Obiecałem sobie, siadając do tej książki, że będę wyrozumiały i pobłażliwy. W końcu sporadycznie mamy do czynienia z tworem tego pokroju – pierwszą publikacją w ofercie nowopowstającego wydawnictwa, wypełnioną wyłącznie tekstami debiutantów. Mówiłem sobie, że spojrzę na całość trochę z przymrużeniem oka, trudno przecież oczekiwać od początkujących autorów warsztatu Pratchetta, Sapkowskiego czy Le Guin. Bardzo chciałem o tej publikacji napisać coś dobrego, żeby poprzeć tę, dobrą przecież, inicjatywę wydawania początkujących pisarzy. Niestety, poległem.
Na pierwszy rzut oka książka prezentuje się więcej niż przyzwoicie. Estetyczna okładka, bardzo dobrej jakości papier – pierwszy plus dla wydawnictwa. W środku otrzymujemy piętnaście tekstów: trzynaście opowiadań, jedną miniaturę i jeden poemat. Wszystkie zaś łączyć winna tematyka, czyli wizje końca świata. O dziwo, trudno w tych tekstach znaleźć większe podobieństwa – drugi plus, tym razem dla autorów, za wielopoziomowe i różnorodne podejście do tematu. Dostajemy więc wśród tych tekstów historię katastroficzną związaną z tajemniczym specyfikiem, który ma zwalczać huragany; pojawia się obraz Ziemi skutej lodem w obliczu zgasłego Słońca; jesteśmy świadkami spotkania Lucyfera z Ewą w czasie Apokalipsy; słyszymy o autorytarnej Polsce XXII wieku, gdzie więźniów zsyła się na skażoną promieniowaniem Ukrainę. Rozmaite są też konwencje: mamy tu – jak zaznacza wydawca – fantasy, science fiction, opowieści realistyczne, umiejscowione w naszych czasach, czy też metaforyczne szkice. Wiele historii, wiele pomysłów.
Zaznaczyłem powyżej, że trudno oczekiwać, aby debiutanci zachwycali warsztatem. Muszę przyznać, że ta antologia zmusiła mnie do częściowego zrewidowania poglądów. Otóż większość tych tekstów jest napisana dobrze – zgrabnie, sprawnie, płynnie. Pojawiają się smaczki, które mogą się podobać; pojawiają się też teksty, które wywołują uśmiech na twarzy. Okazuje się, że nasi rodzimi debiutanci język swój znają w stopniu przynajmniej zadowalającym i potrafią z niego zrobić niezły użytek.
Obecne są też niestety – i w tym miejscu zaczyna się właściwa krytyka tej książki – fragmenty słabe: teksty, które miały być śmieszne, a są żenujące; wtręty, które nie wnoszą nic ani do fabuły, ani do wartości estetycznej opowiadań. Wyraźnie brakuje ręki profesjonalnego redaktora, który wylałby na domorosłego autora kubeł zimnej wody, wkręcił w edytorskie imadło i wycisnął z niego maksimum dobrego pisarstwa. Bo, że są oni zdolni do dobrego pisania, udowadniają co chwilę. Ręki redaktora/korektora brakuje nie tylko na tym poziomie, ale i na etapie ostatnim, to jest przygotowania książki do druku. Liczba literówek, błędów interpunkcyjnych, błędów składniowych i innych nie razi – ona powoduje autentyczną frustrację czytelnika.
Największym jednak problemem całości jest brak pomysłów. A konkretnie, pomysłów dobrych. Zaskakujących, rzucających na kolana, mrożących krew w żyłach i zmuszających do przewracania kolejnych stron. Poza paroma chlubnymi wyjątkami – o których za moment – teksty zebrane w
Pieśniach Końca są sztampowe, pełne schematów fabularnych, do bólu przewidywalne. Bohaterowie przeważnie są nijacy, budzący u odbiorcy głównie obojętność, a umiejętność prowadzenia narracji w takim tempie, żeby czytelnika przykuć do fotela objawia się tutaj w stopniu szczątkowym. Kompletnym nieporozumieniem jest umiejscowiony w środku książki pseudo-poemat pt. „Wielki Syriusz” – nafaszerowana elementami mitologii greckiej papka, która, przy kompletnym braku rymów i innych zabiegów stylistycznych, zachowuje pozory poetyckości tylko za sprawą równej liczby zgłosek w każdym wersie.
Wspomniałem wcześniej o chlubnych wyjątkach i oto one: „Priscilla” autorstwa R. Mori, „Apokalipsa” napisana przez Lavender Blue oraz „Przyjdź” Mateusza Katerskiego. Teksty z pomysłem, sprawną narracją i niezłymi dialogami. Do tego oferujące wizje, które na dzień po przeczytaniu wciąż mamy w pamięci – czego, niestety, nie można powiedzieć o znacznej części tej antologii. Gdyby nie te trzy opowiadania, książka byłaby do niczego.
Podsumowując: teksty są napisane sprawnie, nie ocierają się jednak o dobrą literaturę, zarówno w kwestii pomysłów, jak i technik narracyjnych. Estetyczny wygląd, który odchodzi w niepamięć, gdy otwieramy książkę i cała sfera redaktorska – czysto metaforycznie – kopie nas w części intymne. Trzy naprawdę godne uwagi teksty spośród piętnastu. Czy to wszystko, na co stać polskich debiutantów i nowopowstające polskie wydawnictwa? Mam szczerą nadzieję, że nie.
Ocena: 5/10
Antologia Pieśni Końca
Wydawnictwo: Uguisu
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 248
Oprawa: miękka
Wymiary: 148 x 210 mm
Autorzy:
Łukasz Palen - "Zaciemnienie"
R. Mori - "Priscilla"
Katarzyna Łuczka - "Koniec świata!"
Dorota Wójcik - "Diagnoza"
Karolina Firlej - "Kolory"
Maciej Masłoń - "Sprawiedliwość dla wszystkich"
Katarzyna Łuczka - "Zegarmistrz"
Marcin Byliński - "Dzisiaj"
Tomasz Połoński - "Wielki Syriusz"
Piotr Szczeponik - "Księga Końca"
Agnieszka Metelska - "Podniebie"
Lavender Blue - "Apokalipsa"
Karolina Firlej - "Nienawiść"
Anna E. Walczak - "Życiowe Odkrycie"
Mateusz Katerski - "Przyjdź”
Książkę do recenzji dostarczył Wydawca:
Wydawnictwo Uguisu