Recenzje >> Książki >> Ktoś we mnie

| | A A


Autor: Greg
Data dodania: 2009-12-07 11:27:56
Wyświetlenia: 5719

"Ktoś we mnie", Sarah Waters - recenzja

Sarah Waters to angielska pisarka, autorka pięciu powieści, laureatka nagrody British Book Award w kategorii Autor Roku oraz nagrody Stowarzyszenia Autorów Powieści Kryminalnych za Złodziejkę. Jej najnowsza powieść nosi polski tytuł Ktoś we mnie (ang. The Little Stranger). Ładnie zaprojektowana okładka, przedstawiająca duży, zamazujący się na brzegach dom wprowadza nas w klimat i budzi zainteresowanie już od momentu wzięcia książki do ręki. Natomiast opis znajdujący się na okładce, zapewnia, że po jej przeczytaniu nie będziemy rozczarowani. Czy aby na pewno?

Fabuła na samym początku przedstawia się bardzo ciekawie. Doktor Faraday przypadkiem trafia do dużej i starej posiadłości Hundreds, zamieszkałej przez rodzinę Ayersów: panią Ayers, jej córkę Caroline oraz syna Rodericka. Wezwanie do rutynowego przypadku skutkuje nawiązaniem znajomości, która z czasem przeradza się w zażyłość. Lekarz już od pierwszej chwili jest bardzo poruszony ich trudną sytuacją. 

Dziedzic rodu Ayersów, Roderick, nigdy nie poradził sobie z przeżyciami z wojny – przez całe lata odmawiał leczenia odniesionych w jej trakcie obrażeń i coraz bardziej zamykał się w sobie, nie mogąc sobie poradzić z narastającymi problemami finansowymi. Matka martwiła się o niego, a jednocześnie jako osoba starej daty, przedstawicielka przedwojennej szlachty, nie umiała pogodzić się z myślą, że ich rodzinny dom coraz bardziej popada w ruinę. 

Kłopoty finansowe zdają się największymi, z jakimi borykają się Ayersowie, kiedy ich poznajemy i to właśnie one wywołują najwięcej współczucia u doktora Faradaya. Zwykł on bowiem przychodzić do dworu jako dziecko (jego matka była tam służącą), a obecnie nie może patrzeć na to jak niszczeje. Z czasem zaprzyjaźnia się z rodziną i stara się pomagać jej we wszystkim, w miarę możliwości. Wkrótce jednak w tym już i tak nieszczęśliwym domu zaczyna dziać się coś nie tylko złego, ale i bardzo dziwnego, z czym nie może sobie poradzić. Mieszkańcy Hundreds, począwszy od Rodericka, poprzez służbę, starą panią Ayers, a w końcu Caroline stają się coraz bardziej przekonani, że poza nimi w domu mieszkają tytułowi little strangers. Świadectwem ich obecności są niecodzienne zjawiska, takie jak latające przedmioty, kroki dające się słyszeć w pustych pomieszczeniach i napisy pojawiające się na ścianach, które doprowadzają wszystkich do wyczerpania nerwowego, a w końcu są bezpośrednim powodem szeregu nieszczęść, dotykających rodzinę. Temu wszystkiemu próbuje zapobiec główny bohater , który jako gruntownie wykształcony lekarz jest przekonany, że w domu nie dzieje się nic nadprzyrodzonego, a wszystko jest jedynie wynikiem zaburzeń psychicznych jego mieszkańców. Nikt jednak nie daje mu wiary…

Jak widzimy sama fabuła książki jest bardzo ciekawa i ma duży potencjał. Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że autorka go nie wykorzystała. Bardzo zręcznie wprowadziła nas w historię. Ciekawie opisała sam dom, który w powieści stał się jakby oddzielną postacią, żeby nie powiedzieć - jej głównym bohaterem. Zabieg ten uważam za najmocniejszą stronę książki. Niestety po, jak już wspomniałem dobrym wstępie, spotyka nas zawód. Akcja powieści rozwija się bardzo powoli, a następujące co jakiś czas dziwne wydarzenia wypadają bardzo blado. Nie porywają nas, ani nie wzbudzają strachu. Oczywistym celem autorki było przekonać nas, że w domu dzieje się coś niezwykłego, nie udaje się jej to jednak. Opisy wydarzeń nie są na tyle przekonujące, żebyśmy uwierzyli w to na równi z mieszkańcami Hundreds. 

Kolejnym minusem fabuły, a przy okazji tym, co ją najbardziej spowalnia, jest niezwykle przewidywalny wątek miłości doktora Faradaya i Caroline. Na chwilę (czyli w zasadzie kilkadziesiąt stron) zapominamy o dziwnych wydarzeniach, pękających lustrach, a nawet o chorobie psychicznej Rodericka. Jesteśmy przymusowymi świadkami miłości pana w średnim wieku i młodej dziewczyny. Wątek ten, choć urozmaica nieco fabułę, uważam za niepotrzebny, gdyż psuje całą atmosferę, którą autorka starała się zbudować na początku książki i niepotrzebnie odrywa uwagę czytelnika od tego, co istotne.

Zanim zakończę, pozostaje mi ocenić język i kreację postaci w powieści. Jeśli chodzi o styl – nie można autorce nic zarzucić. Książkę czyta się lekko i chciałbym napisać również, że przyjemnie, ale tego niestety zrobić nie mogę. Nie jest to jednak wina języka, a tego, że przez długi czas w powieści po prostu nic się nie dzieje – miejscami jest zwyczajnie nudna. Kreacja postaci również pozostawia wiele do życzenia. Doktor Faraday jest starym kawalerem, synem pokojówki, lekarzem mieszkającym w niewielkiej wsi pod Londynem. Bardzo wyraźnie odczuwa swoją przynależność klasową, a więc i niższość, nie tylko wobec rodziny, z którą się związał, ale także wobec innych lekarzy. Wszystko co robi i mówi, można nazwać nieciekawym i schematycznym. Zatem, kiedy zakochuje się w Caroline, spodziewalibyśmy się, że będzie się zachowywał w sposób dość typowy. Nie zachowuje się. Czy to źle? Niby nie, ale dlaczego jego czyny i słowa kojarzą nam się z czynami i słowami pensjonarki? Mam wrażenie, że autorka nie potrafiła się wczuć w psychikę mężczyzny, a zatem postać ta wypadła nie tylko nieciekawie, ale też niespójnie.

Podobne uwagi można mieć także do innych bohaterów, może poza Roderickiem . Jego postać wzbudziła moje zainteresowanie, ponieważ ma dynamiczny charakter: najpierw jest zamknięty w sobie, później zaczyna się trochę otwierać, jednak pod wpływem tajemniczych wydarzeń popada w obłęd. Jest jedyną postacią w książce, która zdobyła moją uwagę, zainteresowanie i współczucie.

Podsumowując, obiecano nam zapierającą dech w piersiach przygodę, zetknięcie się z nieznaną i niebezpieczną siłą. Odrobinę akcji i wiele emocji. Zamiast tego otrzymaliśmy bardzo znikomą ilość akcji, tyleż samo emocji. Mieliśmy przeczytać powieść o niezwykłych wydarzeniach w wielkim i tajemniczym domu – zamiast tego mamy historię miłosną bohatera, któremu po raz kolejny nie poszczęściło się w życiu. Obiecano nam, że nie będziemy rozczarowani. I tej obietnicy również nie dotrzymano.

Kategoria: Literatura światowa
ISBN: 978-83-7648-247-7
Tytuł oryginału: The Little Stranger
Data wydania: 06.10.2009
Format: 142mm x 202mm
Liczba stron: 464
Oprawa: miękka
Tłumaczenie: Magdalena Moltzan-Małkowska

Książkę do recenzji dostarczyło Wydawnictwo Prószyński

Lubię to
 Lubi to 0 osób
 Kliknij, by dołączyć
Zobacz też
Słowa kluczowe: ktoś, we, mnie, sarah, waters, prószyński, recenzja

Podobne newsy:

» Nowa Fantastyka 04/2012 - zapowiedź
20%
» Pyrkonowa promocja na książki Prószyńskiego!
20%
» Nowa Fantastyka 06/2012 - zapowiedź
20%
» Nowa Fantastyka 07/2012 - zapowiedź
20%
» Nowa Fantastyka 09/2012 - zapowiedź
20%
 
Podobne artykuły:

» Schron 7/7 - recenzja!
33%
» Pan Błysk - recenzja
33%
» Łups! - recenzja
33%
» Dyscyplina - recenzja
33%
» Szkieletowa załoga - recenzja!
31%

Mamy 2 zapisanych komentarzy

_LadyMrygacz
2010-04-04 11:23:56
| Odpowiedz
Nie zgadzam się z przedstawioną powyżej recenzją "Ktoś we mnie". Przeczytałam tę książkę jednym tchem i uważam iż wszystkie postaci zarówno Rodericka jak i dr. Faradaya są interesujące i wielowymiarowe. Fabuła jest wciągająca i tam gdzie trzeba straszy a wątek romantyczny jest zręcznie wpleciony w całość.
Ta książka jako jedna z niewielu posiada "duszę", ten niesamowity klimat, który już niestety spotykamy w książkach coraz rzadziej. Polecam wszystkim bo każdy znajdzie tutaj coś dla siebie.


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.
_chichimera
2011-05-04 22:45:07
| Odpowiedz
"Oczywistym celem autorki" - nie wydaje mi się, żeby autor recenzji trafnie wyłowił ten cel - może ma - jak doktor Faraday w powieści - tendencje do pochopnych i mało wnikliwych diagnoz. Jak dla mnie - książka nie tylko mnie pochłonęła absolutnie, ale też wzbudziła podziw dla autorki. Jest genialna. To jedna z najlepiej skonstruowanych powieści jakie czytałam w życiu. Pewien profesor literatury powiedział, że w prozie/poezji każdy szczegół powinien być "po coś", jeśli jest po nic, jeśli nie ma znaczenia - to nie powinno go tam być. Tak jest w tej książce - ani jednego zbędnego słowa, ani jednego zbędnego wątku.

Słyszałam opinie, że książka ma otwarte zakończenie. To nieprawda, zakończenie jest jak najbardziej jednoznaczne, a uważny czytelnik znajdzie w niej odpowiedzi na wszystkie jej zagadki


Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.


Dodaj komentarz, użytkowniku niezarejestrowany

Imię:
Mail:

Stolica Polski:



Twój komentarz został dodany!

Kliknij, aby odświeżyć stronę.




Artykuły

Literatura
Główne Menu


Polecamy

Patronujemy
Aktywność użytkowników
madda99 zarejestrował się! Witamy!
_bosy skomentował Blood 2: The Chosen - recenzja
_vbn skomentował Mapy Starego Świata
wokthu zarejestrował się! Witamy!
_Azazello Jr skomentował Gdzie diabeł nie mówi dobranoc. "Mistrz i Małgorzata”, Michaił Bułhakow - recenzja
Gabbiszon zarejestrował się! Witamy!
Liskowic zarejestrował się! Witamy!
_Kamila skomentował "Brudnopis", Siergiej Łukjanienko - recenzja

Więcej





0.107 sek