „odważny człowiek” — wszystko to towarzyszy Krzysztofowi Kąkolewskiemu i jego książkom od lat. Czy i tym razem autor opowiedział historię godną uwagi, wywołującą silne emocję?
Jak widać w tym przypadku samo nazwisko to rekomendacja, po której można spodziewać się wiele dobrego. Więc szybko zasiadłem do lektury i niemal od pierwszej strony zaczęły targać mną dwie przeciwstawne siły. Pierwsza szeptała słodko: „niestety, ale tu nie ma nic takiego dobrego, przyciąga uwagę, ale jakoś tak niezbyt mocno.” Z miejsca odpowiedziała druga strona: „poczekaj, to jeszcze nie koniec. Bądź cierpliwy, wydaj osąd po przeczytaniu.” Więc dotarłem do ostatniej strony, i to dość szybko (zaledwie 182 strony). Tu należy postawić pytanie: zawiodłem się na książce, a szczególnie na obietnicy sutej uczty, czy wręcz przeciwnie, to co otrzymałem przerosło me wszelkie fantazje na temat wprost nieziemskiej strawy?
Nim przejdę do odpowiedzi, słów kilka o fabule. Samotna i unikająca nowych znajomości korepetytorka angielskiego, Ziuta, większość swojego czasu spędza w domu. Jej przyjaciółka, Mariola, postanawia trochę rozjaśnić ten szary i monotonny tryb życia. Namawia Ziutę do podjęcia pracy z ogłoszenia zamieszczonego w gazecie. Zlecenie wydaje się być proste: Ziuta ma być świadkiem w wypadku, którego nie widziała na oczy. Początkowo sprawa idzie gładko, ale parafrazując myśl — dobre złego początki. Pierwsze kłamstwo pociąga ze sobą kolejne, a gdy powstaje prawdziwy galimatias ktoś musi przeciąć ten węzeł gordyjski. Czy będzie to Ziuta? Czy wyjdzie z tego cało?
Wracając do pytania na temat jakości strawy — odpowiedź nie przychodzi mi zbyt łatwo, bo książka Krzysztofa Kąkolewskiego jest po prostu nietypowa. Utwór składa się w głównej mierze z dialogów, przez co przypominał mi dramat. Te odczucie pogłębiał fakt, że niemal cała akcja odbywa się w jednym miejscu — w domu Ziuty. Na scenę wchodzą nowi aktorzy, starzy odchodzą. Akcja toczy się wokół jednego wątku i bezlitośnie dąży ku rozwiązaniu. Spodobała mi się ta stylizacja. Co do treści — fabuła jest interesująca, bohaterzy wyraziści, dodatkowo tekst wzbogaca świetna szermierka słowna oraz sporo ciekawych przemyśleń na temat kondycji człowieka w dzisiejszym świecie.
Czy książkę można polecić każdemu? Tak, ale przeglądając pierwsze opinie zawarte w Internecie, zauważyłem, że nie każdemu się podoba.
Widzę śmierć to raczej krótka historia kryminalna, dość mocno scentralizowana (mam tu na myśli skupienie się przez autora na jednym wątku, praktycznie pominięcie tła), ale o solidnej fabule, szybkiej akcji i ciekawych zwrotach. Sądzę, że książka będzie świetną strawą dla czytelnika, który szuka czegoś wykraczającego poza normalny nurt. Pozostałym nie odradzam, ale też nie będę pisał, że „musi się wam spodobać” — wszystko zależy od gustu, a o nim się nie dyskutuje.
Wydawnictwo: Zysk I S-Ka
Oprawa: miękka
Data wydania: 30-01-12
ISBN: 978-83-7506-920-4
Stron: 182
Wymiary: 135x205
Książkę do recenzji dostarczyło Wydawnictwo Zysk i S-ka